Myli się ten, kto sądzi, że ks. Jacek Międlar to jedyny polski kapłan, który od głoszenia Ewangelii woli szerzenie nienawiści. Takich, jak on w Kościele nad Wisłą wcale nie brakuje. I większości z nich nie ma nawet takich problemów z przełożonymi, jak kapelan ONR-owców. Bo i większość kapłanów nienawiści lokuje swoje sympatie polityczne w silniejszych formacjach. Kim są ci najbardziej zaangażowani?
"Całkowity zakaz jakichkolwiek wystąpień publicznych, organizowania wszelkiego rodzaju zjazdów, spotkań i pielgrzymek, a także wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu, w tym w środkach elektronicznych" - oto kara jaką na ks. Jacka Międlara nałożyli przełożeni ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Decyzja zakonu to efekt pełnego nacjonalistycznych i antysemickich tez kazania, które ks. Międlar wygłosił na zorganizowanym z wielkim rozmachem święcie ONR w Białymstoku.
Oto "język miłości"...
Czy na tym skończyły się problemy polskiego Kościoła z księżmi niczym nieróżniącymi się od islamskich radykałów? Bynajmniej... Dobitnie przypomnieli o tym obrońcy ks. Jacka Międlara. Wśród których najgłośniej wybrzmiewały głosy ks. Wojciecha Węgrzyniaka i ks. Romana Kneblewskiego. Obaj to od dawna gwiazdy tej części internetu, którą rządzi mniej lub bardziej skrajna prawica.
"Narodowcy muszą się nawrócić, bo jeśli nie, to ich wszystkich pozamykamy. Gdyby ks. Jacek przeklinał narodowców a nie błogosławił, byłby bohaterem. Gdyby wzywał do zgody na zabijanie dzieci z gwałtu, czy z zespołem Downa, to byłby całkiem ok. Ale niestety zaczął wzywać do obrony, bo się boi jak wiele owiec tych, którzy mogą dzieciom zrobić krzywdę" - oburzał się ks. Węgrzyniak na swoim blogu. I sugerował, że na tamtym świecie od Jezusa Chrystusa możemy usłyszeć "Byłem narodowcem, a pogardziliście mną”.
"Świetne, odnoszące się do Pisma św. kazanie ks. Jacka Międlara. Wbrew temu, co głoszą potwarcy ks. Jacek mówi językiem miłości" - komentował słowa, które padły sprzed ołtarza na święcie ONR ks. Kneblewski. Jego ocena nie może dziwić, bo sam chętnie sięga po tego typu "język miłości". "We współczesnej "polityce" niektóre jednostki chorobowe nawet do psychiatry się nie kwalifikują, lecz co najwyżej do weterynarza" - mówił o byłej posłance Anne Grodzkiej. "Nie dawaj oszustom i demoralizatorom" - wzywał przed finałem WOŚP.
Ks. Roman Kneblewski był też ważnym głosem w prawicowej "debacie" o nagrodzonym Oscarem filmie "Ida". Twórców historii poruszającej problem antysemityzmu w Polsce sugerował nagrodzeniem "batogami, pędząc z Polski dziadostwo w smole i w pierzu".
Kościół Walczący
Wcześniej prałat z Bydgoszczy ukonstytuował swoją pozycję w oczach "prawdziwych Polaków" jednak jeszcze dalej idącymi naukami. - Katolicyzm i polskość to jest takie iunctim, to jest jedno, tego po prostu nie da się rozdzielić. Gdyby ktoś wziął skalpel i chciał w duszy polskiej to jakoś oddzielić jedno od drugiego, to dusza prawdziwie polska nie przeżyje tego zabiegu - nauczał.
- Faszyzmu bym nie potępiał - oznajmił w jednym z odcinków swojego wideobloga. - Jeżeli mianem faszyzmu mielibyśmy określać np. frankizm, który ocalił katolicką Hiszpanię z rąk komunistycznych zbrodniarzy, jestem jak najbardziej za - mówił rozemocjonowany. Dzięki temu w kręgach polskich neofaszystów jest bardziej rozpoznawalny i wpływowy niż ks. Międlar, którym nagle zaczęły interesować się media. W przeciwieństwie do młodego ONR-owca, fan Jarosława Kaczyńskiego i Viktora Orbana z Bydgoszczy przez nikogo nie jest niepokojony.
Zamieszanie wokół młodszego kolegi odciągnęło też uwagę od innego rutynowanego kapłana nienawiści - ks. Stanisława Małkowskiego. Radykalnego w poglądach kapelana samego Prawa i Sprawiedliwości. - To jest fałszywe, to jest gra, to jest świętokradztwo nie tylko ze względu na zbrodnię „drugiego Katynia” ale również dlatego, że popiera publicznie in vitro, przegłosował ustawę antyrodzinną przeciwko przemocy w rodzinie i ją podpisał - grzmiał prałat oznajmiając, iż doszło do rzekomej ekskomuniki ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego.
- Jestem absolutnie przekonany, że jest to zbrodnia z zimną krwią wykonana, planowana w szczegółach przez kilka miesięcy wcześniej, wykonana przy współudziale służb rosyjskich i jakichś istotnych czynników na Zachodzie. W normalnym kraju byliby osądzeni i dostaliby najwyższy wyrok. Mam tu na myśli Tuska, Komorowskiego, Arabskiego, Bogdana Klicha i szereg ich wspólników - mówił o katastrofie smoleńskiej już w sierpniu 2010 roku.
Dzięki temu stał się najważniejszym celebransem podczas kolejnych miesięcznic i rocznic organizowanych przez PiS. To on podczas jednej z takich imprez odprawiał przed Pałacem Prezydenckim polityczne egzorcyzmy. - Pozwólcie, że złożę te podziękowania na ręce ks. Stanisława Małkowskiego - legendy polskiej opozycji, polskiego Kościoła - dziękował mu sam Jarosław Kaczyński na ostatniej rocznicy katastrofy smoleńskiej.
Gwiazdy sieci
Aż tak wielu mamy w Polsce radykalnych duchownych? Owszem, a na tym czołówka najbardziej krewkich wcale się nie kończy. Gdy mowa o kapłanach nienawiści w Polsce, nie można pominąć bardzo aktywnych szczególnie w sieci ks. Jacka Dunin-Borkowskiego i o. Adam Langhammer.
Obaj słyną z nie przebierania w słowach. Ks. Dunin-Borkowski szczególnie chętnie odnosi się ze skrajną pogardą do dziennikarzy. "Brzydzę się dziennikarzem KuPą" - pisał o Konradzie Piaseckim z RMF FM i TVN24. "Miałem odruchy wymiotne" - opisywał swoje rzekome przeżycia po programie z udziałem homoseksualnego publicysty Tomasza Raczka. "Ugotowana żaba. Ani to ładne, ani mądre, ani przyzwoite" - stwierdził o Dominice Wielowieyskiej z "Gazety Wyborczej".
Chamski komentarz ks. Jacek Dunin-Borkowski znalazł ostatnio nawet dla krytykującego polski nacjonalizm lidera U2. "Poziom intelektualny Bona można mierzyć w milikukizach" - napisał. "Szczęście,że mamy Bęgowskiego i Kijowskiego jako twarze" - to jego komentarz o Komitecie Obrony Demokracji. I kiedy prześledzi się jego internetową aktywność duszpasterską, trudno znaleźć inny język. Najdelikatniej obrywa się tylko... papieżowi Franciszkowi.
Daleki od minimalnych standardów szacunku wobec bliźniego jest też drugi z wymienionych twitterowych ewangelizatorów. "Są jacyś psychiatrzy, którzy pomogą Pani uporać się z paranoją" - pisał ks. Adam Langhammer do posłanki PO Kingi Gajewskiej, gdy stwierdziła, że boi się żyć w kraju rządzonym przez PiS. To on wymyślił też wzbudzające radość prawej strony sceny politycznej określenie " Gejzeta Aborcza", które jest dla niego synonimem "Gazety Wyborczej".
Ks. Langhammerowi blisko też do ks. Międlara. W obronę prawa kapelana narodowców do głoszenia z ambony nienawistnych tez zaangażował się w sieci, gdy tylko o skandalicznych wydarzeniach z Białegostoku zrobiło się głośno. "A coś w tym złego, że taka Msza miała miejsce?" - dopytywał. "Prowokują w kościele feminazistki - super! Modlą się w kościele młodzi patrioci - skandal" - stwierdził. Duchowny z Bolesławca należy też do grona entuzjastów przyciągającego wszystkie skrajne środowiska Marszu Niepodległości.
Ale swoje sympatie polityczne lokuje znacznie lepiej od ks. Międlara, bo nie ogranicza się w zaangażowanie po stronie wciąż marginalnych ruchów, a odnajduje się w prawicowym mainstreamie.
Polityczny radykalizm w modzie
A to wszystko zaledwie kilku najbardziej aktywnych politycznie radykalnych kapłanów. A przecież tylko w ostatnim czasie z siania nienawiści w imię walki politycznej zasłynęło wielu innych. Jak na przykład s. Dawid Wulbach, który przed wyborami wzywał, by "jeb... polski rząd". Kilka miesięcy później Ks. Marek Różycki, który chwilę po krwawych zamachach w Brukseli kpił z ofiar, że zostały beneficjentami projektu finansowanego z funduszy europejskich.
A ks. Jarosław Wąsowicz uznał, że najlepsze na Wielkanoc będą życzenia: "Zmartwychwstania naszej ukochanej Ojczyzny, bez KOD-ów, fałszywych autorytetów, płatnych zdrajców. Zmartwychwstania chrześcijaństwa w Europie, która idzie ku samozagładzie. Europy bez multi-kulti, islamistów, lewaków i poprawności politycznej".
W przeciwieństwie do słynnego już ks. Jacka Międlara, oni za głoszenie poglądów nieprzystających do oficjalnej nauki Kościoła nie mieli właściwie żadnych problemów. Przyczyny tego są różne. Młodego narodowca szybko i łatwo ustawiono do pionu, bo należy do zakonu, w którym najwidoczniej na uprawianie polityki nie mają ochoty.
Tymczasem biskupi dla duchownych diecezjalnych zwykle bywają o wiele bardziej wyrozumiali. Co nie dziwi, bo można się domyślać, że w niektórych przypadkach radykalni księża po prostu mówią głośno i wyraźnie to, na co biskupi pozwalają sobie jedynie na kuluarowych spotkaniach z partyjnymi liderami.
Wydaje się jednak, że nie bez znaczenia pozostaje ostatecznie też to, którym politykiem tego typu duchowni zastępują w swoim sercu Jezusa Chrystusa. Kto wie, czy gdyby ONR był równie silny, co Prawo i Sprawiedliwość, ktoś nie pomógłby ks. Jackowi Międlarowi ciszyć się równie wielką swobodą głoszenia nienawistnych poglądów, co tak, którą mają dziś kapłani ewangalizujacy w imieniu Jarosława Kaczyńskiego i spółki...
Wymieniony w tekście ks. Wojciech Węgrzyniak w nadesłanym do redakcji oświadczeniu przekonuje, iż celem jego wpisu na temat ks. Jacka Międlara i wydarzeń w Białymstoku nie była pochwała języka nienawiści. "Od 18 lat jestem księdzem i zarówno motywem decyzji na zostanie księdzem jak i centralną prawdą, którą staram się na różny sposób głosić jest głoszenie miłości" - stwierdza duchowny.