W ostatnią sobotę nad Alejami Jerozolimskimi unosił się siwy dym, niemal jak w Pekinie. Ale przyczyną nie było wypalanie traw ani demonstracja palaczy i sympatyków nikotyny. Po prostu - brudne powietrze, którym warszawiacy oddychają na co dzień było jeszcze brudniejsze. Jak tak dalej pójdzie, to być może Warszawa dogoni Kraków w niechlubnych statystykach zachorowań na choroby układu oddechowego. Tymczasem specjaliści próbują przekonywać, że nie ma powodów do obaw a urzędnicy bagatelizują problem.
W zeszłym tygodniu w Warszawie odnotowano podwyższone stężenie pyłów PM10. Podczas gdy norma wynosi 21-60 mikrogramów na metr sześcienny, to około siódmej rano w czwartek w Alejach Niepodległości zanotowano aż 378.1 mikrogramów. To poważny powód do obaw, takie stężenie określa się już jako bardzo złe. Tymczasem nikt nie ogłosił żadnego alarmu, miasto funkcjonowało normalnie, dzieci w przedszkolach korzystały z pięknej pogody i bawiły się na placykach zabaw, rowerzyści mknęli po ścieżkach rowerowych a zwolennicy porannego joggingu biegali po chodnikach. Sielanka.
- Jeśli w średniej dobowej zanieczyszczenie wynosi powyżej 200 mikrogramów mamy obowiązek zawiadomić wojewódzki zespół zarządzania kryzysowego – mówi Tomasz Klech z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Czyli procedury są i nawet działają, tyle tylko, że bardzo wysokie stężenie miało charakter chwilowego pogorszenia, a średnie liczone dla całej doby wyniosło już "tylko" 152 mikrogramy. Czyli jest dobrze, nie ma powodu do niepokoju, a mieszkańcom się tylko wydaje, że powietrze śmierdzi. Niektórzy tylko pytają, czy jak będzie nadlatywać rakieta z głowicą A, to też urzędnicy nie będą zwykłych ludzi zawiadamiać, bo nie ma takiego przepisu?
To nie jest smog
Problem zanieczyszczonego powietrza jest coraz szerzej komentowany. - Sam fakt zanieczyszczenia powietrza nie oznacza smogu – przekonuje w TVN Meteo Artur Badyda, kierownik Laboratorium Badań Fizycznych Środowiska i adiunkt na Wydziale Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej. Według Badydy pojęcie smog oznacza bardzo specyficzne warunki związane z obecnością konkretnych zanieczyszczeń w powietrzu, takich jak pył, tlenki węgla i tlenki azotu.
Jak zwał tak zwał, ale jest faktem, że w wielu miejscach Warszawy normy zanieczyszczeń są przekroczone. Jak twierdzi Dariusz Kraszewski ze Stowarzyszenia Zielone Mazowsze, zła sytuacja powietrza w Warszawie utrzymuje się od lat. Jest to spowodowane przede wszystkim nadmiernym ruchem samochodowym, który odpowiada za ponad 65% zanieczyszczeń pyłowych emitowanych w Warszawie.Problemem jest też wycinka drzew pod inwestycje i brak nowych nasadzeń. Nie dalej jak wczoraj na Tarchominie wycięto kilkanaście drzew pod budowę linii tramwajowej. Miasto musi żyć i się rozwijać, ale urzędnicy nie mogą przy tym zapominać o zdrowiu mieszkańców.
Mieszkańcy miasta zapłacą za leki, chorują, trafiają do szpitala a w wielu przypadkach przedwcześnie umierają – pisze Dariusz Kraszewski. Według niego tracą też przedsiębiorcy, gdyż pracownicy oddychający zanieczyszczonym powietrzem są mniej efektywni. Zielone Mazowsze apeluje do mieszkańców Warszawy o ograniczenie ruchu samochodowego. Jest w tym trochę racji, nie od dziś wiadomo, że spaliny nas trują, ale to nie jedyny powód zanieczyszczeń.
Podobnie jak w Krakowie, także w Warszawie na obrzeżach miasta wiele osób pali węglem w mieszkaniach. Aktywiści organizacji ekologicznych donoszą też o licznych przypadkach palenia odpadków, plastików, opon. - Ktoś zaoszczędza na kosztach śmieciarki, pali śmieci a my się trujemy – pisze jeden z nich. - Dalej niech w Dzielnicy Wawer część mieszkańców pali plastiki, nawet pochodzącymi z rozbiórki samochodów, a władze pomimo interwencji mieszkańców nie widzą problemu, przybywają oko... - dodaje drugi.
Warszawa w przeciwieństwie do Krakowa leży na nizinie i wydawało by się, że byle jaki wiaterek zawieje i to starczy, żeby niebezpieczne mikrogramy pognać precz. Tymczasem wystarczy jednak, że przez kilka dni nie ma wiatru a na dodatek zachodzi zjawisko inwersji termicznej, czyli masy ciepłego powietrza unoszą się powyżej zalegającego przy ziemi zimnego powietrza i już zanieczyszczenia nie mają dokąd uciec. Ciężkie, brudne powietrze potrafi też długo utrzymywać się między wysokimi budynkami, dlatego nawet zakaz całkowitego wjazdu samochodów do śródmieścia z dnia na dzień nie poprawiłby czystości powietrza w centrum.
Za mało urządzeń pomiarowych
Specjaliści wskazują jeszcze na jeden problem. W Warszawie jest tylko kilka stacji pomiarowych, siłą rzeczy nie obejmują pomiarami wszystkich części miasta. A czasem niewielka odległość sprawia, że powietrze ze znośnego staje się fatalne. Tak jest na przykład w Wilanowie, gdzie notuje się bardzo duże zanieczyszczenie powietrza w ciągu komunikacyjnym w kierunku Konstancina. Gdy w tak zwanym Lemingradzie powietrze jest znośne, to już nad ulicą Sobieskiego stężenie przekracza dopuszczalne normy. Co zresztą nie jest najlepszą wiadomością dla wszystkich tych, którzy jeżdżą wzdłuż ulicy na rowerach czy rolkach do Powsina. W tym wypadku sport nie musi oznaczać zdrowia.
Można nie jeść, można unikać światła, można się nie kąpać w wodzie tylko w kobylim mleku, można dbać o zdrowie na różne sposoby ale oddychać trzeba. Być może niedługo przyjdą na nas czasy, gdy po mieście będzie się chodzić jak w Szanghaju, w maseczkach na twarzy. Tymczasem jednak warto zainstalować specjalną aplikację w telefonie. Skoro urzędnicy nie czują się w obowiązku informować mieszkańców o zanieczyszczonym powietrzu, to sami możemy o to zadbać i przed wyjściem z domu sprawdzić, co nasz czeka.