Pamiętam jak w dzieciństwie powiedziałem do kolegi: „a wyobraź sobie, jak super by było, gdybyśmy w komputerach mogli mieć nagrywarkę i odtwarzacz CD oraz DVD w jednym!”. Niedługo później stało się to rzeczywistością. Minęło kilka lat, a wyżej wymienione praktycznie straciły rację bytu w codziennym użytkowaniu komputera. Czemu o tym wspominam? Bo i w motoryzacji jest grupa rzeczy, o których jeszcze kilkanaście lat temu byśmy nie pomyśleli, a dziś są dla każdego oczywistą oczywistością.
Uprzedzam już na starcie – nikt, kto miał okazję jeździć nowszymi (niekoniecznie nowymi) samochodami, nie znajdzie tutaj nic, z czym już nie miał do czynienia. Mimo to, warto spojrzeć trochę wstecz i przypomnieć sobie, jak to było chociażby w latach 90. Listę robimy przy okazji testu nowej Optimy ze stajni koreańskiego producenta KIA, która w testowanej wersji ma wszystkie opisywane „dogodności”.
Sama KIA Optima to naprawdę ładny i sensowny sedan, który i potrafi zrobić wizualne wrażenie, i spełnić praktyczną rolę. W oczy rzuciło się sporo miejsca dla pasażerów oraz w bagażniku, a portfel docenił pozamiejskie spalanie na poziomie 6l/100km. Ceny wahają się od 90 do 128 tys. zł zależnie od wersji wyposażenia. Niestety standardowo już dokupienie dodatków (m.in. tych, które opisujemy) potrafi wywindować cenę o kolejne tysiące w górę.
Tym razem Optima nie jest jednak bohaterem standardowego testu, a modelem, na którym pokażemy, do czego kierowcy są dziś przyzwyczajeni, a jeszcze jakiś czas temu nawet by o tym nie pomyśleli.
1. Kamery cofania
Niedawno znajomy opowiedział mi anegdotę o pierwszych czujnikach parkowania. Nie wiem, na ile jest prawdziwa, ani z jakich lat pochodzi, ale podobno kiedyś widział samochód, w którym podczas parkowania z nadwozia wysuwały się wysokie atenki, na podstawie których kierowca mógł określić odległość od przeszkody. Brzmi pomysłowo, ale nieco topornie. Dziś standardem są nie tylko czujniki dźwiękowe, ale także komplet kamer.
Najpopularniejsze są te cofania, które dodatkowo wspierane są odpowiednią kolorystyką na wyświetlaczu. W droższych i bardziej zaawansowanych systemach mamy kamery z absolutnie każdej strony, do tego dochodzi widok z lotu ptaka. Przy takim wsparciu naprawdę trzeba starać się, żeby w coś „puknąć”. Z drugiej strony, po jakimś czasie przesiadka do samochodu bez wsparcia kamery bardzo szybko uświadamia, jak się do nich przyzwyczailiśmy.
2. System automatycznego parkowania
To coś, co lata temu mogliśmy wyobrażać sobie jedynie w filmach. Bo nie chodzi tylko o kamery pokazujące auto z każdej strony, ale o auto, które faktycznie samo parkuje! Zbawienie dla wszystkich, którzy mają problem zwłaszcza z parkowaniem równoległym. To naprawdę działa, choć lepiej unikać wyjątkowo ciasnych miejsc. I najważniejsze: cały czas trzymać nogę na hamulcu. Tak w razie czego. Ciekawe, czy za kilka lat taką samą oczywistością będą samojeżdzące samochody. Google już teraz walczy tutaj na ostro.
3. Martwe pole
- Panie policjancie, ale jago nie widziałem w lusterku. Naprawdę go tam nie było, nagle mi wyjechał – brzmią pewnie tysiące tłumaczeń przy okazji stłuczek. To efekt tzw. martwego pola, o którym lepiej nigdy nie zapominać. Ten ułamek sekundy, w którym mijający samochód staje się dla nas niewidoczny. Niby na chwilę, ale często ta chwila wystarczy, żeby akurat wtedy zmienić pas i bach, stłuczka gotowa. Zwłaszcza w mieście, gdzie przy sporej ilości pasów i dużym natężeniu ruchu, jest o to o wiele łatwiej. Stąd też systemy monitorowania martwego pola w lusterkach, które producenci nazywają na swój sposób. Kia postawiła na Kia Blind Spot Detection.
System działa w kilku opcjach. Czasami to tylko delikatne światełko przy lusterku, które daje znać, żeby teraz lepiej nie zmieniać pasa. Innym razem dochodzi do tego dźwięk w momencie gdy wrzucamy kierunek i chcemy wskoczyć na inny pas. Ważne, by był to dźwięk słyszalny, ale nie irytujący. Wtedy łatwo doprowadzić do sytuacji, w której kierowca będzie chciał go po prostu wyłączyć.
4. Zmiana pasa
Kolejny ze scenariuszy, który w dzieciństwie mogliśmy wyobrażać sobie raczej tylko w filmach. Mowa o KIA Lane Assist, czyli systemie, który pilnuje, by auto cały czas trzymało się na odpowiednim pasie ruchu. Niezamierzony zmiany są szybko sygnalizowane, a tor jazdy samochodu odpowiednio kontrolowany. Oczywiście nie można na tym polegać całkowicie, bo drastyczna i szybka zmiana tutaj nie pomoże, ale w przypadku delikatnego schodzenia na drugi pas, system sprawnie reaguje. Z drugiej strony, czasami nieprzypadkowo jedzie się nieco szerzej, wtedy automatyczne „powroty” mogą lekko przeszkadzać.
5. Aktywny tempomat
Okej, tempomat zna prawie każdy. O aktywnym tempomacie słyszało już mniej osób. Najprościej mówiąc, to system, który sprawia, że auto do pewnej prędkości… samo jedzie i hamuje. To rozwiązanie bardzo przydatne w korkach, gdzie często poruszamy się ślimaczym tempem. Kierowca może ustalić prędkość oraz pożądaną odległość od poprzedzającego go auta, a wtedy jego samochód zacznie sam jechać. Mimo że ten system jeszcze ani razu mnie nie zawiódł (a z ciekawości testowałem go dużo razy), nadal nie mogę powstrzymać się od trzymania nogi na hamulcu. Tak w razie czego.
6. Autohold
System, który - czysto teoretycznie - pod znakiem zapytania stawia konieczność „ruszania z górki” na egzaminie na prawo jazdy. Pewnie, powinien potrafić to każdy, ale samo rozwiązanie jest bardzo wygodne i zdejmuje tą odpowiedzialność z kierowcy. Zwłaszcza na wzniesieniach w miastach, gdzie często trzeba swoje odstać. System ten automatycznie „zaciąga” hamulec ręczny w momencie gdy auto zatrzyma się na górce i zwalnia go, gdy klikniemy sprzęgło (przy skrzyniach manualnych) lub gaz (przy skrzyniach automatycznych)
7. Automatyczna skrzynia biegów
Dla wielu oczywista oczywistość, dla innych coś, przed czym wzbraniają się jak mogą. Znam i jednych, i drugich. Zaskakujące, że ci drudzy, gdy tylko zaczną jeździć z automatem, nie wyobrażają sobie już bez nich życia. Sam do nich należę. To nieco droższe, ale niesamowicie wygodne rozwiązanie, które sprawia, że jazda jest jeszcze przyjemniejsza. Mimo to, kierowca, który nie umie jeździć manualem, to nie kierowca. Do tej pory pamiętam historię z USA, gdzie dwóch złodziei nie potrafiło odjechać kradzionym samochodem, właśnie dlatego, że miał manualną skrzynię biegów.