Kiedy w 2007 roku w Polsce próbowano zaostrzyć prawo aborcyjne, zaapelowała przeciwko temu Maria Kaczyńska. Oczywiście wywołało to burzę, a naczelny strażnik sumień Polaków ksiądz Tadeusz Rydzyk nazwał prezydentową szambem. Jednak głos Marii Kaczyńskiej był bardzo ważny dla polskich kobiet. Tych samych, które zastanawiają się teraz, dlaczego obecna małżonka prezydenta milczy.
W naturę ludzką wpisane jest to, że nie lubimy dzielić się władzą. Raz zdobytą, niełatwo oddać. Dlatego w walce o równość kobiety muszą być bardzo aktywne i często bezkompromisowe, bo praw i przywilejów nikt nie daje na promocji w supermarkecie. Trzeba je wyszarpać zębami, wychodzić na korytarzach, wynegocjować w stylu Franka Underwooda.
Dlatego m.in. tak ważne jest, by kobiety sprawowały ważne stanowiska w strukturach państwa.
Tyle w teorii.
W praktyce mamy premierkę, która wczoraj oznajmiła, że popiera całkowity zakaz aborcji, mamy posła Pawłowicz (nie życzy sobie formy żeńskiej), posłankę Kempę, które zamiast być ambasadorkami kobiecych interesów w rządzie, wkładają męskie spodnie licząc chyba na aprobatę kolegów parlamentarzystów i kumpelskie poklepanie po ramieniu.
Kobiety, które nienawidzą innych kobiet
Nie jestem w stanie zrozumieć, jak kobieta może wspierać tak okrutne wobec kobiet prawo. Żeby było jasne, według nowych zasad ciężarna będzie musiała urodzić kiedy:
– została zgwałcona i nie chce nosić i rodzić dziecka oprawcy – sama jest dzieckiem – ciąża jest zagrożeniem dla jej zdrowia – straci wzrok, będzie kaleką do końca życia – ciąża jest zagrożeniem dla jej życia – urodzi dziecko bez mózgu, zniekształcone, które w bólach umrze kilka godzin/dni po porodzie
Nowe zasady oznaczają też, że każde poronienie będzie mogło być podstawą do postępowania karnego, czy przypadkiem nie doszło do aborcji. Matka, być może pogrążona w żałobie, będzie musiała brać udział w upokarzającym dochodzeniu, odpowiadać na pytania, na które nikt nie miałby ochoty odpowiadać, wracać do traumy i dzielić się nią z zupełnie obcymi osobami.
A wszystko w imię czystości sumień duchowieństwa, które wymyśliło sobie, że każdy ma stosować się do ich wizji świata, nawet jeśli sam prezentuje wizję odmienną. Oraz w imię interesów polityków, którzy wiedzą, że duchowieństwo jest potężną grupą wpływu, więc warto się ich słuchać, nawet kosztem ponad połowy społeczeństwa (kobiety w Polsce to 51,6 proc. obywateli).
Złe milczenie
Agata Duda milczy, pisała o tym niedawno w swoim materiale Katarzyna Zuchowicz. Milczy w sprawie Trybunału, milczy w sprawach związanych z polityką zagraniczną, nie komentuje opinii krytycznych dotyczących prezydentury jej męża. Jednak w tak ważnej sprawie, jaką jest możliwość ograniczenia fundamentalnego prawa kobiet, czyli kontroli własnej płodności oraz możliwości uratowania swojego zdrowia i życia milczeć nie powinna.
Pierwsza Damo, Maria Kaczyńska w 2007 roku, gdy politycy zaczynali grzebać przy temacie aborcji, stwierdziła – Istniejący przepis Konstytucji jest całkowicie wystarczający a "życie poczęte" dostatecznie chronione.
Co więcej, pokazała, że rozumie, iż podjęcie decyzji o aborcji nie jest tożsame z umówieniem wizyty do dentysty. Wiąże się to z dramatycznymi decyzjami wielu kobiet. Bo niestety, kwestie związane z ciążą, jej utrzymaniem lub przerwaniem, a następnie wychowaniem dziecka, wciąż spoczywają przede wszystkim na kobietach.
Pierwsza Damo, nie musi się pani deklarować jako feministka, jako zwolenniczka aborcji, aktywistka pro-choice. Dla kobiet, które nie chcą, by ich zdrowie i życie było niewolnikiem czyichś sumień ważne jest, by określiła pani swoje stanowisko. Stanęła za wszystkimi polskimi kobietami, nie tylko katoliczkami, nie tylko wyborczyniami PiS, niezależnie od tego, jakie są Pani poglądy i jaką Pani prywatnie podjęłaby decyzję.
Mówiła Pani, ze nie boi się Prezesa Kaczyńskiego. Czas od słów przejść do czynów.