– Nie muszę się nikomu tłumaczyć z mojego poczucia polskości czy patriotyzmu. Mam takie samo prawo do „polskiego punktu widzenia” jak posłowie oraz senatorowie Prawa i Sprawiedliwości, którzy atakowali mnie podczas sejmowej komisji kultury. To miało charakter publicznego linczu – mówi w rozmowie z naTemat prof. Paweł Machcewicz, historyk, dyrektor powstającego w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej.
W mediach pojawiły się informacje o trzech krytycznych recenzjach muzealnej wystawy stałej...
Co więcej, w środowisku historyków powtarza się informację, jakoby kolejnym recenzentem był prof. Andrzej Nowak. W tekście opublikowanym kilka tygodni temu w tygodniu „wSieci” napisał, że zna scenariusz wystawy i generalnie, mimo zastrzeżeń, ma na jej temat pozytywne zdanie. Ale czy istnieje odrębne, pogłębione stanowisko profesora – tego nie wiem. Otrzymałem tylko trzy recenzje.
Co takiego znalazło się w recenzjach?
Przede wszystkim zarzut dotyczący braku wielu ważnych wątków i tematów na naszej wystawie. Tymczasem, jak się okazuje, zapoznali się oni jedynie ze skrótowym przedstawieniem ekspozycji, choć dostarczyłem do ministerstwa kultury bardzo obszerne materiały, opisujące każdą przestrzeń wystawienniczą.
Mało tego, w dokumencie, z którego korzystali recenzenci, znajduje się stwierdzenie – i to na pierwszej stronie – że jest on niewystarczający do oceny kształtu wystawy i zaleca się zapoznanie z całością materiału, przekazanego do ministerstwa w styczniu br. To powoduje, że zdecydowana większość zarzutów, że czegoś na wystawie nie ma, jest całkowicie chybiona.
Przykładowo były głosy, jakoby nie uwzględniono na ekspozycji wątku niemieckich bombardowań polskich miast we wrześniu 1939 roku. Wątek ten oczywiście jest obecny. Był zarzut, że nie wyeksponowaliśmy tematu zbrodni wołyńskiej – także bezpodstawny. Informacja o tym znajduje się nawet w skrypcie, z którego korzystali recenzenci. Najwidoczniej nie została zauważona. Tak samo, jak przedstawienie tematu rzezi na Woli w czasie powstania warszawskiego. Przykładów jest naprawdę wiele.
Jaki był ogólny przekaz?
Jeden z ogólnych zarzutów mówi o tym, że zbytnio koncentrujemy się na cierpieniu cywilów. Tak rzeczywiście jest, ale nie uważam tego za zarzut! Moim zdaniem, tak powinno wyglądać właśnie muzeum poświęcone konfliktowi z lat 1939-1945. Przecież ta wojna różniła się spośród wszystkich innych głównie tym, że na niespotykaną wcześniej skalę ucierpiała właśnie ludność cywilna. Zarówno III Rzesza, jak Związek Radziecki, prowadziły politykę świadomego wyniszczania i eksterminacji poszczególnych grup narodowych, rasowych i społecznych.
Popatrzymy na polskie straty w tej wojnie – z bronią w ręku poległo ok. 200 tys. ludzi, tymczasem zginęło lub zostało wymordowanych ok. 5 milionów cywilów, polskich obywateli. Moim zdaniem, każde muzeum poświęcone tym zagadnieniom, zwłaszcza na polskiej ziemi, musi się koncentrować na tragedii ludności cywilnej. To jest nasz obowiązek, zgodny z prawdą historyczną.
Rozumiem, że kwestie polityczne i wojskowe są na wystawie obecne?
Ależ oczywiście. Jest np. odrębny dział kampanii 1939 roku, gdzie znalazły się informacje m.in. o życiu w oblężonej Warszawie, niemieckich represjach, ale i opis działań wojennych. Pokazujemy wszystkie kampanie militarne w okupowanej Europie z udziałem polskich żołnierzy – Polskich Sił Zbrojnych, ale też Armii Polskiej utworzonej na Wschodzie. Jest też wielka polityka – osobny dział o konferencjach Wielkiej Trójki, podziale Europy i przesunięciu polskich granic. Tak więc, niestety, to jest trochę walka z wiatrakami. 80 proc. zarzutów o braki w naszej ekspozycji trafia w próżnię.
Jest w końcu głos mówiący o tym, że pokazujemy wojnę jako straszliwe doświadczenie, koncentrując się na kategorii cierpienia milionów osób. Jeden z recenzentów podsumował cały nasz przekaz rzekomo znanym sformułowaniem z czasów PRL: „Nigdy więcej wojny”. Najwyraźniej nie wie, że to nie jest typowo komunistyczne hasło, a ma ono ściśle chrześcijański sens. Używali go papieże Paweł VI i Jan Paweł II. Teraz odwołuje się do niego papież Franciszek. Nie uważam, aby pokazywanie ludzkiego cierpienia miało cokolwiek wspólnego z PRL-owską propagandą.
Bronił Pan swoich racji podczas czerwcowego posiedzenia komisji kultury. Co Pan wtedy usłyszał?
Profesor Jan Żaryn mówił, że twórcom wystawy brakuje „polskiej wrażliwości narodowej”, inny parlamentarzysta zarzucił nam kosmpolityzm. To miało charakter publicznego linczu. Nie muszę się nikomu tłumaczyć z mojego poczucia polskości czy patriotyzmu. Mam takie samo prawo do „polskiego punktu widzenia” jak posłowie oraz senatorowie Prawa i Sprawiedliwości, którzy mnie atakowali.
To, co się wydarzyło na komisji, można było uznać za swego rodzaju zapowiedź krytycznych recenzji.
A jak Pan skomentuje zarzut o zbyt uniwersalistyczne podejście do II wojny światowej?
Nie widzę sprzeczności między uniwersalizmem a polskością. Jesteśmy Polakami, Europejczykami, w większości chrześcijanami, a ściślej katolikami – przecież łacińskie słowo „catholicus” oznacza „powszechny”. Mamy prawo mówić o własnej przeszłości jako części uniwersalnej historii. Dlatego staramy się osadzić nasze, polskie doświadczenie w ogólny, europejski, a nawet światowy kontekst.
Tymczasem prof. Żaryn napisał, że wystawę cechuje „pseudouniwersalizm”. Nie wiem co to oznacza, aczkolwiek uniwersalizm to dla mnie umiejętność zrozumienia doświadczeń i cierpień innych ludzi, a także zdolność pokazania naszych doświadczeń tak, aby inne narody mogły nas zrozumieć. Mówienie uniwersalistycznym językiem jest dla mnie niewątpliwą zaletą.
To wyważanie otwartych drzwi. Chciałoby się zapytać, czy ja nie jestem polskim historykiem? Czy zespół pracowników muzeum to nie Polacy? Rodzi się pytanie, czy my też mamy prawo wyrażać nasze punkty widzenia. Różnimy się w poglądach, spieramy się o historię, bo to istota pluralizmu. Ale ja nikogo nie oskarżam, że nie ma „polskiej wrażliwości narodowej”, a pod moim adresem takie zarzuty padają. To jest dla mnie nie do przyjęcia.
Na sejmowej komisji kultury Pańscy krytycy wspominali przecież o sporze ideowym.
Tak, on jest przecież czymś naturalnym. Historia to coś żywego, budzi emocje. Różnijmy się między sobą, ale różnijmy się pięknie. Zresztą jestem przekonany, że gdyby krytykujący nas recenzenci obejrzeli naszą wystawę, przynajmniej częściowo zmieniliby zdanie.
Przede wszystkim, mam nadzieję, zobaczyliby, że nie ma żadnego innego muzeum w Polsce, które w tak szczegółowy sposób przedstawia polską walkę i polską martyrologię. To pomnik zbudowany Polskiemu Państwu Podziemnemu, polskiej drogi do wolności. To, że wiele mówimy też o losie cywilów, w żadnym wypadku nie przynosi tej opowieści uszczerbku.
Jaka będzie najbliższa przyszłość muzeum?
Nie mam żadnej informacji. Bardzo się niepokoimy, bo nie wiemy, jakie są intencje ministerstwa. Według przepisów prawa 6 sierpnia minister może zlikwidować nasze muzeum i powołać w jego miejsce nową instytucję kulturę, choć o tej samej nazwie. Bez obecnej Dyrekcji, bez Rady Powierniczej, bez dotychczasowego programu i statutu, być może z inną wystawą.
A co ze zgromadzonymi do tej pory muzealiami?
Nie potrafię wyobrazić sobie takiej sytuacji. Duża część eksponatów to depozyty rodzinne – wiele osób już zapowiedziało, że wycofa swoje pamiątki. To przedmioty o ogromnej wartości historycznej. Choćby osobiste rzeczy płk. Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”, dowódcy AK na Wileńszczyźnie – jeśli placówka nie powstanie w zapowiadanym kształcie, nie trafią na ekspozycję. Takich przykładów jest mnóstwo.
Zgromadziliśmy tysiące unikalnych eksponatów. Powstał cały „ruch społeczny”, który żywo interesuje się ich losem. Decyzja o likwidacji muzeum, które nie jest tylko urzędem, a pewną ludzką wspólnotą, byłaby drastyczna i niczym nieusprawiedliwiona. To ruch szkodliwy dla polskiej pamięci historycznej. Byłoby ogromną stratą dla naszego kraju, gdyby wystawa stworzona przez wybitnych światowych i polskich historyków, nie ujrzała światła dziennego.
Historyków różnych poglądów?
Oczywiście, a mimo to przez 8 lat wspólnie tworzyliśmy muzeum. Zależy nam, aby opinia publiczna zapoznała się z tym, co przygotowaliśmy. I wtedy, jeśli do tego dojdzie, będzie miejsce na wielką rzeczową dyskusję o wystawie, która przecież nie każdemu musi się podobać.
Chciałbym, żebyśmy dostali szansę. Tak jak Muzeum Powstania Warszawskiego, które budzi ogromne zainteresowanie. I słusznie.