Beata Szydło pojechała do Stanów Zjednoczonych, by podpisać Porozumienie Paryskie. Była tam w zacnym gronie: osobiście pojawili się premierzy Samoa, Burkina Faso czy Barbadosu. Było też kilkoro prezydentów. Reszta krajów wysłała ministrów, a nawet wiceministrów.
Beata Szydło i jej współpracownicy są na wycieczce w Stanach Zjednoczonych, bo trudno to nazwać wizytą dyplomatyczną. W planie nie ma żadnych spotkań z przedstawicielami administracji USA, ale temu akurat nie ma się co dziwić, bo Szydło pojechała do Nowego Jorku na zaproszenie ONZ, a nie władz USA.
Blichtr i świecidełka
W piątek odbyło się podpisanie Porozumienia Paryskiego, zakładającego obniżenie emisji gazów cieplarnianych. Ale wyjazd Szydło był nieco na siłę, bo szefowa polskiego rządu wcale nie musiała podpisywać porozumienia osobiście.
Tym bardziej, że nawet nie zaproszono jej do zabrania głosu. Przemawiali m.in. prezydent Francji Francois Hollande, który był gospodarzem szczytu, na którym wynegocjowano porozumienie oraz Sekretarz Stanu John Kerry. Na mównicy pojawił się też Leonardo DiCaprio, który nawoływał do ograniczenia emisji nawet odbierając swojego pierwszego Oscara.
Egzotyczni premierzy
Później miała miejsce długa ceremonia podpisywania porozumienia przez przedstawicieli poszczególnych krajów (tutaj można znaleźć pełną listę przedstawicieli państw – pierwsza część i druga). Niektóre z nich były reprezentowane przez prezydentów, ale dotyczy to głównie państw, gdzie pełnią oni funkcję reprezentacyjną (Węgry, Litwa czy Słowacja).
Była też grupa premierów, ale trudno dopatrywać się tam znaczących postaci. Byli szefowie rządów: Belize, Fidżi, Barbadosu, Andory, Burkina Faso czy Vanuatu i Malty. Razem było ich 20. Głównie z egzotycznych bądź małych krajów.
Reszta krajów wysłała ministrów (Wielka Brytania, Niemcy, Czechy czy Luksemburg) bądź wiceministrów (Grecja i Gwinea-Bissau). Niektórym delegacjom przewodniczyli ambasadorowie lub dyplomaci innej rangi (Japonia, Ukraina czy Kazachstan).
Odkrywanie Ameryki
Bo w istocie podpisanie Porozumienia Paryskiego to była tylko ceremonia, wszystkie decyzje polityczne zostały już dawno podjęte. Tym bardziej dziwi długość wizyty Beaty Szydło i jej współpracowników w Stanach. Bo pozostałe dni są jeszcze mniej istotne: wizyta na nowojorskiej giełdzie to zwykła wycieczka, tak jak zwiedzanie przez Andrzeja Dudę Biblioteki Kongresu. Była też kampania: spotkanie z mediami polonijnymi, wizyta w sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej w Pensylwanii i złożenie kwiatów pod pomnikiem katyńskim.
Plan wizyty Beaty Szydło nie jest zbyt napięty. Wygląda raczej, jakby wydarzenia z jednego dnia podzielono na kilka, by uzasadnić długość wizyty. Dlatego nieco groteskowo wygląda rozbudowana obsługa medialna tego wydarzenia prowadzona przez Kancelarię Premiera. To nie tylko kolejne zdjęcia, ale też specjalne infografiki, a nawet relacja na Snapchacie – KPRM specjalnie przed tą wizytą założyła konto.
Ale i tam pustki. Za to współpracownicy premier Szydło dzielą się zdjęciami z podróży. Jak widać humory dopisują. Brakuje tylko wełnianej czapeczki, i mielibyśmy powtórkę z podróży Donalda Tuska do Peru, z której prawicowe media miały używanie przez cały okres rządów twórcy PO.
Nie słychać też głosów oburzenia, które podnosiły się podczas wizyty delegacji Komitetu Obrony Demokracji w Stanach. Krytykowano, że pojechali na wycieczkę za publiczne pieniądze. Na wycieczkę za publiczne pieniądze pojechała Szydło i jej współpracownicy, KOD sfinansował wyjazd z dobrowolnych składek sympatyków. A i nikt nie spodziewał się po nich rozmów z Barackiem Obamą czy jego ministrami. W stosunku do szefowej polskiego rządu można mieć takie oczekiwania.
Rangę wizyty najlepiej podsumował marszałek Senatu Stanisław Karczewski, który miał poważny problem z tym, by powiedzieć, po co Szydło poleciała za Ocean. – Pani premier poleciała tam w bardzo określonym celu – zaczął dziarsko polityk PiS. – Pani premier poleciała podpisać... No właśnie, co podpisać? Ja nie wiem po co ona tam poleciała
No jak to, wiadomo. Nowy Jork to bardzo ładne miasto. A ze strony Prezesa to bardzo miło, że pozwolił Beacie Szydło trochę odpocząć.