Niedawno mieliśmy imprezę firmową. W części konferencyjnej przemawiał Tomasz Lis. Powiedział: - Wiecie, tu w Warszawie był kiedyś taki chłopak, którego nie chciano w rezerwach Legii. Teraz patrzę na to miasto przez okno i obok wisi wielka reklama. A na niej on, Robert Lewandowski. Dziś jest gwiazdą europejskiej piłki i naszą wielką nadzieją na Euro. To taki przykład dla was, że warto jest marzyć, że te marzenia czasami się spełniają.
- Dzięki, mamy Arruabarrenę - powiedział w 2008 roku Mirosław Trzeciak, dyrektor sportowy Legii, przekreślając szansę na grę Lewandowskiego w wymarzonej drużynie. Trzeciak przeszedł do historii jako autor największej transferowej pomyłki. Robert pozostał w Zniczu Pruszków, skąd ściągnął go do Lecha Franciszek Smuda. Choć, gdy ten przyjechał go obserwować, wyszedł po 15 minutach i kazał sobie zwracać za benzynę. Andrzej Czyżniewski przekonał go jednak, by dał "Lewemu" szansę. Robert trafił do Lecha - co było potem, wiemy wszyscy.
A co było przedtem?
- Zawsze był najmniejszy na boisku dlatego mówiliśmy na niego "Bobek" - mówi w rozmowie z naTemat Marek Krzywicki, szkoleniowiec Varsovii, który trenował Lewandowskiego w czasach juniorskich - Na początku grał w roczniku '88, potem przeszedł do prowadzonego przeze mnie rocznika '87. Gdy patrzę na niego teraz widzę tego samego Roberta biegającego po piaszczystym kartoflisku na Varsovii.
Kartofliska, na którym "Bobek" uczył się piłkarskiego elementarza już nie ma, ale ja je doskonale pamiętam. Jako trampkarz, nieraz na nim grałem. Zawsze narzekałem, że na takim boisku nie da się nauczyć techniki. Ale Robertowi się udało - nie ustępuje pod względem technicznym żadnemu napastnikowi Bundesligi. - Gdyby Robert myślał tak jak pan to by nigdy w Borussi nie zagrał - tłumaczy mi trener Krzywicki.
- A Brazylijczycy to gdzie się uczą grać? Na piachu, na nierównych ulicach, a są najlepsi na świecie. Mówię panu, gdy człowiek nauczy się przyjmować piłkę na takim terenie to potem ma już tylko łatwiej. Choć oczywiście cieszymy się z nowej sztucznej murawy - dodaje i podkreśla, że styl gry Roberta zmienił się bardzo niewiele: - Ten sam sposób poruszania się, te same ruchy. Już wtedy właściwie nie tracił piłek. Od początku świetnie się zastawiał, potrafił ustawić się w walce o górną piłkę. Był o głowę niższy od rywali, a wygrywał z nimi pojedynki główkowe! Potem, gdy trochę podrósł to już nie było na niego mocnych. Wyróżniał się też pracowitością. Nigdy nie opuszczał treningów, zawsze chciał grać. Rwał się do gry, jak sadzałem go na ławce, żeby odpoczął trochę, buntował się.
Śmierć ojca, potem miał pecha
W 2005 roku stracił ojca z którym był mocno związany. To bolesne doświadczeni sprawiło, że szybciej dojrzał, spoważniał. Inaczej zaczął też traktować piłkę. - Już nie tylko jako pasje, ale też jako źródło, początkowo oczywiście skromnych zarobków. Chciał jakoś pomóc finansowo swojej mamie, dlatego tak wcześnie zdecydował się na grę w piłce seniorskiej - mówi Krzywicki, po czym dodaje: - Choć oczywiście nie chciał zostawiać kolegów w Varsovii. Paradoksalnie jednak, rozwinęło to jego talent - zamiast rywalizować z juniorami, od których i tak był klasę lepszy, wskoczył od razu na poziom czwartoligowy. I radził tam sobie.
Delta jednak się rozpadła, a Lewy trafił do trzecioligowych rezerw Legii Warszawa. To było jego pierwsze nieudane podejście do drużyny wojskowych. Trenerem rezerw Legii był wtedy Krzysztof Gawara. W rozmowie z Kubą Radomskim dla serwisu Weszło tłumaczył: "Lewandowski miał pecha. W tamtym okresie trafili też do nas Adrian Paluchowski i Jakub Polniak. Oni rywalizowali w rezerwach, a pierwszej drużynie grali obcokrajowcy".
Tamtych zawodników już nikt nie pamięta. Czemu zatem w Legii nie poznano się na talencie "Lewego"? Oto kolejna wypowiedź Gawary z tamtego wywiadu: "Uderzenie już wtedy miał świetne. Ale umówmy się sprinterem to on nigdy nie jest, tak? Po prostu są dwa typy piłkarzy - jeden jest szybki, błyskotliwy, świetny technicznie i tu zdecydowanie łatwiej jest w młodym wieku odkryć przyszłą gwiazdę. A drugi rodzaj to chociażby przykład Roberta." Gdzie gra teraz ów błyskotliwy i szybki Paluchowski (skądinąd spory talent)? W GKS Bogdanka.
Skromność i praca
Potem Robert, również z pomocą trenera Krzywickiego, trafił do Znicza Pruszków. Zarabiał tam tyle, że starczało na mieszkanie w Warszawie i dojazdy do Pruszkowa. Na początku nie błyszczał, po kontuzji długo nie mógł odbudować formy. Kilka razy nie załapał się nawet do meczowej 18-tki. W całej rundzie jesiennej strzelił tylko 3 bramki. Nie załamał się. Zostawał po treningach i ćwiczył strzały. W międzyczasie trenerem Znicza został Leszek Ojrzyński. Lewandowski pod jego okiem przepracował mocno cały okres przygotowawczy. Wiosną błyszczał - 12 bramek i tytuł króla strzelców.
Ojrzyński również nie przypuszczał, że ma pod swoim okiem tak wielki talent. Zapytany przeze mnie o Lewandowskiego, odpowiada: - Widać było, że ma potencjał, ale nikt się po nim nie spodziewał, że aż tak wysoko zajdzie. Grał u nas w ataku z Bartkiem Wiśniewskim i oni wtedy byli na równym poziomie, do tego Wiśniewski był bardziej wszechstronny, bo występował też na skrzydle. Teraz jest w Sandecji Nowy Sącz.
Pytam czemu to jemu akurat się udało. I słyszę od Ojrzyńskiego: - Widać było od razu, że jest utalentowany. Był materiałem na niezłego zawodnika i systematycznie robił postępy. Czemu je robił? Dwie rzeczy - skromność i praca - tym wyróżniał się na tle kolegów. Widziałem wielu młodych zawodników, którzy byli na tym samym poziomie w jego wieku. Ale bardzo niewielu, którzy stawiali pracę nad sobą na pierwszym miejscu. Cieszę się, że to u mnie, można powiedzieć, tak bardzo wystrzelił.
Potem został królem strzelców drugiej ligi. I znów zainteresowała się Legia. Nie tylko Legia. - Pół ligi przyjeżdżało - mówi Ojrzyński - Przecież i Polonia go obserwowała, miała go pod nosem i to za darmo, bo w pewnym momencie kończył mu się kontrakt. Ale go w końcu nie wzięli.
Za Gomeza dziękujemy
O skromności, kluczowej cesze "Lewego", wspomina także trener Krzywicki. - Robert się nie zmienił, to cały czas chłopak z Varsovii. Nie zapomina, gdzie nauczył się grać. Gdy tylko może, przyjeżdża, przywozi piłki, koszulki, robimy spotkania, na których odpowiada na pytania chłopaków. To super, że dzieciaki mają taki wzór.
Skromność i praca. To dzięki tym cechom "Lewy", niegdyś nikomu nieznany "Bobek, dziś jest bohaterem. I dzięki nim być może już niedługo Alex Ferguson, trener Manchesteru United, odbierze telefon. A ten kto do niego zadzwoni, usłyszy w słuchawce: " Mario Gomez? Nie, dzięki. Mamy Lewandowskiego".
Robert się nie zmienił, to cały czas chłopak z Varsovii. Nie zapomina, gdzie nauczył się grać. Gdy tylko może, przyjeżdża, przywozi piłki, koszulki, robimy spotkania, na których odpowiada na pytania chłopaków. To super, że dzieciaki mają taki wzór.