Kadr z filmu "Pulp Fiction".
Kadr z filmu "Pulp Fiction". Fot. materiały promocyjne

Są takie filmy i seriale, o których nie wypada wypowiadać się źle na forum. Natychmiast odezwą się członkowie „sekt”. W skrajnych przypadkach krytykant może stać się ofiarą social mediowej nagonki. Z drugiej strony, jest to doskonały sposób na wsadzenie kija w mrowisko.

REKLAMA
Okazuje się, że internauci lubią krytykę filmową, która jest zgodna z opinią mainstreamu. Choć raczej nie ma czegoś takiego, jak krytyka obiektywna, bo przecież każdy odbiera dzieło filmowe w sposób subiektywny, na co składa się wiele czynników, na przykład doświadczenia życiowe. Jednak jest grupa produkcji, na które po prostu nie powinno się psioczyć.

Filmy tak złe, że aż dobre

logo
Kadr z filmu "Megaszczęki kontra Megamacki". Fot. materiały promocyjne
Czyli te określane mianem filmów klasy B, a te najgorsze z najgorszych - Z. Kto o zdrowych zmysłach napisze, że „The Room” Wiseau jest zły? Przecież to oczywiste i właśnie to zapewniło reżyserowi sławę. Nikt nie wytknie błędów operatorskich i logicznych w „Martwicy Mózgu”, w „Morderczej Oponie” czy w "Megaszczęki kontra Megamacki", bo taki był zamysł filmu. To tak, jakby mówić, że wata cukrowa nie jest smaczna, bo składa się z samego cukru, który jest niezdrowy. Sekta „filmy tak złe, że aż genialne” natychmiast wyśmieje takiego krytykanta. I słusznie.
Do tej kategorii można zaliczyć również filmy i seriale, których targetem są nastolatki, ale oglądają je również starsze osoby. Serial "Plotkara" cieszył się tak ogromnym zainteresowaniem, że mimo zakończenia jego emisji fan kluby wciąż działają i lepiej z nimi nie zadzierać. Tak samo jak z miłośnikami filmów z serii "Zmierzch", którzy mogą na czepialskiego ściągnąć wampirzo - wilkołaczą klątwę.

Klasyki filmowe

logo
Kadr z filmu "Do utraty tchu" Jeana Luca Godarda. Fot. materiały promocyjne
Czyli takie, których się nie krytykuje, ale omawia. Każdy, kto nie jest wielkim autorytetem w dziedzinie krytyki filmowej i stwierdzi, że „Casablanca” jest dziełem przecenianym, albo że denerwuje go teatralność filmów Felliniego, a filmy Jean Luca Godarda to przeintelektualizowany bełkot, lub obrazi „Człowieka z żelaza” Wajdy, może liczyć się z publicznym linczem.

Natychmiast padają oskarżenia o nieznajomość historii kina, niezrozumienie poetyki filmu i brak szacunku do dzieła, które powstało kilkadziesiąt lat temu. Ci sekciarze, u których w domach wiszą plakaty z filmu „Frantic” Romana Polańskiego, walczą w dobrej sprawie.

Filmy oglądane z sentymentu

logo
Kadr z filmu "Dennis rozrabiaka". Fot. materiały promocyjne
Wielu pewnie zdaje sobie sprawę z tego, że filmy, które tak bardzo podobały nam się w dzieciństwie, niekoniecznie podobałyby się nam w dorosłości. „Kevina samego w domu” mamy okazję oglądać co Boże Narodzenie, „Gang urwisów” co kilka lat leci na jednym z kanałów filmowych, a „Dennis Rozrabiaka” często serwowany jest przez jedną z popularnych stacji telewizyjnych w niedzielne popołudnia.
Nasze postrzeganie świata i sztuki z biegiem lat dojrzewa, zmieniają się nasze gusta i zaczynamy dostrzegać to „zło”, które powoduje, że mamy ochotę przełączyć kanał. Tak jest również przypadku „Matrixa”, tak jest w przypadku „Titanica”. Jednak te filmy po latach są poza zasięgiem krytyki. Bo co z tego, że ktoś powie, że hit Wachowskich jest bardziej śmieszny niż dobry? Sekta pod tytułem „Matrix Fan Club” i „ Kocham Titanica” da nam do zrozumienia, że jesteśmy niesprawiedliwi i złośliwi.

Filmy kultowe

logo
Kadr z filmu "Gwiezdne Wojny - Nowa nadzieja". Fot. materiały promocyjne
Krytykowanie tych filmów jest źle widziane nie tylko w sieci, ale też w towarzystwie. Szok wywołuje informacja, że ktoś nie widział „Pulp Fiction” czy jakiejkolwiek części „Jamesa Bonda”. Można tych produkcji nie lubić, nie ma przecież przymusu, ale w tym przypadku zakazane jest wytykanie błędów "w sztuce filmowej". Nie wolno krytykować "Gwiezdnych Wojen" i "Star Treka". Ten drugi ma silną grupę fanów - trekkerów, którzy poświęcają serialowi cały swój wolny czas.
Sekciarze zadadzą pytanie - „kim ty jesteś, żeby pisać takie rzeczy o świętości? Ten film jest jaki jest i za to go kochamy.” W Polsce do takiej grupy obrazów zalicza się „Samych Swoich”, „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” i „Misia".

Filmy o superbohaterach

logo
Kadr z serialu "Daredevil" z 2015 roku. Fot. materiały promocyjne
Walki potworów, starcia superbohaterów, efekty specjalne - można to krytykować, ale lepiej zachować swoje przemyślenia dla siebie. Ci sami ludzie, którzy jeżdżą na zjazdy fanów komiksów Marvela i na Comic Con, mogą się nieźle wściec. Dla nich te obrazy to coś więcej niż zbiór stopklatek. To ich pasja, całe życie.
Tylko oni, w swoim własnym gronie, mają prawo krytykować kolejne hity kinowe - bo nie oszukujmy się, znają się na tym najlepiej. Mogą ich denerwować niedociągnięcia i niechlujne odwzorowanie postaci. Krytycy mogą czepiać się kwestii technicznych, żartów, które niestety często pojawiają się w tych filmach, czy kwestii traktowania kobiet, ale w tym przypadku to wszystko nie ma przecież znaczenia. Tutaj chodzi o supermoce.

Napisz do autorki: barbara.kaczmarczyk@natemat.pl