
Na bombach zrzucanych na niemiecką stolicę nie bez powodu malowano podobizny Hitlera, śląc w ten sposób "szczególne" pozdrowienia. Z upodobaniem czynili to również Polacy – lotnicy z dwóch dywizjonów powstałych na angielskiej ziemi– 300 i 301. Nasz wkład w alianckie zwycięstwo wcale nie ograniczał się tylko do obrony Wysp Brytyjskich.
Wisi bezwładna, ciężka, krótka noc. Wisi rozdarta jękiem silników cisza. Zaczyna jednak bić i artyleria. Z początku pojedyncze, oderwane strzały z okrętów zakotwiczonych na pobrzeżu i z wysp. Później coraz gęstsza i bardziej skoordynowana z brzegów. Biją jednakże niecelnie. Za nisko i za daleko. Widzę czerwone żarzące się punkciki, jak zapalają się i nikną – to wybuchy. Pokazują się także reflektory. Błądzą przez chwilę po niebie i gasną. Powoli ogień artyleryjski rośnie i zaczyna się przybliżać, rośnie też liczba reflektorów. Rozświetla się na południu niebo, smagane raz po raz smugami światła, prażone pociskami – goreje teraz całe ponurą, widmową zorzą. Idziemy nad terytorium Rzeszy.
Rezultaty naszego bombardowania były z pewnością bardzo nikłe, raczej symboliczne. Natomiast jego ogromnego moralnego znaczenia dla nas trudno sobie dziś uzmysłowić. Wszystko to pozwoliło mi utrzymać równowagę ducha w czasie, kiedy w zwycięskie zakończenie wojny można było tylko wierzyć albo tylko o nim marzyć, bo nie było do tego żadnych faktycznych podstaw.
Na mapie operacyjnej, od naszego lotniska poprzez morza i kraje ciągnęła się czerwona wstęga wskazująca trasę lotu. Nie było najmniejszych wątpliwości: dziś w nocy panowie Berlin... Oficer operacyjny dla formalności jednak zagaił: Tym razem znów Berlin, proszę panów. Cel – dworzec kolejowy...
Historyczny to dzień, bo zrobiłem lot bojowy nad Berlin! Lot był makabryczny, warto go uwiecznić na papierze. W dwie godziny po normalnej odprawie byliśmy już w powietrzu. Napełniono nam zbiorniki zapasowe i paliwa miało starczyć na osiem godzin. (...) Sytuacja była trudna. Cały czas znajdowaliśmy się w dość gęstej mgiełce, która nie pozwalała na orientację, w którym kierunku Niemcy biją. Błyski wybuchów rozlewały się po całym niebie i tylko złowrogie chmurki czarnego dymu, w które nawet czasem właziliśmy, mówiły nam, że celują również do nas. Wyglądało to wszystko coś na kształt piekła, bo nieprzerwane nerwowe błyski oświetlały nas w przeróżnych kolorach. W każdym razie wszyscy odetchnęliśmy po minięciu niebezpiecznej strefy...
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
