Mocnych momentów było kilka. Największe poruszenie wywołała Lady Gaga z piosenką „Till It Happens To You”. Zachwycona publiczność wstała, a na scenę wyszły ofiary przemocy seksualnej, które miały wypisane na rękach hasła takie jak - „To nie twoja wina”.
Tegoroczne Oscary miały być kontrowersyjne ze względu na protest niektórych filmowców, którzy sprzeciwiali się braku czarnoskórych aktorów i twórców wśród nominowanych. Prowadzący ceremonię Chris Rock, który sam jest czarnoskóry, starał się obrócić tę aferę w żart i chyba udało mu się rozładować napiętą atmosferę.
Ta przemowa już została okrzyknięta jedną z najlepszych w historii.
– Witam na gali wręczania Oscarów, inaczej znanej jako White People Choice Awards – powiedział witając gości zebranych w Teatrze Dolby w Los Angeles. – Gdyby nominowali gospodarza, nie dostałbym nawet tej pracy. Oglądalibyście teraz Neila Patricka Harrisa - mówił Chris Rock. – Ludzie mówili, że powinienem to rzucić, ale jak to jest, że zawsze rzucenie roboty sugerują ci, którzy są bezrobotni? – prowokacyjnie stwierdził Rock.
I dodał: – Przed laty byliśmy za bardzo zajęci byciem gwałconymi i bitymi, żeby przejmować się tym, kto dostanie Oscara za najlepsze zdjęcia – zażartował, ale miał na myśli lata niewolnictwa i dyskryminacji czarnoskórych, którzy nie byli dopuszczani do życia publicznego, a do Hollywood nie mieli nawet wstępu.
Wielkim wydarzeniem była obecność wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena, który ze względów bezpieczeństwa nie pojawił się na czerwonym dywanie. Polityk wyszedł na scenę, aby zapowiedzieć występ Lady Gagi, jednak publiczność wstała i przywitała go gorącymi oklaskami. Biden był zakłopotany, powiedział, że ze wszystkich zebranych ma najmniejsze zasługi dla kinematografii i owacje mu się nie należą. W swoim wystąpieniu mówił o wsparciu osób molestowanych seksualnie, o tym, jak ważne jest robienie wszystkiego, żeby takich sytuacji było jak najmniej.
Tegoroczne Oscary z pewnością przejdą do historii. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby ktoś dostał statuetkę kilka razy pod rząd. Dokonali tego twórcy filmu „Zjawa” - operator Emmanuel Lubezki i reżyser Alejandro Gonzalez Inarritu. W zeszłym roku panowie byli nagrodzeni za „Birdmana”, a dwa lata temu Lubezki otrzymał Oscara za „Grawitację”, co czyni go pierwszym autorem oscarowego hattricka.
Bardzo wzruszająca była scena wręczenia nagrody za muzykę do filmu „Nienawistna Ósemka” Quentina Tarantino. Słynny na całym świecie włoski kompozytor Ennio Morricone, mimo wcześniejszych nominacji i Oscara za całokształt twórczości, dopiero teraz otrzymał swoją pierwszą statuetkę za pojedynczy projekt.
Mistrz wyszedł na scenę w towarzystwie tłumacza, a widzowie mogli dostrzec, że ten starszy człowiek jest bardzo słaby fizycznie. Mimo to zwrócił się do zebranych w Los Angeles filmowców po włosku, z wielką klasą. Był wdzięczny, że mógł wziąć udział w tak wspaniałej produkcji i współpracować z Tarantino. Podziękował swojej żonie, a publiczność biła mu brawo na stojąco.
Podczas tegorocznych Oscarów najczęściej poruszanym tematem była dyskryminacja rasowa - filmowcy zwracali uwagę na to, że dotyczy nie tylko czarnoskórych, ale wszystkich ras. Oprócz tego poruszany był temat przemocy seksualnej, DiCaprio zwrócił uwagę na zwiększające się zanieczyszczenie środowiska, a Sam Smith - autor piosenki „Writings On the Wall” do filmu „Spectre” powiedział, że jest chyba pierwszym homoseksualnym muzykiem, który otrzymał tę nagrodę. – Stoję tutaj jako dumny gej, dedykuję tę nagrodę społeczności LGBT – powiedział wzruszony Smith.
Tegoroczna gala była gratką dla fanów animacji komputerowej i najnowszych technologii. Na scenie pojawiły się Minionki, bohaterowie "Toy Story" i roboty z "Gwiezdnych Wojen" - wszystkie postacie - jak żywe!