Niepozorny placek z sosem pomidorowym i ziołami ma w sobie coś elektryzującego. Pizza leczy kaca, a w towarzystwie z winem bywa okładem na złamane serduszka. Jej pozycję wykraczającą poza regionalny specjał potwierdzają liczne memy, czy „Kuchenne Rewolucje” w których możemy zobaczyć, że piec do jej wypiekania jest nieodłącznym elementem wyposażenia restauracji jak kraj długi i szeroki.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Co prawda pizza nie doczekała się jeszcze własnego kościoła, jak jej krajan spaghetti, ale nie ma chyba osoby, której nie zabiłoby mocniej serce po otworzeniu kartonowego pudełka. Problematyczna zrobiła się dopiero niedawno, kiedy nastała era diet i trenerów personalnych. Wpisanie nawet połowy klasycznej pizzy pepperoni do aplikacji liczącej kalorie sprawi, że do rozdysponowania na resztę dnia pozostaje już tylko marne kilkaset. Jest jednak kilka sposobów, żeby uczynić pizzę lżejszą. Zamiast grubego ciasta znanego w Polsce za sprawą Pizzy Hut jako pan pizza możemy rozejrzeć się za pizzerią, która nie używa w swoim cieście drożdży.
Jedną z nich jest niepozorna restauracja Il Caminetto na Saskiej Kępie, gdzie pochodzący z Perugi właściciel zaadaptował charakterystyczne dla Umbrii cienkie placki na polski stół. Nie zbijecie w ten sposób kaloryczności posiłku, ale zapobiegniecie skutecznie wrażeniu przejedzenia, jakie gwarantuje pyszna pizza na grubym cieście. Innym sposobem jest użycie do ciasta mąki orkiszowej – różnice w kaloryczności nie są powalające, ale jeśli zrezygnujemy też z polewania ciasta oliwą i/lub z sera posiłek zbliży się zawartością energii do dobrze zbilansowanego dietetycznego obiadu. Poza tym mąka orkiszowa jest od tej tradycyjnej po prostu zdrowsza, zawiera więcej witamin PP, E, beta karotenu, a także cynku, miedzi, selenu czy jednonasyconych kwasów tłuszczowych. Pizza z mąki orkiszowej ma jeszcze jedną zaletę nie do przecenienia – świetnie smakuje także na zimno.
Ekstremalnie oszczędzający dzienną rację kalorii powinni wypróbować pizzę na cieście w którym mąkę zastąpi kalafior. Jej smak nie przypomni nam raczej długich nocy we Florencji, ale nie ewokuje także lipcowego obiadu na działce u babci, ani przedszkolnej kalafiorowej.
Ciasto do pizzy z kalafiora
– jeden kalafior (średni – na pizzę średnią, duży – na dużą)
– 1-2 łyżki czosnku granulowanego (w zależności od tego jak bardzo go lubicie)
– 2 łyżeczki suszonych ziół w dowolnym zestawieniu (polecam oregano, ale sprawdzi się też bazylia, nie zaszkodzi rozmaryn)
– kilka szczypt soli i pieprzu
– jajko lub pół szklanki zmielonego siemienia lnianego (wersja wegańska)
– pół szklanki parmezanu lub podobnego sera (opcjonalnie)
Kalafior rozdrabniamy do konsystencji sypkiej kaszy w malakserze, następnie obgotowujemy około 8 minut i bardzo dokładnie odcedzamy (niezbędne jest użycie gazy albo ręczników papierowych). Łączymy z pozostałymi składnikami, a następnie delikatnie rozwałkowujemy powstałe ciasto na natłuszczonym olejem papierze do pieczenia (nie może być za cienkie!). Przykrywamy wierzch kolejną warstwą papieru i wstawiamy do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika na pół godziny. Po wyjęciu smarujemy sosem pomidorowym i dodajemy wybrane składniki. Ponownie wstawiamy do piekarnika, tym razem na około 10 minut.
Jeśli jesteście na diecie, a przy okazji w pizzerii ze znajomymi, możecie poprosić, żeby zamiast tradycyjnej pizzy podano wam focaccię bez drożdzy ze składnikami do pizzy. W większości włoskich restauracji i tak serwuje się te placki, więc nie powinno być najmniejszego problemu z zamówieniem tego typu (choć należy brać pod uwagę, że wątła focaccia nie uniesie raczej podwójnego sera, brokułów i oliwek).
Pizza to bodajże jedyne danie typu fast food o proweniencji europejskiej. Jednak możliwość szybkiego przygotowania nie przyszła w tym przypadku w parze z głębokim mrożeniem czy wysokim stopniem przetworzenia składników. Pizza była szybkim jedzeniem od zarania swoich, bądź co bądź krótkich dziejów (jest potrawą młodszą niż choćby kanapki). Tę tradycyjną, neapolitańską wypieka się około półtorej minuty w piecu rozgrzanym niemal do 500 stopni. Problem z pizzą, podobnie jak z kilkoma innymi daniami wyrzuconymi z hukiem z panteonu tego, co może jeść zdrowo odżywiająca się osoba, polega być może nie tyle na jej kaloryczności, co na zaślepieniu. Zamiast zastanowić się nad racjonalnym, zdrowym żywieniem wolimy z jakiegoś powodu przeskoczyć z dnia na dzień ze smażonych mięs i zawiesistych sosów czy frytek i hamburgerów na liście sałaty i jogurt naturalny.
Na koniec trochę prywaty i pizzowa zagwozdka. Kilka lat temu siedziałam przez miesiąc we Włoszech i przynajmniej raz dziennie jadłam pizzę. Nie żałowałam sobie też lodów, makaronów i wina. Wróciłam 6 kilo lżejsza i muszę powiedzieć, że nigdy wcześniej, ani potem nie udało mi się tyle schudnąć dzięki ograniczaniu jedzenia. Co ciekawe, podobnego spadku wagi doświadczyło w analogicznych okolicznościach kilka moich koleżanek italianistek. Ot, magia kuchni śródziemnomorskiej.