To od Beaty Szydło zależy dzisiaj, czy wyjdziemy z pata konstytucyjnego i czy wrócimy do przestrzegania standardów demokracji. Jeśli premier jednak zdecydowałaby się na opublikowanie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, kryzys mógłby zostać rozwiązany. Ale Jarosław Kaczyński chce mieć pewność, że Szydło się nie złamie. Dlatego on i jego zaufani bezceremonialnie zastraszają swoją szefową rządu.
Już szósty dzień pod oknami Kancelarii Premiera stoi namiotowe miasteczko Partii Razem, która domaga się opublikowania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego ze środy. Podobny postulat miało 50 tysięcy uczestników sobotniej demonstracji organizowanej przez Nowoczesną i KOD. W internecie trwają kolejne akcje, mające namówić Beatę Szydło do dopełnienia swojego obowiązku.
Wykładnia Prezesa
Ale premier (a właściwie jej rzecznik) twardo powtarza, że orzeczenia nie opublikuje. I nie przeraża jej wizja stanięcia przed Trybunałem Stanu po tym, jak PiS straci władzę. Na razie opozycja może tylko tym grozić, bo to sejmowa większość decyduje o pociągnięcia urzędnika państwowego do odpowiedzialności. A na razie PiS nie tylko ma prawie cztery lata do wyborów, ale w dodatku wciąż prowadzi w sondażach.
Ostrzeżenie nr 1
Dlatego bardziej na wyobraźnię szefowej rządu działają pogróżki ze strony jej partyjnych kolegów (a raczej zwierzchników). Jarosław Kaczyński w TVP orzekł, że "żadnego orzeczenia nie ma", mamy tylko "stanowisko pewnej grupy sędziów". – To w żadnym wypadku nie jest stanowisko, które może być uznawane w ramach porządku publicznego – wskazał swojej podwładnej Prezes.
– Nie można niczego publikować – przekonywał Jarosław Kaczyński. I dodał coś, co jest już wprost groźbą wobec Beaty Szydło. – Proszę pamiętać, że gdyby pani premier opublikowałaby to stanowisko pewnej grupy sędziów, to złamałaby prawo. I to prawo karne, artykuł 231 – zaznaczył.
Teraz, kiedy najważniejszy polityk w kraju przedstawił już swoją wykładnię, można się spodziewać, że głos w sprawie zabiorą także Beata Szydło i Andrzej Duda. I że będzie on podobny do tego, co mówił Kaczyński. Chociażby tak, jak przemówienie Andrzeja Dudy z Otwocka było podobne do przemówienia Prezesa z Łomży.
Ostrzeżenie nr 2
Poważnym, a co więcej zupełnie niemaskowanym, ostrzeżeniem dla Szydło był też komentarz Zbigniewa Ziobry, który zwołał konferencję prasową już w kilka godzin po wydaniu orzeczenia przez Trybunał. – Gdyby pani premier zdecydowała się na publikację tego bezprawnego, w cudzysłowie, orzeczenia, to wówczas narażałaby się na odpowiedzialność prawną i mogłaby stanąć przed Trybunałem Stanu – stwierdził.
Trzeba pamiętać, że od kilkunastu dni Ziobro jest nie tylko ministrem sprawiedliwości, lecz także prokuratorem generalnym, który może wydawać swoim podwładnym polecenia w sprawie konkretnych śledztw. Po takich groźbach dwóch najpotężniejszych dzisiaj polityków obozu władzy Szydło nie odważy się postąpić wbrew ich stanowisku.
Premierem się bywa
O tym, że to właśnie szefowa rządu mogłaby stać się bohaterką, buntując się przeciw destrukcyjnej polityce Prezesa i publikując orzeczenie, pisaliśmy już w dniu jego wydania. Jednak jej rzecznik szybko rozwiał wątpliwości ogłaszając, że rząd nie opublikuje decyzji sędziów.
Czyżby jednak później Szydło zaczęła się łamać i mieć wątpliwości co do kursu narzuconego jej przez Kaczyńskiego? Bo chyba tylko tak można wytłumaczyć powtórzenie przez Prezesa gróźb, które kilka dni wcześniej wyartykułował Ziobro. Teraz jednak, nawet jeśli Szydło miała wątpliwości, powinna je stracić.
Jasne jest, że Prezes nie cofnie się przed niczym, by zrealizować swoją polityczną agendę. I nie ma znaczenia, że Szydło jest szefową rządu. Jest nią z nadania Kaczyńskiego, który swoimi ostrzeżeniami przypomina, że premierem się bywa.