Jeszcze słychać echa sporów o ACTA, a już do mediów przeciekła kolejna ustawa, która może zaniepokoić użytkowników sieci. Resort Michała Boniego szykuje nowelizację, według której dostawcy internetu mają gromadzić informacje o odwiedzanych przez klientów witrynach. W celu zweryfikowania, czy świadczona usługa jest zawsze tak samo szybka. Czy aby na pewno? Sprawdzamy podejrzaną ustawę.
Polakom udało się odeprzeć międzynarodowe ACTA, czy równie dobrze pójdzie im z krajową ustawą? Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji szykuje dla internautów niespodziankę: będzie kontrolować, czy szybki internet rzeczywiście jest zawsze szybki. Niestety, pomysł ten tylko brzmi dobrze, bo tak naprawdę jest to wilk w owczej skórze. Jak bowiem rząd zamierza sprawdzać prędkość łączy? Czyżby nasz internet miał być niewiele lepszy niż w Iranie?
- Na wypadek ewentualnych reklamacji będziemy zmuszeni przez 12 miesięcy przechowywać szczegółowe informacje o tym, z jakimi stronami łączył się użytkownik oraz jakie pliki i skąd pobierał - zdradził "Dziennikowi Gazecie Prawnej" anonimowy pracownik jednego z największych polskich dostawców. Taką ewentualność potwierdza Krajowa Izba Gospodarcza Elektroniki i Telekomunikacji. Według jej ekspertów, tylko zbierając takie dane można określić, czy w danym dniu i o danej godzinie nastąpił spadek prędkości transmisji. Czyli dostawcy będą kumulować informacje o praktycznie każdym ruchu internauty. Słowo "inwigilacja" nasuwa się w takim przypadku samo. Co do intencji takiego prawa nie ma wątpliwości Paweł Zienowicz z Wikimedia Polska.
Celowa inwigilacja...
- Jeżeli władza chce, by zbierano takie informacje, to po to, żeby były z tego jakieś efekty. Jakie one będą zależy od władzy. Ale z jakością transmisji to nie ma nic wspólnego - oświadczył spokojnie Zienowicz - Byłoby to, oczywiście, naruszenie prywatności - dodał rzecznik Wikimedia. Jego zdaniem, nie należy się tym jednak martwić. Dlaczego?
- W tej chwili prowadzone są różne prace legislacyjne, ustawy, dyrektywy, zakusy polityków na ograniczenie wolności w internecie - wyjaśnił nasz rozmówca. - Ale wątpię, żeby ta ustawa została wdrożona. Polska pokazała siłę organizacji społecznych. Opanujemy sytuację - zapewniał nas Zienowicz. Inni eksperci widzą jednak drugie dno w całym projekcie. Jakie?
… czy telekomunikacyjna prowokacja?
- Nie można wykluczyć, że straszenie inwigilacją to zagrywka dostawców internetu, którzy nie chcą zostać zmuszeni przez rząd do zapewnienia minimalnej jakości usług - powiedział nam pragnący zachować anonimowość specjalista. - Oczywiście, nie muszę mieć racji, ale skłaniałbym się ku postanowieniom rządu. Jak wiadomo, wielu dostawców nie dostarcza internetu o obiecywanej prędkości, bo ich infrastruktura jest fatalnej jakości - wyjaśnił ekspert. Jak dodał, dotyczy to szczególnie TP SA.
Jednak rzecznik Telekomunikacji Wojciech Jabczyński zaprzecza takim teoriom spiskowym. I podkreśla, że providerzy internetowi nie mają zbyt wielkiego pola manewru, bo ręce związuje im prawo.
- Staramy się zapewnić jak najlepszą jakość usług, w tym stabilność i prędkość, bo zależy nam na zadowoleniu klientów - oświadczył Jabczyński. - Jeśli chodzi o przekazywanie danych, to nie mamy tutaj żadnego wyjścia: jeśli służby mundurowe domagają się informacji, które prawnie jesteśmy zobowiązani im przekazać, to to robimy - wyjaśnił rzecznik.
Rząd tylko chce zrobić obywatelom dobrze
By wyjaśnić wątpliwości dotyczące nowelizacji, sięgnęliśmy do źródła, czyli ministerstwa. Rzecznik Artur Koziołek nie chciał komentować teorii spiskowych dotyczących dostawców, ale wyjaśnił pokrótce założenia ustawy i jej cele.
- Przede wszystkim chcemy, by umowy podpisywane z dostawcami były przejrzyste, czytelne i zrozumiałe dla klientów. Żeby była w nich określona prędkość od do, przepływowość, jak konkretnie wygląda usługa - oświadczył Koziołek. - Dodatkowo, dążymy do tego, by skrócono czas, na który podpisuje się umowy. Obecnie jest to 2 lata, my chcielibyśmy skrócić to do roku, a nawet mniej - wyjaśnił rzecznik.
Jak zaś ma wyglądać sprawa domniemanej inwigilacji? Według Koziołka, zbieranie informacji ma służyć głównie jednej rzeczy: właśnie kontrolowaniu tego, jak wiele danych o klientach pozyskują providerzy internetowi.
Ustawa na pewno wzbudzi jeszcze nieraz kontrowersje, chociaż projekt nie jest najnowszy - ma już około dwa lata. Zainteresowanych zapraszamy jednak do zapoznania się z jej treścią. Na szczęście, w przeciwieństwie do ACTA, dostęp do niej jest bezproblemowy i pełną treść nowelizacji można przeczytać tutaj.