Rumuńskie plaże pękają w szwach. To na nie uciekli turyści, którzy dotąd wybierali Tunezję, Egipt, Turcję, czy Grecję.
Rumuńskie plaże pękają w szwach. To na nie uciekli turyści, którzy dotąd wybierali Tunezję, Egipt, Turcję, czy Grecję. Prawo autorskie: radub85 / 123RF Zdjęcie Seryjne

Turcy przekonują, że nic się u nich wielkiego nie stało i zapraszają na wakacje, ale jakoś lecieć tam strach. Podobnie jest od wielu sezonów z Egiptem. O Tunezji można zapomnieć. Na Zachodzie też nie jest najbezpieczniej... Czy gdzieś został więc bezpieczny wakacyjny raj? Wszystko wskazuje na to, iż staje się nim Rumunia! Niszowe dotąd kurorty zbudowane przez Nicolae Ceaușescu nagle nie dają rady pomieścić wszystkich chętnych.

REKLAMA
Czas ucieczek
Nad "rajami traconymi" w Afryce Północnej i nad Morzem Śródziemnym płaczą nie tylko Polacy. Były to ulubione kierunki prawie wszystkich europejskich nacji. Dla turystów z dawnego bloku wschodniego były osiągalne cenowo, a dla Niemców, Brytyjczyków i Skandynawów po prostu bajecznie tanie.
Ale z tym koniec. Wiele tunezyjskich kurortów upadło, a do tych które funkcjonują turyści boją się przyjeżdżać w obawie przed terrorystami. W Egipcie niby sytuacja jest stabilna, ale wiele zachodnich resortów dyplomacji stanowczo odradza i ten kierunek. Beneficjentem ich kłopotów mogłaby być Turcja, gdyby tylko sama lepiej opierała się terrorystom i nie doszło tam do ostatnich szokujących wydarzeń politycznych.
Gdyby nie "zielone ludziki" na Krymie, wielu pewnie poszukałoby słońca i pięknych plaż właśnie tam. Gdyby nie kryzys migracyjny, tłumy nadal ciągnęłyby na greckie wybrzeże, ale dziś nie można mieć tam pewności, że morze za chwilę nie wyrzuci zwłok maleńkiego uchodźcy, który utonął uciekając do Europy. Inwestycja w drogie wczasy na Lazurowym Wybrzeżu też nie gwarantuje bezpieczeństwa. Wszyscy pamiętają o Nicei...
"Wszyscy do Rumunii!"
Na tym wszystkim swojej szansy szukają mniej popularne dotąd wakacyjne miejscówki, z polskimi miejscowościami nad Bałtykiem włącznie. Dość niespodziewanie książki meldunkowe pokazują jednak, że rzesza europejskich turystów z "rajów utraconych" uciekła wprost do Rumunii. W tym przede wszystkim do miejscowości takich, jak najstarszy rumuński kurort Mamaja.
Jeżeli właśnie przyszło Wam do głowy, by wakacyjne plany (lub bezplan) zmienić na wyjazd w tamte okolice, ostudźcie swój zapał. W najciekawszych miejscowościach nad rumuńskim wybrzeżem Morza Czarnego nie ma ani jednego wolnego miejsca na wiele tygodni. Przyzwoitą kwaterę może uda się wywalczyć na wrzesień.
A nawet w tych mniej przyzwoitych, gdzie panuje mały bałagan pojawiają się podobno momenty, gdy obłożenie sięga... ponad 100 proc. Czyli, że rumuńscy recepcjoniści byli tak skołowani nagłym wysypem chętnych do plażowania się u nich, iż popełniali przy rezerwacjach błędy i teraz jeden pokój może czekać na co najmniej dwóch różnych klientów.
Bariera psychologiczna
Konieczność rezygnacji z ulubionych wczasowych kierunków zmusiła Europejczyków do czegoś, na co nie mogli zdobyć się od bardzo wielu lat. Na rozprawienie się ze stereotypowym myśleniem, które dla Rumunów było wyjątkowo kosztowne. Bo jak to brzmi "jechać do Rumunów", "bawić się w Rumunii". Nie tylko w języku polskim od razu pojawiają się głównie konotacje z brudem, biedą, żebractwem i przestępczością.
Tymczasem na miejscu nie zobaczymy tego zbyt wiele. Jasne, że w Rumunii wciąż widać to, iż bardziej od wojen zniszczyła ją zafundowana przez komunistów bieda, ale obrazki na ulicach niewiele różnią się już od tych w Grecji, Turcji, a tym bardziej Egipcie. Statystyki przestępstw są natomiast znacznie niższe niż w tych krajach. Cała Rumunia to dziś przecież jeden z najbezpieczniejszych krajów Unii Europejskiej.
A nadmorskie kurorty to teraz już naprawdę oczko w głowie władz. Po tym, gdy w połowie lipca szefowa najważniejszej w Rumunii organizacji turystycznej FAPT Corina Martin ogłosiła, iż w Mamai, Vama Veche, Venus, Eforii, Konstancy i wszystkich innych mniejszych miejscowościach nadmorskich padł historyczny rekord, rząd wysłał tam profilaktycznie jeszcze więcej funkcjonariuszy niż zwykle.
Zaczęły się też negocjacje z najważniejszymi w regionie liniami lotniczymi obsługującymi czartery. By przestały marnować czas i paliwo na loty do Turcji i zwiększyły liczbę startów do Rumunii. Przyspieszają też plany budowy nowego lotniska, bo obecne takiego natężenia ruchu zaraz nie wytrzyma.
Polacy to pokochają
Wracając jeszcze do słów szefowej FAPT trzeba dodać, że Corina Martin nie zapomniała wspomnieć o tych, którym którym turystyka jej kraju najnowsze rekordy przede wszystkim zawdzięcza. Czyli Polakom! - Wybierają szczególnie kurorty na południowym wybrzeżu, gdzie są niższe ceny - dodała.
Ale tak naprawdę ceny w całej Rumunii mogą być dla turystów z Polski atrakcyjne. I wygodne. Ceny wyrażone w lejach można czytać bowiem tak, jakbyśmy posługiwali się złotówkami. 1 lej jest bowiem wart ok. 0,97 zł. I ceny za poszczególne produkty i usługi też niewiele się różnią. A jeśli nawet są odrobinę wyższe od tych nad Bałtykiem, to przynajmniej można tłumaczyć sobie, że różnica idzie na poczet pewnego słońca i codziennie wysokich temperatur.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl