- We wtorek cofniemy się i spróbujemy grać z kontry. Nie podejmiemy ofensywnej gry – takie głosy dochodziły w ostatnim czasie z polskiego obozu. Do końca łudziłem się, że to takie mydlenie oczu, rozgrywka wyliczona na zaskoczenie rywala. Że jednak będzie inaczej. Ale chyba jednak nie będzie. O ja naiwny.
Wczoraj poznaliśmy prawdopodobny skład reprezentacji Polski na mecz z Rosją. Franciszek Smuda zapowiadał, że dokona jednej zmiany. Eksperci podpowiadali. - Lewa obrona, Boenisch to dramat - mówił jeden. A drugi dodawał: - Rafał Wolski za Ludovica Obraniaka, jest lepszy technicznie i ma dobry odbiór. Trzeci sugerował, że można by spróbować na skrzydle Kamila Grosickiego od pierwszej minuty. Wszystkie te sugestie miały spory sens. Powiem nawet więcej – zrobienie dokładnie takich trzech zmian wydaje się być rozwiązaniem najlepszym.
Ale Smuda zaskakuje. Jak to on. Rzeczywiście posadzi na ławce Obraniaka, tyle tylko, że w jego miejsce pośle do gry Dariusza Dudkę. Defensywnego pomocnika, trzeciego piłkarza o takiej właśnie charakterystyce, który pojawi się na murawie Narodowego. Informacja wydaje się dość wiarygodna. Podał ją na swoim blogu dziennikarz sport.pl Przemysław Iwańczyk, powołując się na zaprzyjaźnionego ze Smudą innego dziennikarza - Romana Kołtonia.
Fragment wpisu Iwańczyka
na blogu:
Te informację przekazał mi także Mateusz Borek z Polsatu. Roman Kołtoń, który dziś widział się z selekcjonerem, a rozmawiałem z nim w wieczornej audycji Radia TOK FM „Przy niedzieli o sporcie”, zna skład, ale nie chce go na razie ujawniać. Coś czuję, że mówił wymijająco, twierdząc, że Ludovic Obraniak, jeden z najsłabszych piłkarzy z Grekami, jednak wyjdzie w jedenastce. Kiedy jednak usłyszycie zawahanie w jego głosie, być może też wychwycicie, że to blef.
Niestety, tak pewnie będzie. Niestety, bo taka roszada dobitnie pokazuje, jak polska kadra chce zagrać z Rosją. Jednym słowem będziemy się bronić. Cofniemy się, licząc na to, że Rosjanie nie będą w stanie przełamać naszych zasieków. Zagęścimy środek pola w nadziei, że w tej właśnie strefie nasi wtorkowi rywale będą tracić piłkę. A jak już stracą, planujemy ich błyskawicznie kontrować.
Tyle tylko, że ta nadzieja może być złudna. Bardzo złudna.
To jest naprawdę dobre ustawienie, tyle że bardziej na mecz z Hiszpanią, która właśnie w środku pola dominuje nad rywalami. A Rosjanie? Oni w meczu z Czechami pokazali, że atakują całą szerokością boiska. Zatrzymamy rozgrywającego? Nic to, podadzą na skrzydło i pójdzie akcja bokiem, włączy się w nią obrońca. Będziemy w środku odbierać piłkę? I na to będzie taktyka - podanie od razu do napastnika, by ten wyprzedził naszego obrońcę.
Zresztą nawet jak piłkę zabierzemy Rosjanom, z przodu będziemy mieć jednego piłkarza ofensywnego mniej. Jednego mniej do zaskoczenia rywala. Będzie Lewandowski, który wsparcie otrzyma tylko na skrzydłach, od Kuby Błaszczykowskiego i Macieja Rybusa. Jednym słowem nie będzie nikogo kreatywnego w środku boiska. Bo my z błyskotliwości, kreatywności rezygnujemy na rzecz rzemieślników. Zamiast takich artystów (w skali polskiej) stawiamy na wyrobników, walczaków.
Generalnie grając w ten sposób strzelenie gola będzie bardzo trudne. Jego utrata jest dużo bardziej możliwa, bo – nie łudźmy się – nasza linia defensywna, jakkolwiek nie zestawiona, nie należy i nie będzie należała do najpewniejszych. Boenisch? Jak na razie najsłabszy lewy obrońca turnieju, co zresztą żadną niespodzianką nie jest.
Jest jeszcze jeden problem. Gdybyśmy, odpukać, bramkę szybko stracili, trzeba będzie jak najszybciej odmienić swoją grę. A do tego potrzebne byłyby zmiany.
Smuda i wczesne dokonywanie zmian w składzie. Oksymoron. I chyba wszystko jasne.