Parada wojskowa w Moskwie, 2009 rok
Parada wojskowa w Moskwie, 2009 rok Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
Reklama.
Marsz 12 czerwca odbędzie się z okazji Dnia Rosji, przed meczem Polska - Rosja. Wielu polityków, między innymi Prawa i Sprawiedliwości, jest oburzonych pozwoleniem polskich władz na marsz. Krystyna Kurczab-Redlich, jedna z najlepszych polskich ekspertek od spraw Rosji, dziennikarka i wieloletnia korespondentka z tego kraju, apeluje jednak: "Spróbujmy ich zrozumieć i uszanować".
Skąd się wziął ten Dzień?
Jest rok 1990, 5 lat pieriestrojki i rządów Gorbaczowa, postępuje "demokratyzacja". Odbywa się wielki Zjazd Deputowanych Ludowych ZSRR.
- Padają tam okropne słowa, bo już wolno wyrażać swoje zdanie - przypomina Kurczab-Redlich. I 12 czerwca przyjęto tam dekret o wyjściu Rosji z ZSRR, który przeszedł pomimo wielkiego oporu. Od wtedy istnieje Republika Radziecka, ale już nie podlega Związkowi. W rok później odbywają się pierwsze i niesfałszowane wybory, w których wygrywa Borys Jelcyn. Jako prezydent, w 1994, ustanawia on Święto Niepodległości od ZSRR. - Czyli wyjście w demokrację. Wtedy faktycznie było to celebrowanie niepodległości, rozpadu ZSRR. Dopiero Putin zmienił ten sens - wyjaśnia nam dziennikarka.
- Rosjanie nie bardzo wiedzieli, z czym to się je, co świętują, bo mają bardzo małą wiedzę historyczną. To święto kojarzyło im się głównie z Jelcynem - zaznacza Kurczab-Redlich. W takiej formie święto przetrwało do 2001 roku.
- Kiedy Władimir Putin objął władzę, zrobił wszystko, by Jelcyna kompletnie zdyskredytować, zniszczyć wszystkie demokratyczne zapędy powstałe za Jelcyna oraz wszelkie dobre wspomnienie o nim - wskazuje ekspertka. Jednym z tych elementów, którymi Putin musiał się zająć, było święto niepodległości.
- Dla Putina było ono symbolem porażki, przypominało koniec wielkiego mocarstwa. On
Krystyna Kurczab-Redlich
Polska korespondentka w Rosji

Dla Putina 12 czerwca był symbolem porażki, upadku wielkiego mocarstwa ZSRR.

uważa rozpad ZSRR za jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w historii kraju - tłumaczy decyzję prezydenta nasza rozmówczyni.
Zmiana świadomości
Putin, by nie zabrać Rosjanom święta, a odciąć ich od wspomnień o Jelcynie, nazwał 12 czerwca Dniem Rosji. Władze organizują z tej okazji parady, przemarsze, defilady, wszystko, co można zrobić "odgórnie".
- Trochę na siłę uczynił z niego największe święto w kraju - ocenia Kurczab-Redlich. - Dla narodu zaś to tylko kolejny dzień wolny, ale wrastający w obecne społeczeństwo. Rosjanom zaczyna się kojarzyć głównie z ukochaną matką Rosją. Ten właściwy sens, niepodległościowy, demokratyzujący, został zamieniony przez Putina na zwykłe święto patriotyczne - wyjaśnia dziennikarka.
Mimo tej mentalnej wolty, dla wielu Rosjan - szczególnie członków elit - Dzień Rosji to symbol porażki. - Dla niektórych to święto to wręcz hańba. Ludziom związanym z KGB i polityką kojarzy się głównie z upadkiem wielkiego imperium - mówi nam pracownica jednego z największych koncernów rosyjskich, specjalizująca się w relacjach polsko-rosyjskich. - Ale dla innych to dzień zwycięstwa.
Dla prof. Tadeusza Iwińskiego z SLD, wiceprzewodniczącego sejmowej komisji spraw zagranicznych, zajmującego się sprawami Rosji, kwestia 12 czerwca jest rozdmuchana. - Ta rocznica odnosi się do wydarzeń sprzed dwóch dekad, nie ma się czym podniecać - mówi nam poseł Sojuszu.
Musimy zrozumieć?
Niezależnie od tego, co o Dniu Rosji myślą tamtejsze elity, dla wielu zwykłych Rosjan to po prostu okazja do wyrażenia swojej miłości do kraju i dumy z niego.
- Naród rosyjski wychowywany jest w kompleksach, a to święto to ich przestrzeń patriotyczna. Powinniśmy to zrozumieć i uszanować - radzi Krystyna Kurczab-Redlich.
Jak tłumaczy nam dziennikarka, przeciętni obywatele rosyjscy mają bardzo małą wiedzę historyczną, nawet o tak podstawowych rzeczach jak II wojna światowa.
- W Rosji to nie jest nawet nazywane "wojną światową", tylko "wojną ojczyźnianą". W podręcznikach nie ma ani słowa o 17 września czy nawet 1939 roku, nie mówi się o podstawowych faktach historycznych. Dla Rosjan ta wojna to symbol samodzielnej wygranej, bez żadnej pomocy, z wielkim wrogiem - tłumaczy Kurczab-Redlich.
Marsz polityczny, ale spokojny
Te czynniki powodują, że wtorkowy marsz na pewno będzie miał podtekst polityczny. - Twierdzenie, że to akt czysto sportowy, to naciąganie rzeczywistości - uważa Krystyna Kurczab-Redlich. To nie oznacza jednak, że mamy się marszowi przeciwstawiać - tak jak sugeruje część naszych prawicowych polityków. Korespondentka tłumaczy, że jeśli ktoś czuje się patriotą, to powinien ze spokojem zaakceptować decyzję Rosjan. - Jeśli ci
Krystyna Kurczab-Redlich
Polska korespondentka w Rosji

Naród rosyjski wychowywany jest w kompleksach, a to święto to ich przestrzeń patriotyczna. Powinniśmy to zrozumieć i uszanować.

politycy są patriotami, to są gospodarzami, a jeśli są gospodarzami, to powinni z szacunkiem przyjąć zachowania gości, nawet jeśli im się nie podobają. Oczywiście, dopóki nie są to zachowania agresywne - podkreśla dziennikarka.
Sugestie jednego z polskich prawicowych portali, jakoby ideę marszu w Warszawie wymyślił Kreml, Kurczab-Redlich określa jako "brednie". - Niektórym naszym politykom wydaje się, że jesteśmy pępkiem świata, a Miedwiediew i Putin tylko myślą jak by to zaszkodzić wielkiej i potężnej Polsce - komentuje korespondentka. - A w Rosji mają duże problemy z Chinami, Syrią i NATO i nad tym głównie zastanawiają się tam politycy