
Wojciech Kaczmarczyk teoretycznie pełni w rządzie dwie funkcje: Pełnomocnika ds. Społeczeństwa Obywatelskiego i Pełnomocnika ds. Równego Traktowania. Wygląda jednak na to, że w praktyce robi wszystko, by nie wykonywać obowiązków związanych z równością. Cóż jednak zrobić - Unia każe, PiS musi... przynajmniej zachować pozory.
Od 1991 roku, czyli przez 26 lat Polska miała 11 pełnomocników, którzy zajmowali się równością. To znaczyłoby, że średni czas urzędowania pełnomocnika wynosi nieco mniej niż 2 lata i 4 miesiące. Jednak w rzeczywistości jest to jeszcze mniej, bowiem niektóre rządy w ogóle likwidowały stanowisko pełnomocnika jako rzekomo niepotrzebne w polskim (idealnym?) społeczeństwie.
Rządowi Marcinkiewicza, a potem Kaczyńskiego, nie można odmówić konsekwencji. Nie chcieli równego traktowania więc po prostu nie mieli urzędu pełnomocnika. Teraz sytuacja się zmieniła. Premier Beata Szydło, czyli de facto poseł Jarosław Kaczyński, na pełnomocnika ds. równego traktowania nominowała osobę, która ma robić dobre wrażenie na Unii Europejskiej i zagranicznych rządach, ale tak naprawdę ma umacniać społeczne podziały.
[Według pełnomocnika Kaczmarczyka] badania nad homofobią są nierzetelne; aptekarze mogą odmawiać sprzedaży antykoncepcji; niepełnosprawnym nie jest potrzebna skarga na niewykonywanie konwencji ONZ o ich prawach.
Te wypowiedzi Kaczmarczyka to nie wpadka – to poglądy, które dyskwalifikują go na stanowisku pełnomocnika ds. równego traktowania. Ale nie w Polsce. Przecież precedensy już były.
O osobach homoseksualnych:
* Homoseksualiści to zboczeńcy roznoszący AIDS.
O premierze Buzku (AWS):
* Na pewno bylibyśmy bardziej zadowoleni, gdyby premierem był katolik.
O refundowaniu antykoncepcji:
* Państwa nie stać na finansowanie czyjejś przyjemności i nieodpowiedzialności.
O "białej rasie":
* Trzeba się obawiać, abyśmy my – jako Europejczycy, jako Europa i biała rasa – mieli w przyszłości coś do powiedzenia.
Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl
