Uwielbiam second handy. Pamiętam, kiedy trafiły do Polski. To był początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy o markach takich jak chociażby H&M, można było pomarzyć.
Wtedy wszyscy rzucili się na nie gremialne, bo był to pierwszy powiew zachodniego świata i prawdziwej mody. Inna sprawa, że ubrania, które można było w nich wtedy znaleźć, były na tamte czasy jak z antykwariatu – lata sześćdziesiąte i osiemdziesiąte w pełnej rozpiętości. Dla tych, którzy jednak mieli jakieś pojęcie o modzie, zakupy w nich były nie lada okazją do tego, by swoje szafy wyposażyć w marki największych domów mody – Chanel, Fendi, Dior, o drogich futrach i dodatkach nie wspominając. Wtedy – inaczej niż dzisiaj – pozbywano się ubrań, które po prostu przeleżały w szafie dekadę albo po prostu wyszły z mody.
Byłam wtedy w liceum i naprawdę nie myślałam o Diorze. Chciałam mieć takie ciuchy, jakie oglądałam w gazetach i o jakich marzyły moje koleżanki. Tych zaś nie można było znaleźć w lumpeksach. Poza tym w chodzeniu po lumpeksach było też coś obciachowego. Jako kraj zaczynaliśmy gonić Zachód, więc noszenie rzeczy po kimś, dawało nieustające poczucie bycia gorszym. Na szczęście mojej niechęci do second handów, nie podzielała moja mama, która złapała bakcyla i w ramach czystej rozrywki pasjami odwiedzała sklepy w dniu nowej dostawy (też to znacie?). Długo nie mogłam tego zrozumieć.
Dziś wiem, że zwyczajnie musiałam do tego dorosnąć i jakże jestem mamie wdzięczna za to, że zgromadziła dla mnie prawdziwe perełki. Powiem więcej, jest prawdziwą mistrzynią w ich wynajdywaniu. Kiedy więc tylko przyjeżdżam w moje rodzinne strony, robimy sobie mały tour po zaprzyjaźnionych sklepikach, z których zawsze wracam obłowiona w super ciuchy.
Jak to cieszy, kiedy za 20 zł kupię nienoszoną jeszcze bluzkę marki, za którą w sklepie musiałabym zapłacić ponad 100 funtów (sprawdziłam). Lub kiedy kupuję żakiet, o który potem pytają wszyscy. Tak jest praktycznie z każdą rzeczą. Mam więc w swoje szafie jedwabną bluzkę Diora (na jednym ze zdjęć), cekinową tunikę Guy Laroche, czekoladowe futro z norek, oryginalną torebkę Louis Vuitton i kilka jeszcze innych, kupionych naprawdę za grosze. Wiszą w mojej garderobie już parę ładnych lat i nie wychodzą z mody. Dziwią mnie więc zawsze stwierdzenia, że aby dobrze się ubrać, trzeba mieć naprawdę gruby portfel.
Styl ma bowiem to do siebie, że najczęściej jest daleko od mody i nie znaczy to wcale, że nie jest współczesny. Trendy, trendami, ale najlepiej ubrani ludzie to nie ci, którzy wraz z każdym sezonem wymieniają pół swojej szafy (przerysowuję z premedytacją), ale ci na których ubrania leżą jak druga skóra i których są dopełnieniem. Styl buduje się latami, zmienia się w czasie ale zawsze wynika ze świadomości siebie, osobowości i w ogóle tego, kim się jest i co się robi w życiu. Styl jest też zazwyczaj mylony z gustem, a ten podobnie jak inteligencję trudno kwestionować.
Jestem zdania, że oczywiście, ci, których na to stać, mają znacznie prostsze zadanie. Z drugiej strony jednak, patrząc na rodzime gwiazdy i celebrytki mam wrażenie, że wszystkie te markowe torebki czy buty z najnowszych kolekcji (o zgrozo!) jeszcze długo nie spowodują, że będziemy mogli inspirować się ich stylem. Bowiem tych, które naprawdę go mają, jest zaledwie garstka, a ich styl najczęściej nie bazuje na metkach.
Jako fanka second handów wiem, że styl, a przynajmniej sporą część szafy, można zbudować bazując na rzeczach kupionych w lumpeksie. Jak to zrobić?
Znajdź swój sklep
- Przede wszystkim, jeśli nigdy nie robiłaś zakupów w tego typu sklepach, zacznij od znalezienia własnego, mówi Marzena Pokrzywińska, która vintage nosi od wielu już lat. Co to znaczy? Lumpeksy lubią specjalizować się w ubraniach i rzeczach, które mają w ofercie. W jednych znajdziesz współczesne ubrania ściągane z krajów skandynawskich (o rany! Raj na ziemi dla wszystkich maniaków minimalizmu w modzie), w innych w przewadze marki popularnych, brytyjskich sieciówek.
Są też takie, które ściśle selekcjonują ubrania pod kątem stylu (na przykład lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte lub osiemdziesiąte) oraz takie, które oprócz ubrań specjalizują się w dodatkach. - Generalnie sprawdza się zasada – im mniejsze miasto, tym większy wybór. Czasem w ramach rozrywki można więc zaplanować coś tak abstrakcyjnego, jak wyprawa do innego miasta w poszukiwaniu upragnionych łupów, dodaje Marzena.
Klasyka
W second handzie warto nastawić się na poszukiwanie rzeczy klasycznych, prostych, które w każdej szafie są bazą. W lumpeksie są na tyle tanie, że możesz je dosłownie kupować na kilogramy. Klasyka powinna być neutralna, co nie znaczy, że musi być nudna. Żeby z tą nudą zerwać, eksperymentuj z męskimi koszulami. Na nie nie żal pieniędzy, zwłaszcza kiedy kosztują po kilka złotych. Lekko za duże, włożone do spodni w nieco nonszalancki sposób, będą miłą odmianą od tych dopasowanych, które na co dzień nosisz do pracy. Poza tym, to świetna okazja, żeby za parę groszy spróbować założyć coś, na co normalnie w sklepie nie wydałabyś pieniędzy.
T-shirty. Tu warto skupić się na jakości. Sprawdzaj metki, dotykaj. Mięsista, gruba bawełna wytrzyma w pralce jeszcze niejedno pranie. Jeansy. Zawsze, wszędzie i do wszystkiego. Właśnie wraca moda na te z wysokim stanem. Te znajdziesz bez problemu, podobnie jak szeroki wybór klasycznych marek Levis czy Wrangler. W połączeniu z męską, białą koszulą i szpilkami będą wyglądały nie tylko stylowo, lecz także super seksownie. Podobnie jest ze swetrami. Okej, w tym wypadku znalezienie tego jedynego będzie cię kosztowało nieco szukania, ale warto. W swojej kolekcji mam kilka absolutnych perełek, zaczynając od tych minimalistycznych i lekko za dużych (marki skandynawskie – a jakże), poprzez bardzo kobiece, w których diabeł tkwi w szczegółach (na przykład zapinany na guziczki rękaw trzy czwarte – serio, jeszcze nie spotkałam dziewczyny, która by się nim nie zachwycała).
Dodatki
Mam na myśli nie tylko torebki. Te markowe niełatwo jest upolować, ale zapewniam, że warto poszukać pasków. Wszystkie moje najlepsze mam właśnie z drugiego obiegu. Często mają po kilkanaście lat (a może i więcej), a fakt że są znoszone dodaje im absolutnie ponadczasowego sznytu. Chusty i apaszki. Mogą spełniać wiele funkcji. Jeśli nie lubisz szaleć z kolorami, kolorowe apaszki będą świetnym urozmaiceniem, a jednocześnie nie narażą cię na popełnienie estetycznej gafy. Lumpeksy to ich istna kopalnia. Naprawdę.
Skóra i futra
- O ile świetne futro można częściej kupić na allegro niż w lumpeksie, o tyle skórzane kurtki można dostać bez problemu w całkiem szerokim wyborze, mówi Pokrzywińska. - Nie jest to oczywiście krój rodem z najnowszych kolekcji sieciówek (takie też się zdarzają), a raczej kurtki w stylu lat siedemdziesiątych, z grubymi ściągaczami i kilkoma zewnętrznymi kieszonkami, dodaje.
Ale jeśli już w ogóle o skórach rozmawiamy, warto wspomnieć, że nawet jeśli nie znajdziesz tej idealnej kurtki czy spódnicy, możesz kupić dwie, z których potem twoja krawcowa uszyje Ci jedną (jeśli nie masz jeszcze krawcowej, najwyższa pora, żeby ją znaleźć, bo przerabianie i szycie ciuchów, jak to kiedyś robiły nasze mamy, będzie za chwilę tak modne jak umiejętność gotowania).
Postaw na akcent
Ciuchy vintage tak naprawdę nigdy nie będą idealnie dopasowane. Ten prawdziwy vintage (lata 70. I 80.) jest bardzo wyrazisty – taka kiedyś była moda. Dlatego myśląc o zakupie takich perełek, myśl o nich jak o akcencie, kropce nad i. Oczywiście znam takie osoby jak Marzena, którą możecie podziwiać na zdjęciach, dla których vintage w stu procentach współgra z ich osobowością. Na Marzenie ciuchy nie wyglądają na przerysowane, za to dodają twistu, który sprawia, że nie przejdzie niezauważona.
Szukaj za granicą
Podobno najlepsze sklepy vintage i tak znajdują się za granicą, w Paryżu, Rzymie czy chociażby Berlinie. Wszystkie trzy stolice to modowe mekki. Przy okazji odwiedzenia tych miejsc, zamiast wizyty w sieciówkach, odwiedź mniej uczęszczane uliczki, pchle targi, na których z pewnością znajdziesz wiele pięknych i i bardzo stylowych rzeczy.
Nie każda z nas ma babcię, która otwiera przed nami podwoje swojej szafy mówiąc „masz kochanie, wybierz coś sobie”, ale każda z nas nie wydając miliarda na ciuchy, może upolować perełki które w szafie otrzymają status ‘love forever’. I nawet jeśli nie zbudujesz w second handzie swojego stylu od razu, to satysfakcja z pięknych ubrań za niewielkie pieniądze będzie absolutnie ponadczasowa. A jeśli któraś z was potrzebuje pomocy w wybieraniu perełek vintage, śmiało zgłaszajcie się do Marzeny (marzapokrzywinska@gmail.com).