Irlandczycy nie są nazywani faworytami Euro. Sami jednak odgrażają się: "Do domu wrócimy 2 lipca". Czyli po finale w Kijowie, w którym mieliby wystąpić. By jednak zajść tak daleko, wpierw muszą uporać się z Chorwatami. Spotkanie w Poznaniu zainauguruje rozgrywki grupy C polsko-ukraińskiego turnieju
- Do Irlandii wracamy 2 lipca. To nasz cel, jesteśmy przekonani, że to realne. Nie boimy się nikogo. Naprawdę stać nas na wszystko – zapowiada Marco Tardelli, asystent selekcjonera reprezentacji Irlandii Giovanniego Trapattoniego. Głównym atutem Irlandii jest stalowa obrona. Podkreśla to także kibic, z którym udało nam się w Warszawie porozmawiać.
Irlandzcy fani twierdzą też, że ulubionym wynikiem ich selekcjonera jest 1:0. Zresztą początkowo był krytykowany za zachowawczy styl, przenoszenie włoskich zwyczajów do wyspiarskiego futbolu. W niedziele zostanie najstarszym trenerem w historii Euro. Jest 73-latkiem. Jest także największym atutem irlandzkiego zespołu. Jego podopieczni realizują skrupulatnie obmyślone taktyki, nie wykonują na boisku przypadkowych ruchów. Z drugiej zaś strony kondycyjnie nigdy nie odstają. Zmęczony Irlandczyk? Zjawisko niespotykane.
Do tego dochodzi waleczność piłkarzy rodem z zielonej wyspy. Oni nie mają w zwyczaju odpuszczać. Nawet największym. Z pojedynkach z drużynami wyżej notowanymi potrafią wyjątkowo „spiąć”. Historia tylko to potwierdza. Pierwszy przykład z brzegu – mistrzostwa świata rozgrywane w Stanach w 1994 roku. Ograli wówczas w grupie Włochów, przyszłych zwycięzców turnieju. Nie dali się także Niemcom w Korei, którzy później sięgnęli po srebro.
Jak Trapattoni powinien nakazać grać swoim zawodnikom w dziejszym spotkaniu? Pod względem technicznym na pewno nie są lepsi od graczy z Bałkan. Dlatego Irlandczycy nie postawią na cierpliwe rozgrywanie piłki na połowie przeciwnika. Oddadzą pole gry czekając na możliwość wyprowadzenia kontry. Albo wykorzystania wywalczonego stałego fragmentu gry. Nie ma co liczyć na wirtuozerie z ich strony. Raczej na każdym kroku będą stali się działać zgodnie z ustaloną taktyką. Dla nich liczy się efekt końcowy, a nie wrażenia artystyczne.
Z kolei Chorwaci wiedzą, jak duży ciężar gatunkowy ma ich niedzielne starcie z Irlandczykami. - To dla nas najważniejszy mecz w grupie. Jeżeli go wygramy, to wierzę, że awansujemy do fazy pucharowej - powiedział niedawno Luka Modrić, lider chorwackiej drużyny narodowej. Gwiazdor Tottenham na Euro , w przeciwieństwie do Ivicy Olicia, w mistrzostwach powinien wziąć udział. Napastnik Bayernu z kolei nabawił się niedawno kontuzji i jego udział w turnieju rozgrywanym na polskich i ukraińskich stadionach jest podobno wykluczony.
To spory problem dla Slavena Bilicia, który będzie musiał postawić na innego zawodnika w linii ataku. Jak nie Olić, to pozostają Mandżukić i Eduardo. Mało prawdopodobne by poprawili sprawić, by kibice z Bałkan nie poczuli straty snajpera Bayernu.
Chorwaccy zawodnicy na turniejach piłkarskich nie zawodzą , o ile się na nie zakwalifikują. Cztery lata temu wyszli z grupy, w której rywalizowali m.in. także z naszą ekipą. We Francji w 1998 roku zdobyli nawet brązowy medal mistrzostw świata. Czy kolejne pokolenie piłkarzy pod dowództwem Slavena Bilicia zdoła nawiązać do pamiętnych sukcesów poprzedników?
Nie ma wątpliwości, iż remis nie urządza żadnej z drużyn. W następnej rundzie gier zmierzą się bowiem na zmianę z Hiszpanią i Włochami. Triumfator spotkania Irlandia – Chorwacja będzie miał jeszcze cień nadziei, że pokrzyżuje plany wymienionych faworytów. Będzie miał prawo przynajmniej wierzyć, że zdoła awansować do ćwierćfinału Euro.