Walka z obecną władzą nie ogranicza się wyłącznie do demonstracji ulicznych i przepychanek w Sejmie. Wracają stare metody sprzeciwu wobec autorytaryzmu władzy, polegające na jej ośmieszaniu. Nie bez powodu w czasach komuny nazywaliśmy siebie najweselszym barakiem w bloku.
Do grona prześmiewców rządów PiS trzeba zaliczyć także satyryka Jacka Fedorowicza. Jego zmanipulowane wydanie „Wiadomości” obejrzały już tysiące ludzi i liczba ta rośnie z każdą minutą. Jak sam powiedział w udzielonym nam wywiadzie, nie bardzo wierzy w to, że da się władzę obalić samym śmiechem, to jednak programy, takie jak jego pozwalają wszystkim choć na chwilę odetchnąć od coraz bardziej toksycznej atmosfery, jaka zapanowała w polskiej polityce. Uśmiech jest ważny, choć coraz częściej zaczyna to być śmiech przez łzy.
Zapytaliśmy Jacka Fedorowicza o to, co go najbardziej denerwuje dziś w polskiej polityce.
Bierze Pan udział w demonstracjach KOD?
Tak. Od samego początku, idę kiedy tylko mogę.
Zmanipulował Pan wiadomości. Film już obejrzało ponad 25 tysięcy ludzi. Ta satyra jest nawiązaniem do „Dziennika Telewizyjnego”?
Oczywiście, że tak, ale jeszcze tego podziemnego. Moje wczorajsze „Wiadomości” to jawne i świadome nawiązanie do tego, co robiłem w czasach stanu wojennego. Dziś korelacje między tym, jak wyglądały ówczesne media rządowe, a tym, jak wyglądają dziś są uderzające.
Będą następne odcinki?
Będą.
Kiedy?
Nie powiem kiedy. Z artystą nigdy nic nie wiadomo, artysta wielką zagadką jest.
Kto wpadł na pomysł zmanipulowania „Wiadomości”?
Zgłosił się do mnie Ryszard Petru. Ale nie odbierając niczego panu Ryszardowi Petru, sam bym prędzej czy później się na to zdecydował. Jestem mu wdzięczny za to, że wbił mi taką szpilkę i zmotywował do tego, żeby to zrobić. On przede wszystkim miał pomysł, jak to pokazać. Ja nie znam się na Facebookach i Twitterach.
Czy kolejne „Wiadomości” będą do obejrzenia tylko w sieci, czy może także w jakiejś stacji telewizyjnej?
Nikt się do mnie na razie z żadną propozycją nie zwrócił. Gdyby to zrobił, to bym się zastanowił.
A jeśli zadzwoni Jacek Kurski?
Oczywiście, że nie zadzwoni. Ale gdyby zadzwonił, to nie dałbym niczego mojego instytucji, do której nie mam zaufania. Ja wiem dobrze, po latach pracy nad moimi wersjami dziennika emitowanymi w TVP1, jak łatwo jest manipulować.
Co pana najbardziej denerwuje w dzisiejszej polityce?
Skuteczność Jarosława Kaczyńskiego. Przez lata udało mu się wyodrębnić jedną trzecią narodu i powstał ogromny rów, którego zasypanie będzie niezwykle trudne.
Na Krzysztofa Kowalewskiego za jego skecz o kasjerze i na Macieja Stuhra za „tu polew” rzucili się internauci będący zwolennikami partii rządzącej. Zalała ich po tym fala hejtu w sieci. Nie boi się Pan, że teraz rzucą się także na pana?
Zupełnie nie. Jestem przyzwyczajony od czasów, kiedy publikowałem felietony w Gazecie Wyborczej.