We wtorek media obiegła informacja o tym, że w Warcie prawdopodobnie odnaleziono zwłoki poszukiwanej od kilku miesięcy Ewy Tylman. Według nieoficjalnych informacji, to na 99 proc. zaginiona poznanianka. Jak dowiedziała się poznańska "Gazeta Wyborcza", po odnalezieniu ciała w prosektorium miało dojść do skandalicznej sytuacji z udziałem pracowników firmy pogrzebowej.
Dowodem w tej sprawie mają być nagrania z monitoringu umieszczonego w zakładzie medycyny sądowej. Kiedy policja dowiedziała się o zachowaniu pracowników firmy pogrzebowej, odebrała im telefony. Prawdopodobnie mężczyźni usłyszą zarzuty z paragrafu o znieważeniu zwłok i utrudnianiu śledztwa.
Mężczyźni, tuż po przewiezieniu ciała do zakładu medycyny sądowej, mieli otworzyć worek, w którym umieszczono ciało, i robić sobie z nim zdjęcia.
Policja, pracownicy zakładu i pełnomocnik rodziny Ewy Tylman są zgodni - to zachowanie było skandaliczne i było wyrazem pogardy wobec zmarłego.
Okazuje się, że sprawa zaginionej poznanianki wzbudza tyle emocji, że mężczyzna, który zauważył ciało i powiadomił o tym odpowiednie służby, przed przyjazdem policji również zrobił zdjęcia i filmy, które przedstawiają kobiece zwłoki. Następnego dnia zgłosił się do jednej z poznańskich redakcji i zaproponował, że pozyskane materiały filmowe sprzeda za 4 tysiące złotych, a zdjęcia za tysiąc. Został już zatrzymany przez policję.
Od listopada 2015 roku w Poznaniu i okolicach trwały poszukiwania Ewy Tylman.
W nocy z poniedziałku na wtorek w Warcie znaleziono zwłoki, które według policji "na 99,9 procent" są zwłokami zaginionej kobiety. Wskazują na to m.in. elementy garderoby, a przede wszystkim karta płatnicza. 100-procentową pewność miała dać sekcja zwłok, która we wtorek rano zaczęła się w poznańskim Zakładzie Medycyny Sądowej. Nie udało się jednak ustalić przyczyny zgonu, ze względu na to, że ciało było w stanie głębokiego rozkładu.