Zdzisław Krasnodębski, Piotr Gliński czy Ryszard Legutko – między innymi te osoby mają według informacji "Newsweeka" uczestniczyć w "ostatnim warszawskim salonie". To także jedno z niewielu miejsc, w których bywa Jarosław Kaczyński. – Dzisiejsze salony to przeżytek – komentuje Jacek Żakowski, któremu trudno wyobrazić sobie działalność salonu z udziałem szefa PiS.
Mogłoby się wydawać, że to Platforma Obywatelska jest partią "salonową". Partia dla "bogatych", dobrze usytuowanych społecznie i finansowo mieszkańców naszego kraju. Tymczasem tęsknota za "salonem" jawi się wśród osób związanych z Prawem i Sprawiedliwością. Salon na Saskiej Kępie, to jeden z ostatnich warszawskich salonów.
– Spotkania te odbywają się u pierwszej żony Czesława Bieleckiego. Niewiele jednak wiadomo o tej osobie, trudno ją namierzyć – mówi nam Michał Krzymowski. Z informacji do których dotarł dziennikarz "Newsweeka" wynika, że to miejsce spotkań elity związanej z prawicą. W artykule pt. "Jarosław Kaczyński: Sam" czytamy, że szef PiS-u niechętnie przebywa wśród ludzi. Są jednak szczególne miejsca, które przyciągają byłego premiera.
Ostatni salon w Warszawie?
Trudno nie przyznać racji Jarosławowi Kaczyńskiemu. Salon, o którym informuje Michał Krzymowski, to już nieco archaiczne pojęcie. – Kiedy polityka miała charakter nieformalny albo intelektualny, to takie miejsca incydentalnie bywały. Dziś to raczej przeżytek – komentuje Jacek Żakowski z tygodnika "Polityka". – Salon polityczny miałam nawet w akcie oskarżenia, ale to było w 1968 roku – mówi nam profesor Jadwiga Staniszkis. Znana socjolożka zaprzecza, aby dziś bywała na jakichkolwiek salonach – Mam telefon do Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli potrzebuję z nim porozmawiać, to po prostu dzwonię – wyjaśnia.
Jadwiga Staniszkis podkreśla znaczenie dawnych salonów w okresie PRL. – To było bardzo ważne w tamtym czasie, ale do dziś sporo się zmieniło. W tej chwili w zasadzie nie widzę tego typu miejsc, w których bym regularnie bywała – zastanawia się socjolożka. Jadwiga Staniszkis żałuje jednocześnie, że tradycja salonów odchodzi w niepamięć. – Powinny istnieć takie miejsca poważnej dyskusji. Ale to złudzenie, że demokracja załatwi wszystko za nas, spowodowało, że zamieniło się to w koterię, grupy wzajemnie od siebie uzależnione, czy też korytarze do stanowisk – komentuje.
Salony straciły dawną "intelektualność"
Socjolożka twierdzi, że dziś już praktycznie nie ma salonów. – Trochę tego jest w młodszym środowisku, takich jak na przykład Ośrodek Myśli Politycznej czy Klub Jagielloński, ale trudno to nazwać salonem. To raczej takie poszukiwania, a salon kojarzy się jednak z ekskluzywnością – podkreśla Staniszkis. – Były rozmaite próby tworzenia takich miejsc – zauważa Jacek Żakowski. – Jednak, jak słyszę język polityczny Jarosława Kaczyńskiego, to nie wiem, czy to się do salonu nadaje – uważa publicysta "Polityki".
– W tej chwili mamy różne salony, ale ich wpływ na życie społeczne jest asymetryczny – wyjaśnia politolog Rafał Chwedoruk. Ten z Saskiej Kępy jest mniej wpływowy. Myślę, że jest to mimo wszystko myślenie oderwane od dzisiejszych czasów, społeczeństwa i kultury masowej – uważa.
Zdaniem varsavianisty Marka Ostrowskiego, dzisiejsze salony straciły swoje dawne walory. – One istnieją, ale mają zupełnie inny charakter. Chodzą na nie celebryci, a ich głównym celem jest pokazanie się – twierdzi Ostrowski. Dzisiejsze salony rzadko organizuje się w prywatnych mieszkaniach. – Rolę dawnych salonów pełnią dziś kluby – mówi znawca i miłośnik Warszawy.
Salon zastąpiła "kultura karczmy"
Pojęcie salonu wydaje się nie pasować do świata dzisiejszej polityki. Jacek Żakowski twierdzi wręcz, że to, co reprezentują dzisiejsze elity polityczne, budzi skojarzenia ze zgoła innym miejscem. – Salon wymaga od uczestników pewnej kultury komunikowania się, a w polskiej rzeczywistości jest to raczej dobro deficytowe. Mamy bardziej takie kluby dyskusyjne w rodzaju pani profesor Pawłowicz czy Łukasza Warzechy – twierdzi Żakowski.
Publicysta "Polityki" bardzo krytycznie ocenia jakość debaty politycznej. Jego zdaniem możemy ją traktować jako gałąź show biznesu, a nie świata intelektualnego czy kulturalnego. – Debata przestała być grą elit, a stała się nie tylko w Polsce zresztą, grą kultury plebejskiej. Kultura salonu została zastąpiona kulturą karczmy – twierdzi Żakowski.
– Wszystkim politykom w Polsce, niezależnie od orientacji, należałoby powiedzieć, że chyba byłoby najlepiej, aby częściej bywali pod strzechami – twierdzi Rafał Chwedoruk. Zdaniem politologa trzeba być "pod strzechami", gdyż młodzi mają coraz mniejszą wiedzę o otaczającym ich świecie. – Zamykanie się w salonach będzie tę sytuację jeszcze bardziej pogłębiało – twierdzi.
Salon, który walczy z "salonowością"
Zdaniem politologa Rafał Chwedoruka salon warszawski, o którym pisał Michał Krzymowski, może zaskakiwać. – Paradoks polega na tym, że najbardziej antysalonowa część prawicy stanowi pewną elitę, która ich zdaniem powinna nadawać ład życiu społecznemu – zauważa Chwedoruk. Tym bardziej jest to dziwne, bo elektorat PiS jest antysalonowy i egalitarny.
Tradycja salonów sięga swoimi korzeniami aż do czasów oświecenia. – To w znacznym stopniu na salonach tworzono intelektualną podbudowę rewolucji – mówi Chwedoruk. Salony istniały także w XIX wieku i wynikały ze struktury społecznej tamtych czasów. – Umiejętność czytania i pisania była zarezerwowana dla nielicznych – mówi. Salony były również popularne w okresie międzywojennym. Były skupione wobec dwóch obozów, piłsudczykowskiego oraz endecji – mówi politolog.
Kiedyś miał jeszcze trochę spotkań na mieście, ale dziś ich unika. Czasem wpada tylko do kuzyna Jana Marii Tomaszewskiego na Saską Kępę albo do pierwszej żony Czesława Bieleckiego, Anny. Mówi, że to ostatni warszawski salon – bywają tam Jadwiga Staniszkis, Zdzisław Krasnodębski, Ryszard Legutko, państwo Johanowie i Piotr Gliński. CZYTAJ WIĘCEJ
Marek Ostrowski
Varsavianista
Salony pełniły rolę integrującą społeczeństwo, ratowały od zagłady język i kulturę polską, umacniały postawy patriotyczne, były często kolebką rozwoju intelektualnego i gospodarczego promieniującą na cały kraj. CZYTAJ WIĘCEJ
Marek Ostrowski
Varsavianista
W okresie XIX w. gospodarzami i gośćmi salonów byli ludzie związani z kręgami szeroko pojętej kultury - zarówno literaci, artyści scen, politycy, jak i lekarze, prawnicy czy uczeni. CZYTAJ WIĘCEJ