Jarosław Kaczyński ma zdyscyplinowaną armię posłów i podporządkowanego prezydenta. Nic go nie zatrzyma. No, prawie nic. Bo niezależnie od tego ilu miałby posłów, nie oszuka kalkulatora. A ten pokazuje, że zaczyna brakować pieniędzy na pomysły PiS.
"Nie słuchajcie tego, co opowiadają, że się nie da w Polsce obniżyć wieku emerytalnego, że nie da się podnieść kwoty wolnej od podatku, bo się budżet zawali. To bzdury" – mówił Andrzej Duda podczas swojej inauguracji. Tymczasem bzdurami okazały się zapewnienia kolejnych polityków PiS, że na wszystko wystarczy pieniędzy. Nie wystarczy i przyznaje to już samo PiS.
Niedotrzymane obietnice
Na początek z listy obietnic spada obniżenie wieku emerytalnego do poprzedniego poziomu. W projekcie budżetu na 2017 rok nie zarezerwowano na ten cel środków, a więc reformy (czy raczej kont-reformy) nie będzie. Dlatego rządzący przygotowują rozwiązanie pośrednie – emerytura po przepracowaniu 35 (kobiety) i 40 lat (mężczyźni).
To dokładna kopia pomysłu Bronisława Komorowskiego z kampanii wyborczej. Wtedy oczywiście krytykowanego przez PiS za zbytnią zachowawczość i pozostawanie głuchym na głosy społeczeństwa. Teraz okazuje się że to nie głuchota, tylko realizm.
Długi Beaty Szydło
Bo o ile ulotki wyborcze zniosą każdą twórczość, nawet najbardziej oderwaną od rzeczywistości, to już dokumenty budżetowe nie. Już tegoroczny jest mocno napięty, rzutem na taśmę pod koniec 2015 roku rząd Beaty Szydło zwiększył deficyt do 54,6 mld zł. Przesunął też część wpływów na 2016 rok (na przykład dochody z aukcji LTE).
To miało ułatwić sfinansowanie programu 500+, ale i tak sytuacja wygląda źle. Właśnie się okazało, że w pierwszej połowie roku zadłużenie państwa wzrosło o 47 mld złotych, bijąc rekord nie tylko rządu Ewy Kopacz, ale i rządu Tuska z czasów najostrzejszego kryzysu. A będzie jeszcze gorzej, bo przecież w tym roku program działa tylko przez dziewięć miesięcy, w przyszłym to będzie już pełne 12.
Grosz do grosza
I na załatanie tej dziury nie wystarczy ani podatek bankowy, który rządzący już wprowadzili, ani podatek handlowy, o który się potknęli. Teraz projekt wraca do Sejmu, który pewnie przeprowadzi go w błyskawicznym tempie. I tym razem nie pomogą już nawet protesty, bo widmo braku środków na 500+ jest coraz bardziej realne.
Dlatego też rząd szuka każdego grosza. Wydłużono obowiązywanie podwyższonej stawki VAT. O większą kwotę, niż planowano podniesiono też płacę minimalną. Bo podwyżki płacy minimalnej o każde 150 złotych brutto państwo dostaje 75 złotych – podaje Instytut Badań Strukturalnych. Ten ciężar oczywiście poniosą pracodawcy. Poza tym – jak wskazują eksperci – przez podwyżkę część osób straci prawo do 500+ na pierwsze dziecko.
W obliczu kryzysu
Ale to wciąż ułamek potrzeb budżetu. Na razie nie widać nie tylko efektów planu Morawieckiego, ale też samego planu – to wciąż zestaw slajdów i haseł. Do tego istnieje niebezpieczeństwo, że podczas rewizji perspektywy finansowej UE mogą zapaść nieprzychylne dla nas decyzje. A przecież pieniądze z Brukseli są ważnym elementem planu gospodarczego PiS.
Jeśli budżet przestanie się kalkulować, rządzący będą musieli podejmować niewygodne decyzje. Na razie poparcie dla PiS rośnie, w niektórych sondażach przekracza 40 procent. To oraz pełna dyscyplina w klubie i usłużny prezydent pozwalają mu realizować swój plan, nie zważając na krzyki opozycji, ostrzeżenia mediów czy apele zagranicznych instytucji.
Kiedy jednak ludzie zobaczą, że kolejne odsuwanie obietnic to w istocie rezygnacja z ich realizacji, a przede wszystkim, kiedy zaczną płacić wyższe podatki, złoty okres dla PiS się skończy. Jarosław Kaczyński stanie wobec kłopotów, przy których kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego był nieistotnym protestem garstki ludzi.