Ruch Poparcia Palikota tonie. I nie chodzi wcale o sondażowe wyniki, ale o długi stowarzyszenia, które jest zapleczem partii. Do jego siedziby wydzwaniają zniecierpliwieni wierzyciele, którzy nie spodziewają się szybkiego zwrotu pieniędzy za kampanię wyborczą.
Szacuje się, że zadłużenie stowarzyszenia wynosi około 300 tysięcy złotych, choć dokładna kwota nie jest znana - relacjonuje Michałowi Krzymowskiemu, który sprawę opisał w Newsweeku" Bogumiła Muller z zarządu stowarzyszenia. Prawie drugie tyle, bo aż 230 tysięcy musiała spłacić sama partia po kampanii wyborczej. Pieniądze trafiły do około 150 firm, głównie małych, bo na ich właścicielach większe wrażenie robiło nazwisko "Palikota".
- Przelali mi pieniądze 2 maja, ale nic im więcej nie wydrukuję, nawet na makulaturze - mówi "Newsweekowi" Zbigniew Jaskulski, właściciel zakładu poligraficznego z Krosna. - Dziady francowate. Dzwoniłem, pisałem i nic, żadnej odpowiedzi. Żeby chociaż ktoś mi powiedział: "Przepraszamy, oddamy za dwa miesiące". Oddałem sprawę do sądu i pozwu nie wycofam, nie daruję im. Wielki Palikot. Ze świńskim ryjem będzie po telewizjach chodzić i o praworządności opowiadać. Najpierw to niech on się nauczy, k... jego mać, długi spłacać - żalił się przedsiębiorca.
Ruch skrzętnie wykorzystuje też sympatię przedsiębiorców, którzy przelewają na jego konto niemałe kwoty i ofiarują różnego rodzaju usługi lub elementy wyposażenia za darmo. Tak było w przypadku wrocławskiego biznesmena Alfreda Mateji, który użyczył platformy pod jeżdżący po mieście w czasie kampanii billboard z podobizną jednego z kandydatów. Wincenty Elsner posłem został, ale za lawetę nie zapłacono.
Jednak zakochany w liderze Ruchu przedsiębiorca nie domaga się pieniędzy. Palikotowi nawet podarował jego portret, na którym lider ruchu wystylizowany został na Stańczyka. - Przywieźliśmy go do biura w Warszawie i pytamy Palikota: "Gdzie wieszamy obraz od Freda?". A on na to: "Zabrać mi to paskudztwo z oczu. Najlepiej do piwnicy". I zanieśliśmy. Wywieszaliśmy je tylko wtedy, gdy Fred dzwonił, że wybiera się do Warszawy. Żal byłoby takiego sponsora - relacjonował były działacz Ruchu.
Wiele płatności załatwiano gotówką, bez przepuszczania ich przez konto stowarzyszenia. Palikot mówił skarbnikowi: "Na rogu ulic tej i tej będzie stał mężczyzna, on przekaże ci gotówkę". Sam też dawał ją ówczesnej szefowej Ruchu Poparcia Palikota Katarzynie Izodorczyk. To ona zresztą jako pierwsza poinformowała o kłopotach finansowych stowarzyszenia. Gdy we wrześniu 2011 roku spotkała się z przywódcą w radiu TOK FM, Palikot zrobił jej karczemną awanturę.
To jednak nie zmieniło polityki stowarzyszenia i nadal funkcjonuje ono "na przelew", czyli możliwie długo odracza płatności. Ma też różne pomysły na sfinansowanie działalności. Niedawno planowano bal dla biznesmenów z wejściówkami po 20 tys. zł od pary, ale nie było pieniędzy na zarezerwowanie sali.
Teraz Ruch chce wykorzystać doświadczenie posła Artura Dębskiego w imporcie artykułów "wszystko po 5 złotych" z Chin i wypuścić na rynek serię produktów z logo partii. Mają się wśród nich znaleźć świńskie ryje, wibratory z podobizną lidera, małpki z wódką Palikotówką. - Wibratory mają być przyozdobione twarzą samego lidera Ruchu. Dzięki temu powiedzenie: "Zostałem wykorzystany przez Palikota" nabierze nowego znaczenia - podsumowuje Kornel Lenkowski, który tydzień temu przeszedł z Ruchu do SLD.