6 czerwca 1965 roku The Rolling Stones zagrali po raz pierwszy swój wielki hit "(I Can't Get No) Satisfaction". Singiel w mgnieniu oka wskoczył na pierwsze miejsce amerykańskich list przebojów i ugruntował pozycję zespołu w historii rock’n’rolla. Ale czy wiecie, że słynny gitarowy riff przyszedł do gitarzysty zespołu – Richardsa, we śnie? Wiele piosenek wiąże się z historiami, o których istnieniu nie mamy pojęcia. Czas je odkryć.
- Obudziłem się w środku nocy. Obok mojego łóżka leżała gitara akustyczna i magnetofon – opowiadał magazynowi „Rolling Stone” gitarzysta The Rolling Stones Richards. – Następnego dnia obudziłem się i zobaczyłem, że kaseta przeszła do samego końca. Przewinąłem ją i usłyszałem 30 sekund tego riffu: „Da da da da da, I can't get no satisfaction”. Reszta kasety to nagranie mojego chrapania! – dodaje.
Gitarzysta zwierzył się, że nigdy nie spodziewał się, żeby piosenka odniosła tak wielki komercyjny sukces.
No proszę, można się pomylić. A przykład Rolling Stonesów pokazuje tylko, że sen to zdrowie!
Równie błaha historia była kluczem do sukcesu piosenki Queen „Radio Gaga”. Napisana przez Rogera Taylora, swój sukces zawdzięcza jego trzyletniemu wówczas synowi, który nadużywał sformułowania „Gaga”. Najbardziej aktywizował się, kiedy w domu było włączone radio.
Dużo inspiracji do piosenek przychodzi w studiach nagraniowych. Tak było z „Hips don’t lie” Shakiry. Tytułowe powiedzenie krążyło w studiu, kiedy wokalistka przygotowywała materiał do kolejnej płyty. Jeśli piosenka, nad którą pracowała wraz z zespołem sprawiała, że zaczynała mimowolnie poruszać biodrami, oznaczało to, że utwór jest gotowy.
Jeśli nie - trzeba było jeszcze nad nim popracować.
Zespół współpracujący z Bruno Marsem, wspominał, jak powstała „Lazy song”. Razem z wokalistą próbowali stworzyć piosenkę lepszą niż Beatlesi, magiczną i legendarną. Po pięciu godzinach prób wszystkie pomysły wylądowały w koszu. I wtedy padło jakże proste i inspirujące stwierdzenie Bruno Marsa: „Today I don’t think like doing anything.” Znacie skądś to zdanie?
Piosenka jest dobra na wszystko. Często to próba pogodzenia się z nieszczęśliwą miłością. „Layla” Erica Claptona to miłosna ballada inspirowana miłością artysty do Pattie Boyd - angielskiej modelki, a jednocześnie żony przyjaciela - George’a Harrisona z The Beatles. „Ooh La” – tak nazywał swoją dziewczynę Katie Meluę Luke Pritchard – wokalista The Kooks. Razem chodzili do Brighton Institute of Modern Music. Po skończeniu szkoły Melua zapragnęła jednak wyjechać z Wielkiej Brytanii w pogoni za karierą. Związek się rozpadł, a nieszczęśliwy Luke swoje cierpienie przelał na papier i pięciolinię.
Kasowym podsumowaniem związku była też piosenka „Cry me a River” Justina Timberlake’a. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, powiedział piosenką do Britney i wykrakał. O tym, jak potoczyło się życie księżniczki pop po rozstaniu z grzecznym maminsynkiem, nie trzeba opowiadać. Z kolei “Uptown Girl” Billy’ego Joela opowiada o Elle MacPherson, a nie, jak wszyscy podejrzewają, Christie Brinkley. Joel spotykał się z MacPherson zanim poznał Brinkley.
Piosenki, które zacierają ślady po miłości, są niczym, w porównaniu do poruszających utworów mówiących o prawdziwych osobistych tragediach.
Pierwszą, która przychodzi tu na myśl jest „Tears in Haven” Erica Claptona. Początek lat 90. był dla artysty bardzo trudny. W sierpniu 1990 roku jego manager i dwóch przyjaciół zginęło w wypadku helikoptera. Siedem miesięcy później, 20 marca 1991 roku Conor – czteroletni syn Claptona, wypadł z okna apartamentu znajdującego się na 53. piętrze nowojorskiego wieżowca. Po miesiącach izolacji, artysta postanowił zmierzyć się z traumą i razem z Willem Jenningsem stworzył „Tears in Haven”.
„Together Again” Janet Jackson zadedykowała swojemu najlepszemu przyjacielowi, który zmarł po długiej walce z AIDS. Ze swoim życiem rozlicza się także Eminem w piosence „Cleaning out my closet”. Analizuje swoje życie krok po kroku, w kolejnych wersach rapując o jego niespokojnym dzieciństwie i chorych relacjach z matką.
Problemy dzieci porusza „My name is Luka”. To jeden z pierwszych utworów, który mówi otwarcie o problemie wykorzystywania dzieci i przemocy domowej. I to w bardzo kontrowersyjny sposób, bo w otoczeniu miłych i słodkich dźwięków, kontrastujących ze znaczeniem tekstu. Podobny przekaz miała balladowa piosenka „Jenny” Edyty Bartosiewicz.
Polska i jej muzyka stała się natchnieniem dla Davida Bowie. W 1973 roku, będąc w Warszawie, Bowie przesiadał się w biegu na inny pociąg. Mroczna atmosfera miasta okazała się inspiracją dla kompozycji, którą nazwał po prostu "Warsaw". W środkowej partii piosenki wykorzystuje fragment utworu zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.„Warsaw” Bowiego natchnęła z kolei Joy Divison. Zespół właśnie tak nazywał się na początku swojej kariery.
Czasem, by stworzyć hit, trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu. Pewne źródła podają, że Sting stworzył utwór „Every Breath You Take”, siedząc przy tym samym biurku gdzieś na Jamajce, przy którym Ian Fleming napisał swoje powieści o Jamesie Bondzie. "While My Guitar Gently Weeps" Beatlesów, pochodząca ze słynnego Białego Albumu z 1968 roku, powstała w domu matki George’a Harrisona. Zagłębiał się tam w tajemnice chińskiej I Ching - Księgi Przemian. Postanowił napisać piosenkę w oparciu o zbieg okoliczności. Wziął przypadkową książkę, otworzył ją i zobaczył słowa "delikatnie łka". Później poszło jak z płatka.
Kolejny z członków zespołu The Beatles napisał piosenkę na podstawie… wycinka z gazety. „Szóstkowa uczennica skradła samochód i zniknęła. Ojciec 17-letniej Melanie Coe, uczennicy, która, wydawałoby się, miała wszystko, spędził cały wczorajszy dzień na jej poszukiwaniu w Lodnynie i Brighton”. Tak wyglądał nagłówek pierwszej strony „London’s Daily Mail” 27 lutego 1967 roku. Paul McCartney na jego podstawie stworzył poruszającą piosenkę „She’s Leaving Home”, która mówi o dziewczynie, uciekającej z domu z zasadami w poszukiwaniu miłości i uwagi. Co ciekawsze, McCartney znał Melanie Coe. Trzy lata wcześniej wygrała ona telewizyjny konkurs na najlepszy występ mima. Nagrodę otrzymała z rąk samego Paula McCartneya, który razem z zespołem po raz pierwszy brał udział w telewizyjnym show. Zdolna Melanie po tym zdarzeniu zaczęła regularnie występować jako tancerka. Miała wszystko, oprócz miłości. Dlatego na początku 1967 roku powiedziała dość.
O wydarzeniu z pierwszych stron gazet mówi też „I Don’t Like Mondays” Bob Geldofa. Ponurą inspirację czerpał z historii Brendy Spencer. W zimowy poniedziałek 29 stycznia 1979 przed Cleveland Elementary School w San Diego dziewczyna otworzyła ogień z karabinu - bożonarodzeniowego prezentu od ojca. Zginęło dwóch nauczycieli, a ośmioro uczniów zostało rannych. Swój czyn uzasadniła krótko: ”Nie lubię poniedziałków”.
Do prawdziwych historycznych zdarzeń nawiązuje też „Sunday Bloody Sunday” U2. Irlandia miała w swojej historii dwie krwawe niedziele. Utwór odwołuje się do wydarzeń 30 stycznia 1972 r., gdy brytyjscy spadochroniarze zabili 13 Irlandczyków udzielających się w obywatelskim proteście. Choć Bono zaprzecza, że piosenka jest manifestem, to stała się nim w bardzo krótkim czasie.
Zalewani z każdej strony homogenizowaną mazią popowej szmiry, w których do znudzenia przewijają się frazy "You're my baby" i "I love you", zapominamy, że piosenki mogą nieść ze sobą historię. Dobrze, że są jeszcze stare, dobre hity, przywracające wiarę w to, że artyści mają nam coś do powiedzenia.