pexels
REKLAMA
Kobiety w zarządach? Rzadko kiedy
Dyskusja na temat równouprawnienia kobiet i mężczyzn to jeden z tych "globalnych" wątków, które bardzo łatwo zepchnąć w banał - dla jednych problem jest sztucznie "pompowany", inni z kolei twierdzą, że to, co udało się wywalczyć w poprzednim wieku, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Jak jest naprawdę?
W zeszłym roku Fundacja Liderek Biznesu przygotowała raport na temat obecności kobiet we władzach spółek giełdowych w Polsce. Wyniki badania pokazują, że pod względem zróżnicowania władz spółek Polska znajduje się poniżej średniej unijnej. W ciągu ostatnich 4 lat w Polsce udział kobiet w gremiach decyzyjnych wzrósł zaledwie o 3%, podczas gdy w krajach Unii Europejskiej zwiększył się o 8,3%- możemy przeczytać we wstępie do opracowania. Raport wskazuje, że (w 2014 r.) na blisko 7000 osób szefujących 900 spółkom z Rynku Głównego i NewConnect, zaledwie 1000 to kobiety.
W dokumencie znalazła się wypowiedź prezesa GPW, Pawła Tamborskiego, który mówi o inicjatywach Giełdy na rzecz równouprawnienia. W dokumencie „Dobre Praktyki Spółek Notowanych na GPW” zostały wpisane rekomendacje dla spółek publicznych i ich akcjonariuszy dotyczące zapewnienia zrównoważonego udziału kobiet we władzach firm. Prowadzony jest także "prestiżowy indeks", Respect Index - aby się do niego dostać, w strategii CSR trzeba aktywnie wspierać sprawiedliwy dostęp do najwyższych stanowisk dla obu płci.
Przedmioty ścisłe i kariera na najwyższych szczeblach, czyli jak przełamać impas
W rzeczywistości jednak, to wciąż niewiele. Jak zauważyła w tym samym raporcie Barbara Sissons, członkini zarządu Totalizatora Sportowego.
Barbara Sissons
Członek Zarządu Totalizator Sportowy S.A.

Skuteczność [działań GPW - przyp. red.] okazała się w praktyce niewielka. Od lat liczba kobiet zasiadających w zarządach i radach nadzorczych największych spółek giełdowych i państwowych jest niezmiennie niska mimo faktu, iż nie brakuje w Polsce kompetentnych menadżerek. Z badań renomowanych firm doradczych wynikają korzystne relacje między liczbą kobiet w gremiach zarządczych spółek, a ich wynikami finansowymi czy rynkową wyceną. I to powinien być główny argument w dyskusjach na temat różnorodności w biznesie.

O zdanie na temat udziału kobiet w zarządach spółek zapytałem Agnieszkę Kłos, która pełni funkcję dyrektora ds. sprzedaży i obsługi klienta i jest członkiem zarządu Provident Polska. - Dla mnie najważniejsze są kompetencje. To, jak dane osoby sobie radzą, co wnoszą do zespołu i jakie cele osiągają. Płeć nie powinna tu mieć większego znaczenia. Oczywiście, można znaleźć cechy charakterystyczne dla każdej z płci, ale to kompetencje i osobowość są największymi determinantami działania - podkreśliła.
Co ciekawe, Agnieszka Kłos to jedyna kobieta na stanowisku dyrektora sprzedaży w całej grupie finansowej International Personal Finance (IPF działa w 12 krajach na całym świecie, w tym w Polsce - w innych krajach stanowiska te piastują mężczyźni). Ma pod sobą ok. tysiąca pracowników i ok. 7,5 tys. doradców klienta.
Ścieżka kariery, którą wybrała Kłos, stanowi zupełne zaprzeczenie stereotypowemu postrzeganiu roli kobiety. Jak twierdzi, od zawsze miała techniczne i ścisłe zainteresowania, które zdecydowanie przeważały nad tymi humanistycznymi. - W liceum robiłam wszystko, by jak najszybciej uporać się z humanistycznymi przedmiotami i skupić na naukach ścisłych - dodaje.
Po maturze zdała egzaminy na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie, a już na I roku postanowiła, że chce pracować w firmie konsultingowej Arthur Andersen. Studiowała w męskim gronie, a wybrana droga zawodowa była popularnie nazywana "męską".
Agnieszka Kłos
Dyrektor ds. Rozwoju Biznesu, Provident

W roku, gdy rozpoczynałam pracę w Arthur Andersen, na 106 nowo przyjętych osób, znalazłam się w gronie zaledwie 8 kobiet. Teraz tego typu firmy mają bardziej zróżnicowane płciowo zespoły. Następnie pracowałam w Ernst & Young, a od 2007 roku jestem w Provident Polska.

Moją rozmówczynię zapytałem o zdanie na temat zawodów “typowo męskich” i “typowo żeńskich”. Czy takie rozróżnienie jest jedynie stereotypem, czy też faktycznie z powodu różnic nas dzielących (kobiety-mężczyźni) można wskazywać zawody wykonywane tylko (albo głównie) przez przedstawicieli jednej płci?
logo
Agnieszka Kłos, Dyrektor ds. Sprzedaży i Obsługi Klienta
- W odczuciu społecznym przewijają się jeszcze zawody, które szufladkują kobiety lub mężczyzn w obowiązkach mocno kojarzonych z płcią. Dla mnie są to stereotypy, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. Kobiety swoimi kompetencjami, determinacją i zaangażowaniem pokazują swoją siłę w nowych technologiach, naukach ścisłych czy zarządzaniu. I to jest niezmierne budujące - stwierdza Agnieszka Kłos.
Kobiety na politechniki!
Prezentując wyniki szóstej edycji raportu Kobiety na Politechnikach, dr Bianka Siwińska, dyrektor zarządzająca Fundacji Edukacyjnej Perspektywy i pomysłodawczni akcji mającej na celu wspieranie kobiet w edukacji na kierunkach ścisłych, wskazała, że od roku 2007 liczba kobiet wzrosła tam do 37 procent. - Zbliżamy się do granicy 40 proc., którą uznaliśmy z Konferencją Rektorów Polskich Uczelni Technicznych za satysfakcjonująca, choć oczywiście najlepiej byłoby, gdyby proporcje płci na politechnikach układały się po równo - wyjaśniła.
Sheryl Sandberg, od 2008 roku dyrektor operacyjny w Facebooku, powiedziała kiedyś: Chcę, by każdą małą dziewczynkę, której cechy określono jako apodyktyczne, poinformowano również, że posiada zdolności przywódcze. Słowa te powinny rezonować szczególnie mocno, biorąc pod uwagę fakt, że niski poziom obecności kobiet w zarządach spółek giełdowych nie bierze się z powietrza - to efekt stereotypów i niskiej świadomości, reprodukowanych w społeczeństwie. - Sama spotkałam się z takim postrzeganiem. Jestem osobą dynamiczną, otwartą, ale mam dość jasny, być może niekiedy odbierany jako twardy, sposób komunikacji. Byłam więc oceniana jako apodyktyczna - potwierdzała Kłos. Dodała również: - Co ciekawe, gdybyśmy przez pryzmat tych cech odczytywali postrzeganie mężczyzny, byłby określany mianem lidera, przypisywalibyśmy mu cechy przywódcze.
Czy więc popularyzacja programów, które wspierają dziewczynki w realizacji "typowo męskich" zajęć ma sens? - W moim odczuciu, ważniejsze jest budowanie wśród dziewczynek świadomości, że mogą zajmować się różnymi dziedzinami, że jeśli tylko chcą, mogą swobodnie wybić się ze schematu „męskich” czy „żeńskich” zajęć. Nie jestem przekonana, czy taka świadomość może być rozbudzona przez doraźne inicjatywy, czy zajęcia. Oczywiście, nie chcę powiedzieć, że są niepotrzebne! Ale moim zdaniem, problem z nierównościami generowany jest przez powielane wzorce. Gdy mama i tato wspierają zainteresowania dziewczynki, dają jej solidne podstawy do budowania twardej wiedzy - zauważyła.
Rozmowę podsumowaliśmy, dochodząc do wniosku, że rodzic, który jest otwarty na to, że jego córka interesuje się fizyką, chemią, technicznymi dziedzinami, będzie miał większy wpływ na przyszłość, niż zapisanie dziecka na zajęcia programowania.

Artykuł powstał we współpracy z Provident Polska.