Kilka dni temu po fali upałów Polsce groziły masowe wyłączenia prądu. W biurowcach dużych miast ruszyły klimatyzatory, a Polskie Sieci Energetyczne ogłosiły rekordowe zapotrzebowanie ma moc, o dostawy energii musieliśmy poprosił sąsiadów. Niemcy, Szwecję, i Litwę. jednocześnie na giełdzie towarowej energii ceny biły rekordy - 800 zł/MWh.
– U mnie energia kosztowałaby góra 400 złotych za MWh. W tym samym czasie tylko niemieckie elektrownie słoneczne produkują więcej niż zużywa cała Polska. Jakim trzeba Januszem biznesu, aby w tej samej chwili niszczyć ustawą całą energetykę odnawialną – komentuje Marcin Mizgalski z Chotomowa. Prąd w komputerze ma z podwórkowej instalacji fotowoltaicznej. To jeden z pionierów energetyki solarnej. Całe jego domostwo zasila energia słoneczna, a nadwyżki sprzedaje do sieci.
Kilka lat temu przekonywał, że każdy właściciel domu może zostać producentem energii. Postawił panele słoneczne przed domem w Chotomowie i udowodnił, że technologia jest w zasięgu Kowalskiego. Z entuzjazmu szybko go wyleczyli. Najpierw toczył 2 letnią walkę ze spółką energetyczną o przyłączenie do sieci i umożliwienie rozliczania sprzedaży energii. Wielka firma „przypadkowo" podebrała mu prąd za kilka tysięcy zł. Dziś politycy PiS niczym Don Kiszoci rozpoczęli ustawową walkę z wiatrakami i małymi elektrowniami. Specjalna ustawa mówi o podatkach, opłatach i ograniczeniach inwestycji.
Upadek PGE
Owszem, największe farmy wiatrowe w Polsce to maszynki do zarabiania pieniędzy, między innymi dla zagranicznych funduszów jak EDP Renewables z Wielkopolski, Invenergy/Enerco mający farmę wiatrakową nad morzem w Darłowie, czy GEO Renewables, którego wiatraki mielą powietrze w Korytnicy na Mazowszu.
Dowód skansenu leży na giełdzie. Trwa właśnie paniczna wyprzedaż akcji największego wytwórcy prądu PGE. Najpierw Skarb Państwa wmanewrował spółkę w zakup trwale nierentownych kopalni, więc szybciuteńko wyparowały z niej zyski. Skarb Państwa oznajmił, że jak nie ma zysków, to spółka powinna ograniczyć dywidendę z 90 do 25 groszy/akcja. A akcjonariusze co? Gwałtownie wyprzedają akcje.
– Tymczasem rzecznik PGE gada od rzeczy, że cyt.: "to jest urealnienie polityki spółki". Jeśli ktoś miał 10 mln zł w akcjach, to dziś, urealnił swój swój portfel, tracąc prawie milion złotych w jeden dzień. Groteska! PGE robi ten sam błąd, co kiedyś niemieckie RWE – blokują OZE zamiast zmienić swój model działania. Dlatego akcje PGE za 3 lata będą kosztowały 5 zł – podsumowuje właściciel przydomowej elektrowni.
W tym bojowym stylu Mizgalski zorganizował już kilka debat publicznych. Włączył w swoje działania ekologów, wytyka brak wiedzy, głupotę polityków i urzędników podczas posiedzeń sejmowych komisji. Do tego bombarduje urzędników ministerstwa na Facebooku i Twitterze. To nie wszystko, niedawno dokopał się do wyników badań prof. Piotra Jankowskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie z których wynika, że od chorób powodowanych zanieczyszczeniami powietrza (także z elektrowni) umiera 40 tys. Polaków rocznie. Zaczyna stawać się niebezpiecznym przeciwnikiem.
Bo panele zasypią Polskę
Na to Andrzej Piotrowski z ministerstwa energetyki wyciąga spiskową teorię, że mali wytwórcy energii tylko czyhają na kasę podatników:
Marcin Mizgalski ripostuje. – Polska jest jedynym krajem UE, który nie ma wsparcia dla energetyki domowej, obywatelskiej. A Piotrowski to pożal się boże Kopernik, próbujący wstrzymać słońce…
Tacy „prosumenci” z zysków ze sprzedaży energii nie odpalają cygar stuzłotówką, ale finansują poniesione wcześniej koszty budowy przydomowych elektrowni. Dzięki dziesiątkom tysięcy podobnych elektrowni nie trzeba by było rozbudowywać elektrowni węglowych. Jeszcze niedawno Bank Ochrony Środowiska przygotowywał ofertę, gdzie dzięki odnawialnej energetyce można było sfinansować budowę domu. Projekt legł w gruzach, bo rząd stawia na o pomoc górnikom i energetykę węglową.
Nowelizacja ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii ostatecznie zabije zielone źródła, przekierowując pomoc publiczną do współspalania biomasy oraz klastrów, największej korupcjogennej ściemy najbliższych lat. Ministerstwo Energii, zarządzane przez amatorów z poziomu samorządu powiatowego jak minister Krzysztof Tchórzewski oraz ludzi znikąd jak wiceminister Andrzej Piotrowski. Dzień po dniu dają dowód, że nie rozumieją zmian w światowej energetyce. To jedynie konserwuje cały ten skansen.
Andrzej Piotrowski, wiceminister energii
U naszych południowych sąsiadów pozostały w magazynach bardzo duże zapasy paneli fotowoltaicznych, które od paru lat szukają swojego ujścia m.in. w Polsce. To właśnie ta grupa podmiotów może być zainteresowana nie tyle stabilnym rozwojem podejścia prosumenckiego, ile szybką wyprzedażą zapasów masowemu odbiorcy. Zaraz zresztą po pojawieniu się poprzednich zapisów zmienionej teraz ustawy o OZE, przewidujących system taryf gwarantowanych, aktywna stała się grupa ludzi o ogromnych oczekiwaniach co do zysku, jaki mieliby wypracować na działalności prosumenckiej.Czytaj więcej