Wigilia Euro 2012, czwartek, około godziny 23:00. Krakowskie Przedmieście, Warszawa. Wczoraj miasto żyło, tętniło kibicami, turystami. Miasto było roześmiane, rozgadane i zdecydowanie międzynarodowe. Na rogu jednej z ulic w samym centrum wydarzeń - kilka kilometrów od Stadionu Narodowego, kilkaset metrów od strefy kibica stał starszy pan i sprzedawał truskawki. Późnym wieczorem oblegał go tłum chętnych na owocowe szaleństwo. Duch przedsiębiorczości po raz kolejny wygrywa z malkontenctwem.
- To świetna okazja na zarobienie dodatkowej kasy - mówi mój kolega, który razem z bratem sprzedaje dziś, jeżdżąc po mieście, sportowe gadżety. - Mamy czapki, peruki, szaliki, opaski na ręce, takie, co się same zaciskają, mamy kostki biało-czerwone do samochodów, mamy flagi na lusterka, flagi samochodowe i normalne. Dobrze schodzą też trąbki i… czapki pirackie - dodaje. Euro 2012 jest szansą nie tylko dla Polski - na promocję, pokazanie, że jesteśmy dziś zupełnie gdzie indziej, niż jeszcze kilkanaście lat temu - ale też dla wielu Polaków, którzy na Euro chcą zarobić. Bez specjalnych pozwoleń, bez akredytacji, bez biurokracji. Spacerując po Warszawie, ale także po innych miastach-gospodarzach tych mistrzostw, po wielu miastach w Polsce, w których będą zbierać się kibice, od razu widać, że przedsiębiorczy ludzie wyczuli zapach pieniędzy i nie wahają się korzystać z tego zmysłu.
Nie tylko truskawkami i piłkarskimi gadżetami człowiek żyje. Po drodze na Starówkę można kupić też parasole, przedziwne świecące piłeczki (?), które odbite od ziemi fruną do góry świecąc na niebiesko (nie miałem pojęcia kto to kupuje i po co, aż nie usłyszałem rozmowy dziecka z rodzicami - mamo, mamo, mamo, mamo, proooooooooszęęęęęęę). To jeszcze nic, po drodze można kupić kwiaty, sznurówki, warzywa, oscypki… Z Euro nie związane, ale się sprzedaje. Ludzi kupa, więc jest szansa, że będzie i zarobek.
W tyle nie zostają oczywiście puby, bary i kluby, które na dzisiejszy wieczór przygotowały solidarnie swoje własne, zakrapiane strefy kibica. Klientów zachęcają atmosferą, zniżkami na piwo, wielkimi projektorami, rzutnikami, atmosferą, a nawet… pomeczowym karaoke. W restauracjach na Starym Mieście kelnerzy odziani w t-shirty polskiej reprezentacji zapraszają na coś na ząb, co kilkaset metrów można usłyszeć muzykę graną na żywo przez prawdziwych zapaleńców. - Kilkaset złotych można zarobić w ciągu wieczoru, jak dobrze pójdzie. Nie powiem, że mnie to nie motywuje do grania na ulicy, ale gdybym zarabiał tu mniej, to też bym grał - mówi jeden z ulicznych grajków.
Z tłumów handlarzy można się śmiać (bo po co komu sznurówki?), ale ten szał sprzedażowy pokazuje, że Polacy mają smykałkę do interesów. Euro to tylko jeden z wielu przykładów. Kolejnym, choć nieco może kontrowersyjnym, jest punkt sprzedaży zniczy przy Pałacu Prezydenckim po rozbiciu się prezydenckiego samolotu 10 kwietnia 2010 roku.
Balony, hot-dogi i mordosklejki
1 listopada, tłumy na cmentarzach, a przed cmentarzami biznes. Prażone kasztany, kiełbasa z grilla, hot-dogi, popcorn, pańska skórka - nazywana też mordoklejką, piwo. Słowem - piknik. - Podczas studiów mój kolega sprzedawał hot-dogi na Juwenaliach. Trzy dni kompletnej mordęgi, ale zarabiał na tym naprawdę nieźle - mówi mój kolega.
O tym, że Polacy chcą zarabiać świadczą też bazary - można na nich kupić dosłownie wszystko. Stare płyty i kasety, wszelkiego rodzaju żelastwa, domowej roboty sery, masła, świeże warzywa i owoce. - Przez 20 lat polskiej transformacji ustrojowej Polacy wielokrotnie pokazali, że z przedsiębiorczością w kraju jest dobrze. Jedyne co trzeba zrobić z prawnego i ekonomicznego punktu widzenia to: nie przeszkadzać - mówi Paweł Cymcyk, menadżer komunikacji inwestycyjnej w ING TFI. - Transparentne, jasne i zrozumiałe prawo w obszarze podatkowym i prowadzenia działalności pozwala maksymalnie wykorzystać ludzki kapitał kreatywnośći biznesowej, którego w Polsce nie brakuje.
Duch przedsiębiorczości nie opuszcza też matki naszego bramkarza Wojciecha Szczęsnego. Otworzyła ona niedawno całodobowy sklep z alkoholem i minidelikatesy w podwarszawskich Ząbkach. „Wojtek jest twarzą Pepsi, skontaktował mnie z dyrektorem koncernu. Dzięki niemu dostanę najnowsze lodówki, przywiozą mi cały samochód nowych produktów. Na drzwiach od sklepu powiesiłam już minikoszulkę z autografem Wojtka” - mówiła w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego.
A Wy znacie jakieś przykłady polskiej przedsiębiorczości?