Norbert Hofer już sporo namieszał w austriackiej polityce. Choć wszyscy spodziewali się, że wygra pierwszą turę wyborów prezydenckich, to nikt nie przewidział, że wynik będzie tak dobry. Co tu ukrywać – 35 procent to najlepszy wynik ze wszystkich, jakie skrajnie prawicowa Wolnościowa Partia Austrii osiągnęła w wyborach narodowych od 1945 roku. Nic dziwnego, że dziś patrzy na niego pół Europy, bo to on – skrajny nacjonalista nazywany przez nielicznych ksenofobem lub faszystą – może wkrótce zostać nowym prezydentem Austrii. Jeśli tak się stanie, będzie to pierwszy taki przypadek w dzisiejszej Europie.
Do niedawna świat o nim nie słyszał. Norbert Hofer piął się spokojnie po szczeblach partyjnej kariery, został nawet wicemarszałkiem parlamentu. Ale w sensie medialnym był raczej niewidoczny. Aż do początku roku, gdy FPÖ oficjalnie wystawiła jego kandydaturę na prezydenta kraju. Podobno nie chciał, podobno mówił, że jest za młody.
Ale pierwsza tura przyniosła mu tak wielkie zwycięstwo, że można powiedzieć wprost – 45-letni Norbert Hofer, ojciec czwórki dzieci, przeciwnik imigrantów i wielki miłośnik broni palnej, naprawdę miał wielkie wejście. Tyle że zaraz pojawiło się pytanie, jak to możliwe, że faszysta może zostać prezydentem Austrii? Powtórka z historii?
Przyjazna twarz partii
Na Twitterze i w sieci w ogóle, ludzie burzą się jednak, gdy ktoś nazywa go faszystą. Piszą, że wcale tak nie jest. Że Hofer jest dzielny, odważny, dobrze ubrany, pięknie się wypowiada, jest młody. "Złoty chłopiec" – nawet takie określenie pojawiło się pod jego adresem. Widać, że poparcie ma.
Przede wszystkim jednak mówi się o nim "przyjazna twarz" ugrupowania, które przed laty siało postrach w Europie. Wtedy na czele Wolnościowej Partii Austrii stał kontrowersyjny Jorg Heider, który w 2008 roku zginął w wypadku samochodowym. "Jeśli chcieliście zobaczyć nazistę w Heiderze, wcale nie było to trudne" – pisał "The Economist". Heiderem straszono, Heidera się bano. Gdy w 1999 roku FPÖ – z rekordowym wówczas wynikiem 27 procent – dostała się do parlamentu, UE nałożyła na Austrię sankcje.
"Duch Heidera znów pojawia się w Austrii" – tak skomentowała zwycięstwo Hofera w pierwszej turze jedna z irlandzkich gazet. Faktycznie, retoryka się nie zmieniła. – W Austrii nie ma miejsca dla islamu – mówi Hofer. Najchętniej wszystkich by deportował. Nie kryje się z tym, że w obawie przed uchodźcami, nosi przy sobie broń (bo "w tych niepewnych czasach trzeba dbać o ochronę"). Że będzie chciał wprowadzić kontrole na granicy z Włochami. Że rozwiąże rząd, jeśli nie będzie działał po jego myśli w kwestii imigrantów.
Młodzieńczy zapał jest
No właśnie. Niby ciągle to samo, a jednak. Wszyscy mówią, piszą, komentują, wręcz zachwycają się, że Hofer jest inny. Owszem, głosi skrajnie prawicową retorykę, tyle że z uśmiechem. Delikatnie, łagodnie i ze spokojem. Używając zupełnie innego języka, z jakim ultranacjonaliści raczej nam się nie kojarzą. A jednocześnie dynamicznie, z młodzieńczym zapałem.
– Używając tak niewiarygodnie umiarkowanego tonu i będąc miłym, gdy pojawia się publicznie, Hofer może zapoczątkować nowy trend w FPÖ – mówił AFP jeden z politologów Thomas Hofer. Francuska agencja cytuje też austriacki tabloid, który pisze, że kandydat na prezydenta potrafi przekazać brutalne deklaracje FPÖ językiem "soft". "To uprzejmy, miły polityk protestu" – napisała gazeta.
Wyprowadzić Austrię z UE
Co jeszcze wiadomo o Hoferze? Uwielbia Margaret Thatcher i jest jej wielkim fanem. Zanim zajął się polityką, pracował w liniach lotniczych Lauda Air. Chce wyprowadzić Austrię z Unii Europejskiej. No i ten uśmiech. "Uśmiech kluczem do sukcesu" – skomentowała niemiecka agencja DPA.
Jakie ma szanse 22 maja? Podobno duże, bo opozycja jest słaba, a jego rywalem jest były przywódca Zielonych, Alexander van der Bellen. Lat 72. Co prawda wszystko może się zdarzyć, każdy scenariusz jest możliwy, ale jedno jest pewne – jeśli Hofer wygra, za kilka lat Austria może nie być już tym samym krajem.