W czwartek, w związku z meczem Polaków z Niemcami na Euro 2016, widzowie TVP jeszcze raz zobaczą "złych" Krzyżaków krzyczących... "Heil, heil, heil"! Powstały nie bez powodu w 1960 roku obraz w reżyserii Aleksandra Forda zawiera w sobie wiele wątków propagandowych, bo przecież sami komuniści wpadli na pomysł stworzenia największej ówcześnie polskiej superprodukcji.
Powieść Henryka Sienkiewicza "Krzyżacy" większość Polaków powinno znać ze szkół, wszak to do dziś jedna z obowiązkowych lektur w programie nauczania. Mniej pilni uczniowie zapewne oglądali filmową adaptację dzieła Sienkiewicza. Teraz wszyscy mamy szansę, aby odświeżyć w pamięci ten głośny film.
Moment jest oczywiście nieprzypadkowy, a jak przekonuje prezes Telewizji Publicznej Jacek Kurski, z tego rzekomo podwójnego polsko-niemieckiego starcia (traktowanie Krzyżaków we współczesnych kategoriach narodowych to albo żart, albo czerpanie z komunistycznej retoryki, albo zwykła ignorancja) Polacy przynajmniej raz wyjdą zwycięsko. Nawet jeśli przegramy z zachodnimi sąsiadami na murawie paryskiego stadionu, wygramy z krzyżackimi hordami gdzieś na polach pod Stębarkiem. Scenariusz bitwy jest od ponad 600 lat niezmienny.
– Zastanawiałem się, co w takim razie zaproponować widzom Dwójki, co dorównałoby w wymiarze historycznym i emocjonalnym transmisji ze Stade de France – podkreślił w rozmowie z serwisem Wirtualne Media dyrektor TVP2 Maciej Chmiel. Wybrał adaptację powieści "ku pokrzepieniu serc" z Krzyżakami w roli przegranych, na dodatek wersję specjalną, trwającą niemal 3 godziny. Po to, aby każdy widz po transmisji meczu mógł przełączyć na decydujące o polskim zwycięstwie pod Grunwaldem sceny.
– Mecz jest krótszy, a ci, którzy go wybiorą, mogą po jego zakończeniu przełączyć się na Dwójkę i w zależności od wyniku albo dodatkowo świętować, albo podnieść się na duchu oglądając jak Ulrich von Jungingen ginie z ręki Mszczuja ze Skrzynna – tłumaczy Chmiel.
Odbiorcy, którzy chcieliby odpowiednio "nastroić się" do czwartkowego sportowego starcia będą mieli okazję zobaczyć wiktorię grunwaldzką także w Kino Polska. Początek wielkich emocji o 16:35.
W czwartek 16 czerwca, tuż przed superważnym meczem Polska-Niemcy, Telewizja Kino Polska pokaże w całości zwycięskie spotkanie Polska-Krzyżacy pod Grunwaldem – czyli epickich „Krzyżaków” Aleksandra Forda. Dyscyplina co prawda inna, ale emocje niemal równie silne! Szkocki trener Craig Brown przed meczem z Anglią pokazał kiedyś swoim chłopakom „Braveheart” z Melem Gibsonem – oby Lewandowskiego i jego kolegów zainspirowały wyczyny Zbyszka z Bogdańca.Czytaj więcej
Jeśli decyzja kierownictwa publicznej, narodowej telewizji to rzeczywiście żart - a to sugerują niektórzy użytkownicy Twittera - to wypada pogratulować prezesowi dystansu i specyficznego poczucia humoru. Pytanie jednak, czy nowy format TVP to pole do tego typu doświadczeń, eksperymentów, a nawet żartów? Niezależnie od tego, dzieło Aleksandra Forda sprzed 56 lat zasługuje na uwagę, bo z wielu powodów zapisało się w dziejach rodzimej kinematografii.
Przede wszystkim film nakręcony na zamówienie komunistycznej władzy - pierwszy pokaz miał miejsce 17 lipca 1960 roku, z okazji okrągłej 550. rocznicy wielkiej średniowiecznej bitwy – odniósł wielki kasowy sukces. Budżet superprodukcji wyniósł bagatela ok. 33 mln ówczesnych złotych, co czyniło ten obraz absolutnym rekordzistą pod względem wykorzystanych środków. Ale nie tylko z tego powodu. Rekordowa była też widownia. Tylko w ciągu kilku miesięcy film obejrzało 2 mln widzów. W kolejnych latach przybyło jeszcze... 30 mln.
Obraz miał wielki rozmach, nie tyle artystyczny – choć wystąpiła w nim śmietanka polskiego aktorstwa, z Emilem Karewiczem jako królem Jagiełłą na czele – co inscenizacyjny czy techniczny. Sceny batalistyczne były jak na ówczesne warunki czymś niespotykanym. Ale z pozoru niedostrzegalne, choć bardzo istotne dla ówczesnych władz, były wątki polityczne.
Jedna z największych w wiekach średnich batalia została umiejętnie, z punktu widzenia propagandzistów, odkurzona i podana obywatelom PRL. Był 1960 rok, a więc czasy, kiedy "niemiecki rewizjonizm" i "zachodni imperializm" były w ustach komunistycznych oficjeli czymś powszednim. Wtedy, 15 lat po wojnie, nie uregulowano jeszcze kwestii granicy zachodniej (traktat o normalizacji stosunków z RFN podpisano dopiero w 1970 roku), a kwestia "odwiecznych" polskich ziem piastowskich niejednemu spędzała sen z powiek.
Należało jeszcze odpowiednio przedstawić odwiecznego wroga. Pole do manipulacji było ogromne. Nieprzyjaciel z wielkim czarnym krzyżem na pelerynie mógł symbolizować Kościół (co prawda dopuszczono wątki religijne po stronie polskiej, jak np. śpiewanie "Bogurodzicy"), bo przecież film miał się wpisać w państwowe obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego. Scenariusz znacznie odbiegał od wizji Sienkiewicza, a osią fabuły - oprócz wątku romansowego - była rywalizacja Zachodu ze Wschodem. Finał miał być znajomy - zwycięstwo "dobra nad złem".
Wiązanie narodu niemieckiego z polityką Zakonu Krzyżackiego, choć znajdowało odbicie w ówczesnej historiografii, miało wyraźnie propagandowy wydźwięk. To, co 2 września 1960 roku (po wejściu filmu do kin), widzowie ujrzeli na srebrnych ekranach, przypominało zderzenie cywilizacji. Zimna wojna w wydaniu średniowiecznym. 21 lat po agresji hitlerowskich Niemiec na Polskę obywatele zobaczyli dwa zupełnie odrębne światy.
Zepsutego Zachodu, reprezentowanego przez masę okutych w stal braci zakonnych (w rzeczywistości było ich pod Grunwaldem zaledwie 250!) i ich zachodnich pomocników. Z drugiej strony - słowiański Wschód, gdzie współpracują ze sobą w zgodzie i harmonii nie tylko Polak i Litwin, ale i Rusin. Nie bez powodu eksponowano w filmie obecność pułków smoleńskich (Sienkiewicz o tym nie pisał, bo zwyczajnie tego nie wiedział), który walczyły pod rozkazami króla Władysława Jagiełły. Dowodzić to miało przecież długiej jak świat przyjaźni... polsko-radzieckiej.
Krzyżaków przedstawiono wręcz jako prekursorów niemieckich nazistów. Uwagę zwraca m.in. nawiązanie do... goebbelsowskiej retoryki. W pewnym momencie wrogowie Polski, z wielkim mistrzem Ulrichem von Jungingenem, wołają, że zwycięstwo zapewni im... tysiącletnie panowanie chrześcijaństwa (aluzja do nazistowskich planów tysiącletniej Rzeszy). Po chwili wszyscy gromko odpowiadają: heil, heil, heil...
Nawiązań do tragedii II wojny światowej, wywołanej przez Niemców, było przy okazji promocji "Krzyżaków" dużo więcej. Już w dniu premiery komuniści w ramach "komentarza historycznego" zaserwowali widzom projekcję fragmentów archiwalnych kronik filmowych z lat 1939-1945. Później rozdawano też foldery i broszury, z których można było się m.in. dowiedzieć o niemieckim terrorze pod okupacją.
„Gdy oglądamy film Forda, mimo woli przychodzą na myśl czerwone i biało-czerwone sztandary na gruzach hitlerowskiego Berlina” - napisano w materiałach reklamowych, promujących obraz Forda. Z lubością przypominano spotkanie kanclerza RFN Konrada Adenauera z wielkim mistrzem krzyżackim, do którego doszło w marcu 1958 roku. Pamiętne zdjęcia odzianego w krzyżacki płaszcz kanclerza, pasowanego wówczas na honorowego rycerza zakonu, musiały przemawiać do zbiorowej wyobraźni. Antyniemiecka fobia Władysława Gomułki miała w tym przypadku ogromne znaczenie.
W czasach "zagrożenia niemieckim rewizjonizmem" widz wychodził z kina zadowolony. Przekonany o polskiej oraz szerzej - słowiańskiej potędze, która ukróciła imperialne zakusy Zachodu, zadając dotkliwy cios germańskiej nawale. A jutro? Jutro każdy Polak, niezależnie od stosunku do Sienkiewicza czy Forda, będzie mógł przynajmniej połowicznie świętować.
Partyjni propagandyści zdawali sobie doskonale sprawę, że w Polsce około 1960 r. największe możliwości masowego oddziaływania na społeczeństwo, poza prasą, miała kinematografia, a nie telewizja. By zdobyć najszerszą widownię, a jednocześnie przekazać obywatelom określone treści, należało wyprodukować film fabularny, niosący znaczny potencjał treści propagandowych.
R. Tomkiewicz, Film "Krzyżacy" Aleksandra Forda, "Komunikaty Mazursko-Warmińskie", 2010, nr 2
Film miał być ciosem wymierzonym przeciwko państwu zachodnioniemieckiemu, odbieranym jako przestroga przed Niemcami (ukazanymi w filmie jako Krzyżacy), „odwiecznie” stanowiącymi zagrożenie dla Polski. Obraz emanujący przesłaniem antyniemieckim był w pełni zgodny z ówczesną linią polityczną partii, z poglądem nieskrywanym nawet przez najwyższe władze państwowe, w tym Władysława Gomułkę. Wobec istniejących napięć na linii Polska – RFN, ale i ogólnej sytuacji na arenie międzynarodowej przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, była to produkcja bardzo potrzebna ówczesnym przywódcom Polski Ludowej.
R. Tomkiewicz, Film "Krzyżacy" Aleksandra Forda, "Komunikaty Mazursko-Warmińskie", 2010, nr 2