Pacjenci są największymi sprzymierzeńcami pielęgniarek - uważa pielęgniarz Sebastian Irzykowski, wiceprezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położonych.
Pacjenci są największymi sprzymierzeńcami pielęgniarek - uważa pielęgniarz Sebastian Irzykowski, wiceprezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położonych. fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta

Szpital jak taśma produkcyjna. Pacjenci jak kolejne punkty do odhaczenia. Ciągły chaos. Zbyt mała liczba pielęgniarek jest groźna przede wszystkim dla zdrowia i życia pacjentów. Pielęgniarz Sebastian Irzykowski, wiceprezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych, przekonał się o tym osobiście, na samotnych dyżurach, gdy musiał opiekować się dwudziestoma pacjentami naraz.

REKLAMA
Anna Dryjańska: Co czuje pielęgniarka, która ma wykonywać pracę dwóch lub trzech osób jednocześnie?
Sebastian Irzykowski: Stres i frustrację. Bo dobrze wie, że nie jest w stanie zrobić wszystkiego, co powinna, a te zaniechania mają negatywny wpływ na zdrowie pacjentów. Pielęgniarka musi bez przerwy podejmować decyzję co wybrać, czasem nagiąć procedury. Inaczej się po prostu nie da.
Jak radzą sobie pielęgniarki w sytuacji permanentnego nawału pracy?
W pierwszej kolejności podają najważniejsze leki najciężej chorym pacjentom. Priorytetyzują. Zapobiegają zagrożeniu życia lub gwałtownemu pogorszeniu się zdrowia. Następnie przechodzą do innych ważnych, ale mniej pilnych czynności. Niektórych z nich w ogóle nie wykonują, bo nie ma na to czasu. A przecież pielęgniarka ma też edukować pacjenta, dzięki czemu ogranicza ryzyko, że ten ponownie zachoruje i znowu trafi do szpitala.
Jaką edukację ma pan na myśli?
Na przykład pielęgniarka powinna prowadzić profilaktykę zakażeń układu oddechowego i prowadzić gimnastykę oddechową, oklepywać pacjentów, uczyć właściwego odkrztuszania. Ma to szczególne znaczenie u pacjentów lezących i po zabiegach chirurgicznych. Te z pozoru proste czynności pozwalają uniknąć powikłań w postaci zapalenia płuc. To oszczędza pacjentowi niepotrzebnego cierpienia, skraca pobyt w szpitalu i ogranicza koszty leczenia.
Pierwsze słyszę. A przecież leżałam w szpitalu.
No więc już pani wie dlaczego.
Na co jeszcze nie mają czasu pielęgniarki, z powodu złej organizacji pracy w szpitalu?
Na przykład na profilaktykę odleżyn. U chorych na cukrzycę może to skutkować amputacją nogi. W skrajnych przypadkach pacjenci płacą za niedostateczny stopień zatrudnienia przez szpital własnym życiem.
Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych
Zdarzenia niepożądane w praktyce pielęgniarskiej

1. Niewłaściwy pacjent.
2. Odcewnikowa infekcja łożyska naczyniowego.
3. Sepsa po zabiegu operacyjnym.
4. Upadki w szpitalu.
5. Wypadnięcie z łóżka.
6. Komplikacje wywołanie nieprawidłowym podnoszeniem pacjenta.
7. Samowolne oddalenie się pacjenta ze szpitala.
8. Błędy związane z pobieraniem próbek krwi, rozbieżności wykryte podczas kontroli zgodności krwi, obcogrupowe przetoczenie krwi.
9. Niewłaściwy lek, niewłaściwa droga podania, niewłaściwy pacjent, niewłaściwe połączenie z innym lekiem.
10. Samobójstwo.

Twierdzi pan, że gdyby szpitale zatrudniały wystarczającą liczbę pielęgniarek, to nie dochodziłoby do błędów medycznych?
Byłoby ich znacznie mniej. Bo gdy pielęgniarka ma tyle pracy, że nie wie w co ręce włożyć, to znacznie łatwiej np. o pomyłkę z lekami. Poza tym należy pamiętać o tym, że nie każde zdarzenie niepożądane w szpitalu to błąd medyczny, a więc umyślne lub nieumyślne naruszenie procedur. Pielęgniarki i lekarze nie są wszechmocni, nie mają kontroli nad wszystkim, co się dzieje z pacjentem.
Czy pan też musiał się dwoić i troić podczas dyżurów pielęgniarskich?
Oczywiście. Bardzo źle wspominam czas, gdy w pojedynkę dyżurowałem na oddziale wewnętrznym, gdzie miałem pod opieką dwudziestu pacjentów, a tu nagle okazywało się, że muszę ich zostawić samych, by udzielić pomocy innemu pacjentowi na izbie przyjęć. Zostawiałem ich z duszą na ramieniu, no ale przecież nie mogłem się rozdwoić!
Co pan zastawał po powrocie do swoich pacjentów?
Miałem szczęście. Nikt nie umarł, gdy ja musiałem być w innej części budynku, nikogo też nie trzeba było reanimować pod moją nieobecność. A to się niestety zdarza. Ja musiałem sobie radzić tylko z tym, że pod moją nieobecność pobudzeni psychicznie pacjenci wyrywali sobie wenflon lub cewnik.
Co w imieniu pielęgniarek powiedziałby pan zniecierpliwionym pacjentom?
Poprosiłbym ich, by przyjrzeli się pracy pielęgniarek i wykazali zrozumienie. Żeby dostrzegli, że ci ludzie są cały czas są na nogach i uwijają się jak w ukropie. To nie jest tak, że pielęgniarki są obojętne, ich postawa nie wynika z braku empatii. Po prostu jest nas za mało. Zdarza się, że mamy takie urwanie głowy, że śniadanie jemy wtedy, kiedy inni siadają do kolacji. Wielu pacjentów zdaje sobie sprawę z tego, że robimy co możemy w tej trudnej sytuacji. Dziękują nam za wysiłek, a nawet mówią, by najpierw zająć się innymi chorymi, bo oni mogą poczekać. Pacjenci bardzo nas wspierają.
Jednak nie wszyscy mogą czekać.
To prawda, dlatego to pacjenci mogą zakończyć kryzys w pielęgniarstwie i położnictwie. Jeżeli powiedzą głośno "dość", to posłowie będą musieli ich usłyszeć.
mgr Beata Wieczorek-Wójcik
Rozprawa doktorska "Poziom obsad pielęgniarskich a częstość i rodzaj zdarzeń niepożądanych", Gdański Uniwersytet Medyczny 2016

Wykazano, że zdarzenia niepożądane występują u 9% hospitalizowanych pacjentów. Dominującymi zdarzeniami niepożądanymi były rehospitalizacje, zgony, odleżyny i upadki pacjentów. Współczynnik godzin opieki pielęgniarskiej na pacjentodzień był skorelowany ze śmiertelnością szpitalną w oddziałach zachowawczych. Czytaj więcej

Czego pan oczekuje od rządu w sprawie sytuacji pielęgniarek i położnych?
Bieżącym problemem jest protest w CZD i apeluję o jego szybkie rozwiązanie. Sytuacja jest napięta. Dyrekcja powinna zaakceptować postulaty pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka. Straty związane ze strajkiem osiągnęły już kwotę podwyżki, jakiej domagały się pielęgniarki. Skoro tak, to powstaje pytanie: czy rządowi chodzi o rozwiązanie problemu czy o złamanie tych kobiet? Przecież one żądają tylko bezpiecznych warunków pracy i wynagrodzenia proporcjonalnego do odpowiedzialności, kompetencji i włożonego w opiekę wysiłku. A na nich próbuje się oszczędzać.
Jak pan myśli, dlaczego akurat na nich?
Bo to grupa zawodowa złożona głównie z kobiet. Są mniej mobilne społecznie niż lekarze, bardziej przywiązane do miejsca pracy, a rządzący myślą, że łatwiej będzie wywrzeć na nie nacisk.
Rząd się myli?
Rządy w Danii i Czechach też tak myślały i latami pozwalały na taką trudną sytuację pielęgniarek, jaka jest w Polsce. Pielęgniarki długo prosiły, postulowały, protestowały bez skutku. I wtedy zdesperowane duńskie i czeskie pielęgniarki posunęły się do ostateczności: w całym kraju w jednej chwili odeszły od łóżek wszystkich pacjentów. I w obliczu tak ogromnego kryzysu politycy nareszcie znaleźli rozwiązanie problemu niedoborów w zatrudnieniu i zbyt niskich pensji. Musi zapaść decyzja polityczna. Innej drogi nie ma.
Ale przecież problemy pielęgniarek nie zaczęły się wczoraj.
Oczywiście że nie, dlatego przez ostatnie osiem lat rozmawialiśmy z poprzednim rządem o rozwiązaniach. Poprzedni rząd zgodził się na podwyżki dopiero w trakcie kampanii wyborczej, a także wydał rozporządzenie o poziomie obsad pielęgniarskich, które wcale nie zabezpieczyło pacjentów, ale zwiększyło poziom biurokracji. Latami zapraszali nas do prac w różnych komisjach, a potem wszystkie ustalenia wkładali do zamrażarki.
Oczekujemy, że obecny rząd nie będzie szedł w zaparte, lecz krok po kroku, razem z nami, zacznie rozwiązywać ten poważny problem polskiego społeczeństwa. Bo to nie jest tylko problem pielęgniarek, lecz przede wszystkim problem pacjentów.
Czy polskie pielęgniarki rozpoczną strajk duński?
To byłby pierwszy taki protest w kraju. U nas nigdy jeszcze pielęgniarki nie odeszły od łóżek wszystkich pacjentów. Jednak sytuacja w Centrum Zdrowia Dziecka się radykalizuje. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, protest pielęgniarek może się rozlać na całą Polskę. W interesie wszystkich jest, by do tego nie doszło.