
Projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji często porównywany jest z dekretem rumuńskiego dyktatora, Nicolae Ceausescu, który doprowadził do śmierci tysięcy kobiet. I nie ma w tym przesady. Przykład? Krwawiące wewnętrznie kobiety, które nie chciały zdradzić, kto wykonał im nielegalną aborcję, nie mogły otrzymać pomocy w szpitalu.
1 października 1966 roku w Rumunii wszedł w życie Dekret nr 770. Na jego mocy aborcja została niemal całkowicie zakazana. Tym sposobem małżeństwo Ceausescu chciało doprowadzić do zwiększenia populacji rządzonego przez siebie państwa, a tym samym podniesienia jego potęgi. “W ten sposób – oświadcza spiker – zapisujemy nową kartę historii w naszej chwalebnej walce przeciwko dekadencji imperializmu” – pisze Małgorzata Rejmer w swojej książce "Bukareszt".
Jednak zaradność kobiet została niedoceniona. Aborcja nie przestała istnieć, tylko zeszła do podziemia. Kobiety musiały się na nią decydować - mężczyźni chcieli seksu, pojęcie gwałtu nie funkcjonowało, warunki życia były okrutne, dzieci trudno było wykarmić, a posiadanie nieślubnych skutkowało stygmatem prostytutki.
Oczywiście, że miałam aborcje. (...) To nie była sprawa moralności, tylko godności”. Inna opowiada: “Kobiety wkładały do macicy wszystko, co było ostre. Wiadomo, robiły się rany, ale o to chodziło, żeby wywołać krwotok i żeby się to wreszcie wylało. (...) Najlepszy był łopian (...) działał odkażająco i był jak nóż.
Narzucony odgórnie zakaz aborcji potrafi zamienić w piekło życie rzeszy zwykłych kobiet. Ciekawy jest udział w procederze kobiet takich, jak żona Ceausescu, Elena - która de facto sprawowała władzę razem z nim, a nawet jest oskarżana o pomysł Dekretu 770. W Polsce internauci porównują do niej nawet premier Beatę Szydło, która popiera całkowity zakaz aborcji.
Napisz do autora: mikolaj.bendyk@natemat.pl