Fascynowały od zawsze – zakazywała ich Biblia, opisywał Juliusz Cezar. Trudno uwierzyć, że popularne tatuaże, znane większości kultur, spowszechniały dopiero w latach 70. XX wieku tracąc swoje złowieszcze znaczenie. Z kodów stały się ornamentami.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Tatuaże – historia
– Ci spośród nas, którzy posiadają mnóstwo zboczeń, tym się różnią od człowieka uczciwego i prawego, że ozdabiają swe ciała przeróżnymi szkaradnymi malunkami. Oszuści, rabusie, podpalacze, złodzieje, próżniacy, włóczędzy, zabójcy, pederaści i prostytutki traktują tatuaże jak spis swoich przeszłych występków oraz zapowiedź zbrodni zamierzonych – czytamy w opisie przedruku rozdziału z XIX-wiecznego traktatu naukowego "Tatuaż przestępcy” który ukazał się kilka lat temu nakładem wydawnictwa słowo/obraz/terytoria.
Jeśli również należycie do grupy, która chciałaby poprzez tatuaż dać wyraz jednemu ze swoich "zboczeń", ale wciąż tkwicie w zawieszeniu między pomysłem a jego realizacją, być może po prostu nie znaleźliście jeszcze właściwej osoby, która wam ten tatuaż wykona.
Oznaczanie ciała na wieki wieków to w końcu nie przelewki. Z tymi wiekami wieków jestem zresztą najzupełniej poważna – najstarsza znaleziona w Europie naturalna mumia, tzw. Frozen Fritz liczy sobie bagatela ponad 5400 lat, a na jej ciele wciąż widnieje ponad 60 tatuaży.
Jak wybrać tatuaż i miejsce, gdzie go zrobisz?
Żarty żartami, ale wybór odpowiedniego tatuatora to nie lada wyzwanie. Z jednej strony większość z nas chciałaby wytatuować sobie coś oryginalnego, z drugiej kuszą popularne motywy bombardujące nas z tumblerów i pinterestów .
Do ambitnych tatuatorów z naszej listy z wydrukowanym z internetu tatuażem Rihanny nie ma po co iść, bo go nie zrobią. To jednak nie oznacza, że kompromis jest niemożliwy. Poznajcie czworo wspaniałych!
Paulina Szołoch
Zaczęło się niewinnie. Paulina uczyła się w liceum plastycznym w Gdyni, szykowała się do egzaminów na ASP i słuchała punk rocka, który poniekąd sprawił, że zainteresowała się także tatuażem.
Po maturze i pomyślnie zdanych egzaminach na grafikę wyjechała latem do Londynu, żeby zarobić na pierwsze profesjonalne maszynki do tatuażu. Na studia już nie wróciła. Przeniosła się z chłopakiem do Glasgow i zaczęła tatuować, początkowo w domu, traktując to jako dodatkowe zajęcie.
– Nie myślałam o stylu, przede wszystkim chciałam nauczyć się techniki, sprawdzić jak pracuje maszynka i co można nią zrobić – mówi o swoich początkach Paulina. Z czasem tatuowanie z zainteresowania i pracy dorywczej przekształciło się w zawód i prawdziwą pasję. Półtora roku temu Paulina przeprowadziła się do Amsterdamu i zaczęła pracować w profesjonalnym studio, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że tatuaż jest tym, czym chce się zajmować w życiu.
To, co charakteryzuje prace 24-latki, to linie rysowane jak gdyby bez odrywania maszynki od skóry, przywodzące na myśl bazgroły powstające bezwiednie na marginesach zeszytów. Kolejnym komponentem jej oryginalnego i coraz bardziej rozpoznawalnego stylu są mocne kolory wyglądające na skórze jak pociągnięcia pędzla albo plamy i kleksy z farby.
Dla Pauliny tatuaż to pełnoprawna dziedzina sztuki, a nie taśmowe robienie wzorków z szablonu. – Wszystkie wzory, które robię, są mojego projektu. Jestem otwarta na sugestie, myślę że tatuaż to kompromis pomiędzy twórcą a posiadaczem, ale trzeba mieć dobre argumenty – śmieje się. W czerwcu artystkę czeka kolejna przeprowadzka – po ponad 4 latach za granicą wraca do Trójmiasta.
Bianka Szlachta
Bianka (rocznik '88) to ten typ tatuażystki, która o swojej pracy myśli też w sferze formalnej – i to nie jako o rzemiośle, ale jak o dziedzinie sztuki. Fascynuje ją relacja na linii tatuażysta – tatuowany, świadomość, że jej idea zostanie z kimś na zawsze, mimo że spotykają się tylko na chwilę.
Droga Bianki do pracy w studio tatuażu (sławnego katowickiego Ink Miners) nie była szczególnie długa czy wyboista, ale z pewnością była nietypowa. Dziewczyna nigdy nie należała do zwolenniczek dziar – jeszcze dekadę temu kojarzyły się jej głównie z tyle wulgarnymi, co oklepanymi tribalami.
Po studiach na katowickiej ASP Bianka zajęła się malarstwem. Szczególnie interesowała ją kwestia przyjemności związanej z patrzeniem na ornamenty i niektóre zestawy barw, jednak drażniło ograniczenie kontaktu z odbiorcą. – Chciałam wypowiadać się używając do tego form wizualnych. To, że czasem ktoś kupił mój obraz i powiesił go w domu mi nie wystarczało. Pomyślałam, że zostawienie komuś na skórze na całe życie idei wyrażonej formą, która powstaje ze mnie – to naprawdę byłoby coś! Tak się zaczęło – opowiada.
Tatuaże robi profesjonalnie od zaledwie dwóch lat, jednak już zdążyła wypracować swój styl opierający się na kontraście czerni z odcieniem skóry. Mimo że w jej obrazach ważne były barwy, Bianka nie tatuuje w kolorze, nie mogąc znieść myśli, że jej prace z biegiem lat zmienią się w niekontrolowany sposób.
Po tatuaż od Bianki nie można przyjść z tzw. gotowcem, jednak jej projekty powstają specjalnie dla konkretnych osób. – Klient podsuwa mi temat, opowiada, czego by chciał. Potem dzieje się magia, słucham muzyki, rysuję, myślę i sprawdzam czy rysunek jest dobry, przykładam go do mojego ciała. Pokazuję go osobie dla której powstał i tatuujemy – mówi 28-latka.
Jakub Nowicz
– Tatuowanie a moda? Oczywiście, obecnie możemy dostrzec pewne trendy, ale tatuaże znaczenie wyprzedzają istnienie mody, początkowo miały przede wszystkim funkcje rytualne. Mogą stanowić dla nas osobistą kolekcję prac ulubionych artystów, wywierać pozytywny wpływ na nasze życie, czy samopoczucie. Każdy podchodzi do tego inaczej. Już sama permanentność tatuażu jest fascynująca. Możemy podarować sobie coś, co zostanie z nami do końca – mówi Jakub Nowicz, 27-letni tatuażysta na co dzień związany z poznańskim studiem Jazz Tattoo.
Jako dziecko Jakub chciał rysować komiksy i można powiedzieć, że to poniekąd właśnie od nich zaczęła się jego fascynacja tatuażami. Początkowo podobał mu się oldschool, stylistyka daleka od jego dzisiejszych prac, ale przypominająca klasyczne komiksy – mocne kolory, grube kontury.
Kiedy zrobił sobie pierwszy tatuaż, nie tylko poczuł motylki w brzuchu, lecz także zapragnął znaleźć się po drugiej stronie. Nie było już odwrotu. – Nazwać robienie tatuaży pracą czy zawodem, to mało powiedziane – komentuje Nowicz.
Prace 27-latka są subtelne, utrzymane w odcieniach szarości i najczęściej bardzo małe, przeważnie wykonane relatywnie rzadką w Polsce techniką single needle, czasem także techniką dotwork (polegającą na tworzeniu obrazka nie za pomocą linii, lecz pojedynczych kropek w dużym zagęszczeniu). Spod ręki Jakuba często wychodzą rośliny, jeszcze częściej zwierzęta, choć wśród jego prac uświadczyć można też proste, geometryczne wzory.
Chociaż nie wykonałby pracy niepasującej do jego stylu, do samych wzorów poznanianin podchodzi ze względną otwartością. – Większość moich tatuaży to projekty autorskie. Czasami przenoszę ze zdjęć na skórę miniportery zwierzaków lub ludzi. Zdarzyło mi się też kilka razy przerabiać gotowce (np. stary rysunek mamy klienta), jednak podchodzę do tej kwestii ostrożnie – mówi artysta.
Aniela Makarska
Aniela, rozpoznawalna warszawska tatuatorka, w środowisku funkcjonuje pod tyle uroczym, co absurdalnym pseudonimem – Horny Pony (napalony kucyk). – Usłyszałam kiedyś piosenkę o tym tytule, pamiętam, że rozbawiło mnie to zestawienie i po prostu zaczęłam używać go jako nazwy użytkownika w sieci. Przyzwyczaiłam się do niej, więc kiedy zakładałam fanpage wybór był oczywisty – mówi Makarska.
Co ciekawe, jako dziecko nie bawiła się kucykami pony, bardziej interesowały ją samochody, no i oczywiście rysowanie. Wdzięczni klienci często przynoszą wygrzebane po strychach i aukcjach plastikowe koniki. Tatuatorka zaczęła je więc kolekcjonować i przyznała kucyczej rodzinie honorowe miejsce na specjalnej półce, jeśli więc pójdziecie dziarać się u Anieli, wiecie już ,co przynieść.
Aniela już bardzo wcześnie wiedziała, że będzie robiła coś związanego ze sztukami plastycznymi, rysowała odkąd tylko nauczyła się trzymać kredkę w dłoni. Kiedy miała 13 lat wybrała gimnazjum plastyczne na Smoczej, naturalną kontynuacją było liceum o tym profilu i Wydział Malarstwa warszawskiej ASP. Po drugim roku Aniela zdecydowała się jednak rzucić studia, żeby w pełni móc się poświęcić swojej córeczce – Hani, no i oczywiście tatuowaniu.
– Edukacja artystyczna z jednej strony pomaga a z drugiej może być przeszkodą. Bardzo chciałabym tatuować w oldschoolowym "brzydkim" stylu, ale w szkole zostały mi wpojone określone zasady rysowania poprawnie i trudno mi narysować coś w ten sposób – komentuje Aniela.
Jej styl oscyluje między czarnymi rycinowymi/dotworkowymi pracami a typowo oldschoolowymi tatuażami w kolorze. Oprócz popularnych motywów roślinnych i zwierzęcych Makarska często wykonuje prace z użyciem symboli religijnych, przedmiotów codziennego użytku. Pojawiają się też warszawskie symbole i bohaterowie wyjęci jak gdyby z książek Tyrmanda – git ludzie, bikiniarze, drobni cwaniaczkowie czy postaci pięściarek i pięściarzy.
W kwestii powielania wzorów jest fundamentalistką, otwarcie mówi, że tego nie szanuje i w 99 proc. przypadków nie robi cudzych projektów. – Jasne, jest wiele motywów, które są non stop powielane, ale dopóki artysta interpretuje wzór po swojemu i nadaje mu indywidualnego charakteru jest ok. Trudno byłoby w tych czasach tatuować tylko rzeczy, których jeszcze nigdy nikt nie zrobił, dodaje Aniela, dziś związana z warszawskim studiem Stara Baba Tattoo.
Martyna Popiel
Współpracująca, podobnie jak Bianka Szlachta, z katowickim studiem Ink Miners Martyna to jedyna w zestawieniu zwolenniczka techniki watercolor, przypominającej, jak sama nazwa wskazuje, akwarele.
Dla tatuującej zawodowo od dwóch lat Popiel ważną rolę odgrywają kolory, co nie dziwi o tyle, że na początku swojej edukacji plastycznej chciała zajmować się witrażem. Reminiscencje fascynacji barwnymi szkiełkami można zresztą dostrzec w dobieranych przez absolwentkę grafiki kolorach - mocno pigmentowanych czerwieniach, fioletach i purpurach, które płynnie przechodzą z jednych w drugie lub wręcz przeciwnie - mocno ze sobą kontrastują.
Sama Martyna nie tylko robi tatuaże, ale też jest dumną posiadaczką kilku dziar, które są dla niej rodzajem kolekcji prac ulubionych artystów umieszczonych na skórze. Tatuatorka nie ma nic przeciwko realizacji cudzych pomysłów, o ile może dopasować je do swojego kolorowego, trochę bajkowego i bardzo kobiecego stylu.