Słowa nie opisują rzeczywistości, ale ją tworzą. Jarosław Kaczyński od lat posługuje się językiem, który pomaga mu nie tylko zdiagnozować pewne zjawiska, lecz także odpowiednio je nacechować. Najnowsze słowo, jakim określił właściwie wszystkich, którzy nie myślą tak, jak on, to "animalny", czyli właściwy zwierzętom.
Nowomowa pojawia się wszędzie tam, gdzie władze wykazują się zwiększoną potrzebą kontroli społeczeństwa. Język prezesa jest dziś narzędziem równie ważnym, co jego wpływy w mediach państwowych. Można się spodziewać, że Kaczyński będzie coraz częściej i coraz odważniej sięgał po słownictwo skomplikowane, często używane wyłącznie przez kręgi intelektualistów.
Opozycja = zwierzęta
Tym razem jednak Kaczyński posunął się o krok dalej niż zwykle, otwierając nowy rozdział w swoim słowniku pogardy. Dawniej, jego wrogiem były "łże", ale jednak "elity". Teraz, ci którzy nie zgadzają się z jego wizją świata zostali sprowadzeni do jednego szeregu ze zwierzętami.
Bo choć (za słownikiem PWN) animalny można rozumieć jako "mający związek z biologią człowieka, siłą witalną i instynktem", tak w narracji prezesa mogło znaleźć się też to drugie znaczenie: "właściwy zwierzętom lub im przypisywany".
Słownik Kaczyńskiego nadaje ton całemu przekazowi PiS-u, który po dojściu do władzy i zamachowi na media używa go w sposób nadzwyczaj instrumentalny. Jeszcze do niedawna, takie stwierdzenia jak "dobra zmiana", czy "sprawiedliwy kurs" nie miały szerszego znaczenia. Dziś są "oczywistą oczywistością", zrozumiałą dla każdego Polaka. A przypomnijmy, że autorem i tego wyrażenia jest Jarosław Kaczyński.
Ostatnie lata, to prawdziwa kopalnia takich językowych perełek. W 2010 roku, gdy komentował powstanie klubu Polska Jest Najważniejsza, powiedział: "Sądzę, że ich przyszłość będzie podobna do Prawicy Rzeczypospolitej czy innych tego rodzaju przedsięwzięć. Tam jednak nie było tego absmaku, takiego przerażającego absmaku". Prezes mógłby użyć bardziej popularnego słowa jakim jest "niesmak", ale nie wybrzmiałaby z niego wystarczająco pogarda dla działań swoich byłych kolegów.
Wie, że go nie rozumieją
Jarosław Kaczyński lubi używać wyrażeń, które nie są zrozumiałe dla wszystkich. Ma świadomość, że choćby słowo "dyfamacja" może się do takich słów zaliczać. Użył go w czasie jednej z konferencji prasowych, po czym tłumaczył, co zostało pokazane w "Szkle Kontaktowym". – Jeśli państwo tego, dzisiaj rzadko używanego słowa nie rozumieją, to powiem..." – wyjaśniał w 2008 roku.
Słownik Kaczyńskiego jest wzbogacany najczęściej przy okazji komentarzy działań jego przeciwników politycznych. "Łże elity", "lumpenliberalizm", czy najnowsze: "najgorszy sort Polaków" trafiają nie tylko do języka publicystów, lecz także zwykłych Polaków.
Dawniej, działania polskich rządów cechował "imposybilizm" (słowo użyte przez Marka Jurka, chętnie używane przez Kaczyńskiego). Dziś władza pokazuje, że może wszystko – imposybilizm został pokonany, a prawo "nie przeszkadza" w uprawianiu polityki.
Polska pod przewodnictwem Kaczyńskiego nie jest już "kondominium rosyjsko-niemieckim", co sugerował na łamach, nomen omen – „Gazety Polskiej”. Polskiej, w odróżnieniu od "potężnego frontu medialnego", którego zadaniem jest gnębienie PiS-u.
Absolutną wisienką na torcie, w której mieszczą się wszystkie barwne wyrażenia Kaczyńskiego określające dotyczące "wroga", jest słowo "układ". Kaczyński użył go po raz pierwszy w wiadomym znaczeniu już w 1993 roku w książce "Czas na zmiany". Ale cała Polska dowiedziała się, czym jest "układ" wiele lat później – w 2005 roku.
Ciekawostką w słowniku Jarosława Kaczyńskiego jest "Hiperoportunizm". Prezes lubi absolutyzować, a to jedna z oznak tych skłonności. Nie wystarczy powiedzieć, że kogoś cechuje oportunizm – to zbyt miękkie, zbyt oklepane. Prezes wie, że to słowo nie zostałoby dostrzeżone, dlatego zastosował jeden z prefiksów stosowanych również w agresywnych reklamach – hiper-, super-.
Jak podaje "Newsweek.pl", tym razem Kaczyński sięgnął jednak do... "Gwiezdnych Wojen", gdzie pojawia się pojęcie „hiperprzestrzeń”. Zdecydowanie bliżej Ziemi jest zabieg "stopniowania", które z ust prezesa słyszymy często. Aby wzmocnić przekaz, w słowniku prezesa znajduje się popularne narzędzie językowe Prezesa: "w najwyższym stopniu".
Słownik z lat dzieciństwa
Dlaczego słownik Kaczyńskiego tak bardzo różni się od języka używanego przez większość Polaków? Pisaliśmy już na łamach naTemat, że Kaczyński nie wychowywał się na podwórku. – Jadwiga Kaczyńska dbała, by bracia nie szwendali się po ulicach. Zaraz po szkole wracali do domu i czytali książki lub chodzili do kina. Nie utrzymywali też raczej kontaktów z rówieśnikami, towarzyszem ich zabaw bywał czasami Jan Maria Tomaszewski – pisał Kamil Sikora.
Kaczyński nasłuchali się o historii rodziny, uczestnikach powstań, przedwojennych inteligentach. To język warszawskich salonów, na których Jarosław Kaczyński zwykł bywać (między innymi z Piotrem Glińskim i Jadwigą Staniszkis).
Ale język Kaczyńskiego to po prostu doskonałe narzędzie, które z jednej strony podkreśla jego inteligenckie korzenie, z drugiej pozwala w łatwy sposób sterować nastrojami elektoratu.
komentarz wypowiedzi Lecha Wałęsy pod adresem prezydenta.
Trzeba pamiętać, że jeśli jakaś osoba nieustannie obraża urzędującą głowę państwa (…) no to nie może liczyć na to, że będzie następnie przyjmowana. To jest chyba oczywista oczywistość. Czytaj więcej
Jarosław Kaczyński
Tekst wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego w debacie o 100 dniach rządu Kazimierza Marcinkiewicza
W Polsce demokracja z całą pewnością nie jest zagrożona, nie jest zagrożona także praworządność. Jest zagrożony układ i my z tym układem będziemy walczyć. Czytaj więcej
Kamil Sikora
Bracia Kaczyńscy nie tylko nie mieli kontaktu z rówieśnikami, ale też od dziecka wpajano im, że są tymi lepszymi. Bo się nie biją, bo nie łażą po ulicach, bo czytają książki, bo mają dobre stopnie. Jarosławowi Kaczyńskiemu od dzieciństwa wpajano podział na lepszych i gorszych. Dzisiaj widać to w jego politycznej działalności. Czytaj więcej