Już pierwszym opalającym promieniom słonecznym maniacy nie odpuszczą. Gdzieś w przerwie między lekarzem, porannymi zakupami, a wizytą u znajomych, Polacy w wieku emerytalnym zajmują ławki w parku i okoliczne trawniki. Najlepiej, żeby w pobliżu była jakaś woda, chociaż sztuczne oczko, staw. Lata mijają, a kolejne pokolenia przejmują tę tradycję.
Nieważne jaki jest dzień tygodnia. Późną wiosną i latem parki miejskie i kąpieliska w polskich miastach usiane są "opalaczami". Zwykle paradują w negliżu bez jakiegokolwiek wstydu, kierowani chęcią złapania jak największej ilości promieni słonecznych, chęcią wygrzania się po zimie i przed zimą.
Kobiety - w jakimkolwiek biustonoszu w rozmiarze F, o fiszbinach zrobionych z grubych drutów. Kostium kąpielowy jest rzadkością, przeważają te pożółkłe elementy najbardziej intymnej garderoby. Przyłapane w takim stroju w domu, wstydzą się i zakrywają, ale opalanie się to już przecież inna bajka.
Mężczyźni również nie przejmują się wystawianiem swoich ciał na widok publiczny i w przeciwieństwie do wygodnickich kobiet, które wybierają miękkie trawniki, zajmują często ławki i murki. Odziani są w kapelusz, gazetę, i figi - ci bardziej wstydliwi w krótkie spodenki. Eksponują coraz mniej zgrabne nogi i odstające brzuchy i kręcą głową na młodzież, która zamiast przy przy książce czy na randce siedzi ze wzrokiem skupionym na telefonie.
Często to baczni słuchacze i obserwatorzy życia miejskiego. Inni rozwiązują krzyżówki "Jolki" albo czytają "Tele Tydzień". Niektórzy po prostu się opalają i wyglądają, jakby nic nie zaprzątało im głowy. Po prostu zależy im na jak najciemniejszym odcieniu brązu. Ale takiego opalania - oprócz chorób skóry - są pewne konsekwencje.
Po przyjęciu dziennej porcji słońca niektórzy słoneczni sportowcy wsiadają na rowery albo do komunikacji miejskiej. Rozpalone ciała emitują ciepło, które w zatłoczonym autobusie są dodatkowym źródłem upału. Jak kaloryfery. Spocone ciała często nieprzyjemnie pachną, ale kto by zwracał na to uwagę? Przecież w Polsce o infekowanie smrodem komunikacji miejskiej oskarża się tylko bezdomnych i pijaków.
Jesteśmy przyzwyczajeni do widoku półnagich ciał porozkładanych w mieście. Do tego stopnia, że już ich prawie nie zauważamy. Oburzają nas młode kobiety, które opalają się topless, historia zna nawet kilka przypadków procesów sądowych o publiczne eksponowanie biustu. Ale inne spocone i zwykle otyłe ciała zdają się mało kogo obchodzić. Co najwyżej śmieszą.
Podróżując po świecie tego zjawiska nie widzi się zbyt często. Dlatego można stwierdzić, że miejskie opalanie emeryckich ciał w negliżu jest naszą narodową tradycją. Jednak nie każda tradycja jest dobra. Może czas na zmianę przyzwyczajeń?