Spotkania Polski z Rosją, a wcześniej ZSRR, zawsze "były, są i będą sprawą polityczną", twierdzi Aleksander Kwaśniewski. O wtorkowym meczu mówi się dużo, szczególnie w kontekście potencjalnych zadym. Nastroje i tak rozemocjonowanych kibiców podkręca sprawa smoleńska, a także planowanego marszu Rosjan. Atmosferę tę podgrzała minister Joanna Mucha i kilku innych polityków.
Były prezydent uważa, że "nie ma meczu z Rosją czy wcześniej z ZSRR, który byłby pozbawiony kontekstu politycznego". Według Kwaśniewskiego, "takie mamy losy historyczne" i "tak samo jest z Niemcami" - stwierdza była głowa państwa w wywiadzie dla "Super Expressu". Kwaśniewski podkreśla, że również wtorkowy mecz będzie "sprawą polityczną". Z kolei "Newsweek" w swoim najnowszym numerze już na okładce określa wtorkowe spotkanie jako "Bitwę warszawską". "Dlaczego w meczach z Rosją chodzi nie tylko o piłkę" - widnieje na okładce tygodnika. My uspokajamy: nie wszyscy widzą w nadchodzącym meczu polityczną walkę.
Wina rządu?
Witold Waszczykowski z PiS, wiceprzewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych twierdzi, że przekładanie rywalizacji politycznej na boisko to pokłosie spolegliwej polityki rządu wobec Rosjan. - Zrezygnowano z prowadzenia aktywnej polityki na Wschodzie, zerwano z polityką historyczną. Wszystko to miało służyć poprawieniu relacji z Rosją, ale tak się nie stało. Rosja potraktowała to jako wycofanie i niczym nas za to nie nagrodziła - wyjaśnia poseł Prawa i Sprawiedliwości. Z tego powodu, zdaniem Waszczykowskiego, nie możemy rywalizować z Rosją na polach polityki i gospodarki. - Mecz piłki nożnej stał się substytutem tej realnej rywalizacji - wskazuje parlamentarzysta PiS.
Z takim podejściem nie zgadza się szef sejmowej komisji sportu, Ireneusz Raś z PO. Jego zdaniem, emocje wokół meczu Polska - Rosja są czysto sportowe. Poseł Platformy określa ten mecz jako "derby Słowian".
- To rywalizacja o to, kto w sporcie będzie Panem na Wschodzie Europy. Stąd większe niż zwykle emocje, ale nie przesadzajmy - polityka polityką, a mecz meczem. Jedyna polityka, jaka powinna być w to zamieszana, to jak wyjść z grupy - mówi nam Raś.
- Dziś, w szczęśliwym czasie pokoju, o dominacji świadczy pojedynek futbolowy - uważa szef sejmowej komisji sportu. W jednym, niewątpliwie, Raś ma słuszność: zarówno Rosjanie, jak i Polacy, zrobią na boisku wszystko, by wygrać i pokazać, kto jest lepszy. Przy czym Witold Waszczykowski z PiS nie podchodzi do tego spotkania zbyt optymistycznie. - Po tym, co wczoraj widziałem, nie wróżę naszym rewelacji - ocenia poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Polityczny optymizm
Do oddzielania piłki nożnej od polityki zachęca, oprócz Rasia, także prof. Tadeusz Iwiński z SLD. Poseł Sojuszu nie zgadza się ze stanowiskiem Kwaśniewskiego, bo "od rozpadu ZSRR i transformacji minęło już dużo czasu". - Wówczas taki zastępczy charakter mecze miały zawsze, bo nie było innych możliwości, płaszczyzn, na których można by porównywać te dwa kraje. Nie mogliśmy wtedy występować na równym planie politycznym, więc przekładaliśmy tę rywalizację na boisko - dowodzi poseł SLD.
Dzisiaj już nie ma takiego problemu, bo Polska to równorzędny gracz na arenie międzynarodowej, zarówno politycznie, jak i gospodarczo. Prof. Iwiński przypomina, że Rosjanie to nasz drugi największy partner handlowy, a relacje z Rosją, nawet po katastrofie smoleńskiej, nie uległy zaostrzeniu ani pogorszeniu. Wręcz przeciwnie - udało się, chociażby, doprowadzić do porozumienia w sprawie otwarcia granic Obwodu Kaliningradzkiego, co jest "symbolicznym wydarzeniem". Poseł SLD uważa, że oczywiście "nie można tych aspektów lekceważyć, ale są one drugorzędne", a mecz Polska - Rosja należy postrzegać wyłącznie przez pryzmat sportowej rywalizacji.
Podgrzewanie nastrojów nie służy
Czyżby więc polityczny aspekt wtorkowego meczu był nadmuchany? - Gorączkę wokół tego wzbudziła najpierw minister Mucha, swoimi niefortunnymi i ignoranckimi wypowiedziami o Rosjanach w hotelu Bristol, potem podgrzał to zastępca polskiego ambasadora w Moskwie. A przecież dziś o prestiż państw rywalizuje się w jakości życia mieszkańców, a nie na boisku czy na ulicach po meczu - przypomina prof. Iwiński.
- To nie wojna futbolowa. Historia coraz mniej na nas ciąży, a najtrudniejsze momenty polsko-rosyjskie są już za nami. Podgrzewanie nastrojów niczemu nie służy - podsumowuje poseł SLD. Tylko czy na to już nie za późno?