
Parlamentarzyści z Prawa i Sprawiedliwości przyzwyczaili nas do tego, że nad swoimi "dobrymi zmianami" pracują zwykle w iście ekspresowym tempie. Im więcej nowego prawa PiS tworzy, tym mocniej widać jednak, iż ten pośpiech odbija się bardzo niekorzystnie na jakości legislacji. Bo może i partia rządząca pracuje w Sejmie i Senacie bardzo sprawnie, ale mało która nowa ustawa nie ma sporych błędów.
REKLAMA
Nie ma już może w Sejmie tylu nocnych zmian, jak te, na których Prawo i Sprawiedliwość wprowadzało własne porządki na początku kadencji, ale tempo tzw. dobrej zmiany niewiele się zmniejszyło. To dla ekipy Jarosława Kaczyńskiego powód do dumy, bo pokazuje się ona od znacznie bardziej pracowitej strony niż poprzednicy. Reform się nie zapowiada i następnie długo dyskutuje, tylko się je robi. To się wyborcom może podobać.
Niestety można rzec, że "gdzie się PiS spieszy, tam się diabeł cieszy". A to dlatego, że wzrasta liczba nowych projektów i przegłosowanych już ustaw, przy okazji których pojawiają się niechciane efekty.
Efekty uboczne
Najnowszy taki przypadek to ustawa antyterrorystyczna. Akurat na ten projekt PiS kazał długo czekać, ale zwlekano raczej ze względu na utarczki między odpowiedzialnymi za jego przygotowanie Mariuszem Błaszczakiem i Mariuszem Kamińskim. Do prawdziwej pracy nad nim wzięto się dopiero po ostatnich zamachach i gdy czas zaczął naglić w sprawie organizacji szczytu NATO w Warszawie i Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.
Najnowszy taki przypadek to ustawa antyterrorystyczna. Akurat na ten projekt PiS kazał długo czekać, ale zwlekano raczej ze względu na utarczki między odpowiedzialnymi za jego przygotowanie Mariuszem Błaszczakiem i Mariuszem Kamińskim. Do prawdziwej pracy nad nim wzięto się dopiero po ostatnich zamachach i gdy czas zaczął naglić w sprawie organizacji szczytu NATO w Warszawie i Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.
Teoretycznie ma ona pomóc w koordynacji polskich służb i wojska w działaniach antyterrorystycznych. W praktyce może stać się silnym narzędziem w rękach władzy do jeszcze głębszego inwigilowania społeczeństwa i uciszania opozycji. Oprócz tego są jednak efekty uboczne, których raczej nikt nie planował.
Pierwszy to możliwie najbardziej utrudniający życie zwykłym Polakom sposób na wprowadzenie rejestrowania użytkowników kart prepaid. Kiedy PiS chwalono za planowanie takich przepisów wprowadzających zachodnie standardy bezpieczeństwa, przypuszczano, iż rejestrowane zaczną być nowo zakupione karty SIM. Tymczasem okazało się, że partia rządząca chce, by rejestrowali się także dotychczasowi użytkownicy kart prepaid. A jeśli tego nie zrobią, ich numery zostaną wyłączone do końca roku. Wielu Polaków, którzy nie interesują się polityką zapewne bardzo się wówczas zdziwi...
Na tym nie koniec. W poniedziałek na łamach "Rzeczpospolitej" na kolejny skutek uboczny nowego prawa zwrócił uwagę Andrzej Stankiewicz. Chodzi o konieczność posiadania planów ochrony nie tylko przez obiekty infrastruktury krytycznej, ale i kina, hotele, centra handlowe, a nawet kościoły.
Po pierwsze, wymusi to na właścicielach takich obiektów wysokie koszta stworzenia wymaganych planów. Po drugie, Błaszczak i Kamiński chyba nie pomyśleli, kto na tym zarobi. "Jeżeli ustawa antyterrorystyczna wejdzie w życie w obecnej wersji, to zarobi tylko jedna branża – firmy ochroniarskie, które specjalizują się w przygotowywaniu takich planów. Nowa władza zapewni eldorado ludziom służb PRL, bo to oni stoją za sporą częścią ochroniarskiego interesu" - słusznie zwraca uwagę Stankiewicz.
Błędy naprawi się później...
Czy PiS usłyszy te krytyczne głosy? Wątpliwe, bo ustawa zaczęła być wprowadzana w bardzo szybkim tempie. A przykład słynnego programu Rodzina 500+ pokazuje, że partia rządząca kiedy się już rozpędzi, to nie zatrzymują ją "błahostki".
Czy PiS usłyszy te krytyczne głosy? Wątpliwe, bo ustawa zaczęła być wprowadzana w bardzo szybkim tempie. A przykład słynnego programu Rodzina 500+ pokazuje, że partia rządząca kiedy się już rozpędzi, to nie zatrzymują ją "błahostki".
Bo przecież PiS najważniejszą wyborczą obietnicę udało się wprowadzić w życie i cieszy to miliony polskich rodziców, ale kolejne miliony przecierają oczy ze zdumienia na widok rażąco niesprawiedliwego sposobu przydzielania państwowych środków. Czego można było uniknąć, gdyby zawczasu PiS choć raz przychylił się do poprawek opozycji.
Platforma Obywatelska, .Nowoczesna i Polskie Stronnictwo Ludowe przedstawiały bowiem swoje pomysły na to, by publiczne środki nie były rozdzielane niesprawiedliwie. Czyli tak, jak teraz, gdy niezamożny samotny rodzic jednego dziecka będzie pozostawiony samemu sobie, gdy ludziom bogatym 500 zł co miesiąc będzie przysługiwało tylko dlatego, że mają więcej niż jedno dziecko.
Niedoróbką w tej ustawie okazało się też niejasne uregulowanie wpływu świadczeń z Rodzina 500+ na alimenty. W efekcie nie brakuje już rodziców zobowiązanych do płacenia alimentów, którzy na hojności PiS chcą sobie zaoszczędzić.
Tempo spełniania wyborczej obietnicy nie pozwoliło też na pochylenie się nad tym, by sprawić, że 500 zł od państwa nie zachęci rodziców do porzucania pracy. - Ja jestem trochę ufniejsza. Nie wierzę, że kobieta z powodu 500 zł zostawi pracę, pewne wynagrodzenie, ubezpieczenie społeczne, zdrowotne - mówiła minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska, gdy kończyły się prace nad ustawą. - Mamy pierwsze sygnały dotyczące porzucania pracy po uruchomieniu programu... - informowali już kilka tygodni po starcie programu pracownicy opieki społecznej.
PiS na błędach się nie uczy
O tym, że legislacyjny pośpiech może być zgubny w skutkach PiS miało okazję nauczyć się jednak już po kilku pierwszych tygodniach rządzenia. Jedną z pierwszych decyzji podjętych po przejęciu władzy było bowiem obłożenie aż 70-proc. podatkiem dochodowym odpraw i odszkodowań, które mogą otrzymać pracownicy spółek Skarbu Państwa.
O tym, że legislacyjny pośpiech może być zgubny w skutkach PiS miało okazję nauczyć się jednak już po kilku pierwszych tygodniach rządzenia. Jedną z pierwszych decyzji podjętych po przejęciu władzy było bowiem obłożenie aż 70-proc. podatkiem dochodowym odpraw i odszkodowań, które mogą otrzymać pracownicy spółek Skarbu Państwa.
Miał być to bicz na kadrę zarządzającą, która otrzymuje zwykle wielomilionowe odprawy, ale przegłosowana pod koniec listopada wersja tych przepisów zakładała, że 70-proc. stawką PIT obłożone zostaną także odprawy i odszkodowania zwykłych pracowników. Nawet tych, z którymi przedsiębiorstwo pożegnało się w ramach zwolnień grupowych.
Nad tą "dobrą zmianą" pracowano jednak tak szybko, że nikt w PiS tego nie zauważył. Przeszła przez Sejm, Senat i trafiła na ręce prezydenta. Dopiero zamieszanie w mediach i naciski oburzonych związkowców sprawiły, że... już po miesiącu partia rządząca musiała nowelizować niedorobione przepisy, by kosztem walki z menadżerami nie uderzać w zwykłych Polaków.
Być może rację miały więc poprzednie ekipy rządzące, że z reformami nie śpieszyły się tak bardzo, a wiele pomysłów kończyło się tylko na wielomiesięcznych debatach. Bo wygląda na to, że dobre prawo to tego typu produkt, któremu nie służy pośpiech w pracy.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
