O wycinanie nawet 600-letnich drzew została oskarżona Ikea. Według organizacji ekologicznych należąca do tego meblowego giganta spółka Swedwood wycina drzewa w lasach pierwotnych w rosyjskiej Karelii, gdzie rosną kilkusetletnie drzewa.
O sprawie poinformował brytyjski Guardian. Anders Hildeman, który w Ikei odpowiada za pozyskiwanie drewna (używanego przy produkcji 60 procent produktów tej firmy) przyznał, że Ikea ścina drzewa w Karelii, ale „czyni to w sposób odpowiedzialny i z uwzględnieniem kwestii ochrony środowiska”. „To nie jest zgodne z prawdą” - odpowiada Olga Ilina, szefowa regionalnej organizacji SPOK. Jej zdaniem lasy pierwotne na terenie Karelii zajmują około 10 procent.
Wycinka tak starych drzew może mieć fatalne skutki dla środowiska. Jak podkreśla dziennikarz Guardiana, tzw. lasy pierwotne, podobnie jak równikowe w Amazonii, pochłaniają ogromne ilości dwutlenku węgla i produkują bardzo dużo tlenu. Poza tym są zamieszkane przez setki tysięcy unikatowych gatunków zwierząt.
Nie tylko drzewa
Wpadka Ikei - niezależnie od tego, czy się z niej wytlumaczy, czy nie - to nie jedyna historia firmy, której działania negatywnie wpłynęły na środowisko. 20 kwietnia 2010 roku na platformie wiertniczej Deepwater Horizon należącej do BP doszło do wycieku ropy naftowej, i wybuchu. Dwa dni później platforma zatonęła, do wody wyciekło prawie 700 milionów litrów ropy. To największa katastrofa ekologiczna w historii Stanów Zjednoczonych.
wyciek ropy na platformie deepwater horizon
Kwiecień 2010
Według ekspertów katastrofa kosztowała przemysł rybny 2,5 miliarda dolarów, a turystyczny 3 miliardy dolarów. Wyciek zniszczył siedliska setek gatunków ptaków, zatruł też inne morskie zwierzęta.
Dwa miesiące po katastrofie prezes BP Carl-Henrik Svanberg i dyrektor naczelny koncernu Tony Hayward po rozmowie z prezydentem USA Barackiem Obamą zdecydowali, że odłożą 20 miliardów dolarów na specjalny fundusz. Z niego pokrywane mają być staty wywołane katastrofą. Według oficjalnego śledztwa do wycieku doprowadziły cięcia kosztów, zaniedbania i chęć oszczędności czasu i pieniędzy.
Kiełbasa wyborcza, czyli Henryk Stokłosa w akcji
Były senator Henryk Stokłosa został oskarżony m.in. o wręczanie łapówek, bicie pracowników i niszczenie środowiska. Stokłosa był potentatem na rynku drobiu. Przeciwko działaniom senatora zbuntowali się mieszkańcy Śmiłowa, gdy ten chciał zbudować tam kolejny zakład utylizacji padliny. Okazało się, że tysiące ton szczątek zwierząt na jego zlecenie zakopywali w ziemi na terenie jego działek "nieustaleni pracownicy". Sprawa zapewne nie wyszłaby na jaw, gdyby nie smród, który unosił się w całym Śmiłowie i okolicach.
Z relacji jednego z członków Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej, z którym rozmawiali dziennikarze Gazety Wyborczej wynikało, że zakopane szczątki mogły pochodzić z innego zakładu Stokłosy. Niszczono tam tzw. odpady zwierzęce wysokiego ryzyka, czyli szczątki chorych zwierząt. - Prawdopodobnie w zakładzie doszło do awarii. Nie było lodówek, miejsca, by trzymać szczątki. Dlatego je zakopano - mówił.
Nie tylko firmy
Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli, wielkimi zanieczyszczającymi polskiego środowiska są... gminy, które nie mają kanalizacji. Udaje im się bowiem oczyścić jedynie 8 procent zanieczyszczeń. W skali całej Polski oznacza to, że co roku do ziemi trafiają zanieczyszczenia wielkości jeziora Śniardwy. Co gorsze, w znakomitej większości gmin nie próbowano nawet walczyć z nieusuwaniem nieczystości przez mieszkańców. A jeżeli już to robiono, po prostu wysyłano do nich prośby o okazanie umów na wywóz nieczystości. - "Jeśli już prowadzono kontrole na miejscu, to skutki tych działań były mizerne. Urzędnicy gminni lub strażnicy miejscy w przypadku ujawnienia nieprawidłowości ograniczali się zazwyczaj do pouczeń, natomiast rzadko wszczynali postępowania kończące się grzywną lub sprawą sądową" - stwierdza cytowana przez Gazetę Prawną NIK.