Pijany Polak sparaliżował pracę największego lotniska w Holandii.
Pijany Polak sparaliżował pracę największego lotniska w Holandii. Fot. tasfoto / 123RF

We wtorkowy wieczór ewakuowano komercyjną część amsterdamskiego lotniska Schiphol i pobliski hotel. Po zamachach w Paryżu i w Brukseli Europa dmucha na zimne i każde zagrożenie atakiem terrorystycznym traktowane jest poważnie. Niestety często okazuje się, że przyczyną alarmu jest… pijany Polak.

REKLAMA
25-latek z Polski w stanie upojenia alkoholowego miał podejść do policjanta i powiedzieć mu, że jest terrorystą. Służby największego lotniska w Holandii zareagowały błyskawicznie, bo wiarygodności naszemu ziomkowi dodawał fakt, że miał przy sobie dwa duże plecaki podróżne.
Dalej wszystko potoczyło się tak, jak można się było spodziewać. Na Schiphol przybył oddział antyterrorystów, a część terminalu i połączony z nim hotel zamknięto. Wyjścia do portu obstawiła policja. Akcja spowodowała, że pasażerowie nie mogli dostać się do swoich samochodów przez 4 godziny.
W tym czasie przeszukiwano terminal z użyciem policyjnych psów, a policyjny robot sprawdzał bagaże pijanego Polaka, w których oczywiście nie znaleziono żadnych materiałów wybuchowych. Sprawca całego zamieszania, który nie ma stałego adresu zamieszkania w Holandii, w środę przebywał w areszcie. Możemy się tylko domyślać, że zostanie obciążony karą finansową za akcję służb. A to z pewnością nie będzie mały wydatek.
Takich dowcipnisiów, jak ten, mamy wśród polskich obywateli sporo. Kilka miesięcy temu, po lądowaniu na Lotnisku Chopina samolotu z Goteborga straż graniczna wyprowadziła z pokładu 27-letniego obywatela RP. Jak się okazało mężczyzna awanturował się w trakcie lotu z załogą oraz powiedział jednej ze stewardess, że ma bombę. Akcja pirotechników wykazała, że był to kolejny fałszywy alarm.
źródło: TVN 24