Kraków, wąska uliczka, wokół tłumy kibiców. Autokar przewożący piłkarzy reprezentacji Anglii powolutku zbliża się do hotelu. Za jego kierownicą zasiada Zygmunt Kukla - dyrygent, aranżer i kompozytor. Założyciel Kukla Band, wielokrotny kierownik muzyczny największych festiwali. Ceniony w kraju muzyk, dla którego prowadzenie autobusów stało się pasją. Teraz, w czasie Euro 2012, ma swoje największe wyzwanie. Wozi Anglików. To coś jak dyrygowanie orkiestrą w La Scali.
Gdy miał 5 lat zaczął grać na fortepianie. Ale również wtedy narodziła się inna myśl. Że fajne te autobusy, że można by kiedyś w przyszłości taki pojazd prowadzić. Człowiek zazwyczaj stawia na jednego konia. Takiego, który zagwarantuje lepszą i szczęśliwszą przyszłość. On postawił na dwa. - Zaraz po studiach zrobiłem prawo jazdy na autokar i tak to już poszło. W firmie "Raf Trans" jeżdżę już teraz przez 20 lat - mówi mi Kukla, gdy do niego dzwonię. Jak zaangażowano go do pracy przy reprezentacji Anglii? Historia jest banalnie prosta. "Raf Trans" wygrało przetarg na obsługę Euro, a Kukla ma w firmie bardzo dobrą pozycję.
Prowadzenie autobusu? To twórczość absolutna
Swoje drugie życie prowadzi w środowisku, gdzie mało kto jest wykształcony. A już na pewno mało kto ma takie wykształcenie muzyczne. - Rzeczywiście, tak trochę jest, ale z drugiej strony nie ma tu też ludzi, którzy zaraz po ukończeniu podstawówki robią prawo jazdy na autokar. Inni kierowcy, których poznałem, to ludzie, którzy w swoim życiu robili już coś innego. Mój dobry kolega na przykład był mechanikiem - mówi Kukla w rozmowie z naTemat. Dodaje, że razi go uproszczone myślenie o kierowcach autobusów. Takie przekonanie, że wykonują czynności proste i bezrefleksyjne. - A tak przecież wcale nie jest. Ta praca, a już szczególnie gdy wozi się reprezentację w czasie Euro, wymaga dużych umiejętności. Predyspozycji, techniki.
Dyrygowanie orkiestrą w czasie najważniejszych koncertów to twórczość. A prowadzenie autobusu? Nie jest przypadkiem czynnością nudną i powtarzalną? - Nic z tych rzeczy. To taka twórczość absolutna - przekonuje mnie Kukla - W autobusie jest tak, że jak wykonasz jakiś trudny manewr, to też słyszysz aplauz, tyle że pasażerów. Tak właśnie miałem gdy lawirowałem po wąskich uliczkach w Budapeszcie albo gdy jeździłem po górach. Poza tym tu decyduje się o sprawie fundamentalnej, o życiu ludzi, których przewożę. A na scenie? Tam co najwyżej mogę się nie spodobać. To dużo mniejsza presja.
Nie lubię dominować
Trzy dni temu w rozmowie z "Daily Mail" powiedział: "Być może będą chcieli w swoim wolnym czasie odbyć jakąś wycieczkę. Nie ma sprawy. Jestem tutaj, by wozić ich gdzie chcą". Na razie na wycieczkę wybrali się tylko raz. Do Oświęcimia. Pytam, czy wyprawa zrobiła na piłkarzach wrażenie. - Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Bo ci wszyscy goście są tacy sami. Bardzo mało mówią, są skoncentrowani. Większość ma ze sobą jakieś iPady, niektórzy rozmawiają w grupkach. Ale przyznaję, że jak wsiadali do autobusu, dało się słyszeć słowa takie jak "wzruszające" czy "poruszające". Więc jakieś tam wrażenie wizyta wywrzeć musiała - opowiada mi Kukla.
Kraków, Kukla prowadzi autokar z piłkarzami z Anglii:
Kierowca to bardzo często osoba barwna, żywa, puszczająca muzykę. Kto sądzi, że Kukla - na co dzień dyrygent - za kierownicą jest taki sam, ten się zawiedzie. - Ja nie jestem osobowością dominującą i takiego stylu zwyczajnie nie lubię. Zresztą trochę wcześniej czytałem, dowiadywałem się i wiem, że w kulturze brytyjskiej takie coś jest szczególnie niemile widziane - tłumaczy Kukla - W naszej firmie często wozimy parlamentarzystów czy innych VIP-ów i kierowcy wiedzą, że tu trzeba stosować się do pewnych reguł. Co innego wiezienie licealistów, tam by nie było problemu, można by spokojnie rozkręcić imprezę.
Nie wyskoczę do Stevena Gerrarda
Angielskiej prasie zdradził, że jego ulubioną ligą jest właśnie angielska. Nam mówi, że spośród współczesnych brytyjskich piłkarzy ma dwóch ulubionych - Stevena Gerrarda oraz Franka Lamparda. Tyle, że tylko ten pierwszy wsiada teraz w Krakowie do autobusu, który prowadzi. - Prośby o autograf? Miałem ich setki, ale to nie jest takie proste. Owszem, jestem kibicem piłki, uwielbiam Gerrarda, ale ja przede wszystkim jestem kierowcą i nie mogę mylić swych ról. Nie będę do niego wyskakiwał jak jakiś szalony fan. Mam koszulkę, poproszę o podpis, ale zamierzam to zrobić nieosobiście. Pewnie przez kierownika drużyny - mówi.
Kukla Band na scenie:
Z piłkarzami nie rozmawia. Parę zdań zamienił natomiast z członkiem angielskiego sztabu, który okazał się być fanem muzyki. Zresztą dokładnie takiej, jaką w swym drugim życiu, tym na scenie, gra Kukla. Orkiestrowo-bigbandowej. - Sympatycznie nam się rozmawiało. Facet się znał. Natomiast co do całego sztabu, to muszę przyznać, że cieszy się wśród piłkarzy wielkim szacunkiem. Nawet nie spodziewałem się, że w angielskiej kadrze może panować aż taka dyscyplina - opowiada Kukla.
Polska w finale? Dziękuję, widziałem mecz z Grecją
W chwili gdy rozmawiamy jest przerwa meczu Irlandia-Chorwacja, a następnego dnia Anglicy mierzą się z Francją. Pytam mojego rozmówcę o jego przewidywania. - Ten turniej na razie jest specyficzny. Słyszę często, że Anglicy są tak osłabieni. Że Francja ostatnio zawodzi na wielkich imprezach. Ale wcześniej słyszałem, że słabi są Włosi. A jak dzisiaj zagrali? Postawili się wielkiej Hiszpanii, grając świetny mecz - ekscytuje się Kukla. Za Anglików będzie trzymał kciuki. Chyba że w Euro 2012 na ich drodze staną Polacy. Ale to, jak przyznaje, jest mało realne. - Wie pan, ja oglądałem mecz z Grecją. Reszta niech będzie milczeniem.
Na koniec naszej rozmowy zadaję pytanie: - Załóżmy, że Anglia wygrywa, piłkarze się cieszą. Podchodzi do pana Steven Gerrard, klepie przyjacielsko w ramię i prosi o puszczenie jakiejś muzyki. Co pan by wybrał?
- Na pewno "We are the champions". Bo chodzi panu o wygraną w całym turnieju, prawda?
- Nie, tylko o pierwszy mecz.
- A, rozumiem. W takim razie włączyłbym chyba The Beatles. Bo to muzyka z ich kraju, do tego taka przyjemna, relaksacyjna.