Prezydent w 6. rocznicę katastrofy smoleńskiej zaproponował narodowe pojednanie i przebaczenie win. Tym samym dał nadzieję, że zacznie realizować kampanijne zapowiedzi o łączeniu Polaków. Ale już po kilku godzinach jakiekolwiek szanse na to prysły jak bańka mydlana. Przekłuł ją nie Schetyna i nie Petru, ale Jarosław Kaczyński. To początek wojny czy ustalony wcześniej podział ról?
Pasmo klęsk Andrzej Duda chyba dostrzegł, że zawodzi na całej linii. W kampanii obiecywał, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, że będzie łączył, a nie dzielił. Tymczasem został PiS-owskim notariuszem, który w dodatku pohukuje na opozycję, i tę część społeczeństwa, która nie popiera obozu rządzącego.
Równocześnie Duda nie może się pochwalić sukcesami. Twarzą 500+ jest Beata Szydło, a projekty prezydenta związane z wiekiem emerytalnym i kwotą wolną od podatku utknęły w komisjach. Do tego KNF pokazała, że przygotowana w Pałacu Prezydenckim ustawa frankowa to nie tylko bubel prawny, ale też gigantyczne zagrożenie dla systemu finansowego.
Przełom
Takie podsumowanie może przyprawić nie tylko o ból głowy, ale wręcz od depresję. Zresztą już na początku roku mówili o tym ludzie z otoczenia Dudy. Prezydent próbuje chyba odbudować swój wizerunek, bo uaktywnił się medialnie: w odstępie kilku dni udzielił wywiadów "Rzeczpospolitej" i "Do Rzeczy". Pytany o zarzuty braku suwerenności przekonuje, że zgadza się ze wszystkimi decyzjami podejmowanymi przez Sejm, dlatego podpisuje ustawy. Gdyby było inaczej, zawetowałby je.
Ale 10 kwietnia nastąpił przełom. Andrzej Duda przed Pałacem Prezydenckim wygłosił przemówienie, które rzeczywiście realizuje zapowiedzi łączenia Polaków i zasypywania politycznych podziałów. Prezydent zasugerował, że przepraszać za co mają także ludzie z jego obozu. Trudno było znaleźć kogoś, kto słowom Dudy by nie przyklasnął.
Pax Duda
Klaskał nawet Prezes, choć wyraźnie bez przekonania. I okazało się, że to on, a nie jątrzyciele z PO, Nowoczesnej czy KOD pokażą, że propozycja prezydenta to tylko pobożne życzenia. Wcześniej już Antoni Macierewicz udzielił ostrego wywiadu, a Ewa Stankiewicz proponowała egzekucję Donalda Tuska, ale gdyby Jarosław Kaczyński wystąpił w koncyliacyjnym tonie, atmosfera porozumienia zostałaby podtrzymana.
Pax Duda trwał cztery godziny. Tak, jak Sejm unieważnił uchwałą wybór sędziów TK, tak Kaczyński jednym przemówieniem unieważnił plan Dudy. Wystąpienie Prezesa było niezwykle ostre. Nawet w kampanii wyborczej potrafił bardziej opanować emocje. Ba, zapewniał, że "żadnego odwetu nie będzie". Ale teraz, kiedy ma pełnię władzy, nie musi udawać, że chce jakiegokolwiek porozumienia.
Dzień Niepodległości?
Część komentatorów dopatruje się w tym pierwszej oznaki wybijania się Dudy na niepodległość. Roman Giertych pisze na blogu w naTemat, że dla niego niedzielne przemówienie było pierwszym dniem kadencji Dudy. Jeśli rzeczywiście prezydent wreszcie postanowił odciąć się od partii-matki, oznacza to zupełnie nowy etap w naszym życiu politycznym.
Jarosław Kaczyński to wytrawny gracz, czego dowiódł wmanewrowując prezydenta i premier w niszczenie Trybunału Konstytucyjnego, czym ubiegł ich ewentualne próby wybicia się na niepodległość. Biorąc udział w tej akcji ubrudzili sobie ręce tak mocno, że już zawsze będą postrzegani jako uzależnieni od Prezesa.
Padał deszcz
Ale to nie oznacza, że nie ma sensu wybijać się na niepodległość. Wszak Duda może jeszcze przejść do historii jako prezydent, który źle zaczął, ale później dobrze pełnił urząd. Ba, może nawet będzie miał szanse zawalczyć o odzyskanie centrowego elektoratu i reelekcję. To jednak wymagałoby pójścia na otwartą wojnę z Kaczyńskim, który nie tylko jest wielokrotnie bardziej doświadczony niż Duda, ale nadal trzyma w garści wszystkie karty.
Dlatego wydaje się, że prezydent po raz kolejny położy uszy po sobie i z pokorą przełknie kolejną zniewagę. Jego rzecznik postanowił udawać, że to padał deszcz. W porannym wywiadzie w TVN24 próbował przekonywać, że Kaczyński nie odnosił się do przemówienia Dudy, że panowie mówili o dwóch różnych sprawach. – Nie, nie ma kłótni w rodzinie – przekonywał.
Polityczny teatrzyk
Może więc to podział ról? Może Duda, zmęczony i zdeprymowany ciągłą krytyką wybłagał u Prezesa, że od teraz będzie grał dobrego policjanta. Taki podział ról działa już w tandemie Szydło-Kaczyński. Szef PiS zajmuje się twardą polityką, przy której czasami można się pobrudzić, a Szydło robi sobie zdjęcia z ważnymi ludźmi z zagranicy i chodzi z broszką "500+".
A jeśli tak, to to gra na krótką metę. Bo nawet przy heroicznym wysiłku propagandystów z "Wiadomości" i TVP INFO, lud tego nie kupi. To dobrze, że Andrzej Duda wygłosił tak pojednawcze przemówienie. Źle, że wysunął w nim postulaty, których realizacja była ponad jego siły. Tym razem weryfikacja przyszła znacznie szybciej niż w przypadku Trybunału czy frankowiczów i zupełnie nieoczekiwanej strony. Tak oto Prezes wbił osikowy kołek w niezależność swojego nominata.