
Najpierw natknęłam się na małą wieś Budziszewko w Wielkopolsce i wielki lokalny konflikt. Jeden z mieszkańców chce wybudować chlewnię świń i nie może, bo wieś protestuje. – Zawiązała się prawdziwa koalicja przeciwko smrodowi. Taki jest chłop XXI wieku! – mówi mi z uśmiechem sołtys. Ale potem temat zaczął rozszerzać się coraz bardziej. Okazało się, że takich Budziszewek w Polsce jest mnóstwo. I nigdzie na wsi nie chcą dziś wielkich hodowli świń! Tak zmieniła się polska wieś.
Sołtys Budziszewka osobiście słyszy, że zatruje całą wieś. Mówi o zazdrości i nienawiści. Broni syna i przekonuje, że zapach, owszem, może być wyczuwalny, ale tylko do 100 metrów od chlewni. Tymczasem protestują nawet ci, którzy mieszkają dwa kilometry dalej. I nawet ci, którzy sami hodowali kiedyś świnie, nie mówiąc o tych, którzy mają je do dziś. Oczywiście, w dużo mniejszych, nie przemysłowych ilościach.
"Ferma w Budziszewku ma powstać blisko jeziora, w obszarze chronionego krajobrazu, blisko domków letniskowych i szlaków rowerowych, 1000 metrów od gospodarstwa agroturystycznego. W Budziszewku znajduje się obszar chronionego krajobrazu "Dolina Wełny i Rynna Gołaniecko-Wągrowiecka". Akt prawny ustanowienia obszaru chronionego krajobrazu wyraźnie zakazuje budowy dużej chlewni (powyżej 300 jednostek przeliczeniowych) i całkowity zakaz budowy chlewni bez ściółkowych".
Hodowla zwierząt na wsi, dziś jest poważnym problemem. Tereny wiejskie bowiem coraz częściej zamieszkiwane są przez ludzi niezwiązanych z produkcją rolną, stają się siedliskiem, ostoją i miejscem wypoczynku dla „miastowych”. Ci, pomimo że chętnie sięgają w sklepie po wieprzowinę, nie chcą sąsiadować z chlewniami. Mało tego, protestują również okoliczni rolnicy. Czytaj więcej
Dziś na wsi też chcą mieć czystość i spokój, żadne wielkie inwestycje nie są im potrzebne. – Większość ludzi ucieka na wieś nie po to, by oddychać nieświeżym powietrzem, tylko wręcz przeciwnie. U nas są trasy rowerowe wyznaczone, są ścieżki krajoznawcze. Chcemy przyciągnąć turystów. Ta chlewnia nijak ma się do tego – słyszę od jednej w mieszkanek Starych Wierzchowisk pod Lublinem, gdzie mieszkańcy na razie zablokowali budowę chlewni na kilkaset świń.
Komitet protestacyjny powstał niedawno w Rąbczynie pod Wągrowcem. Za inwestycją było tylko 3 mieszkańców. W Gradzanowie Zbęskim pod Mławą przerażenie wywołała zapowiedź hodowli 12 tysięcy świń. – Żaden człowiek, który ma dom obok, tego nie wytrzyma. To, co szykuje nam inwestor, oznacza tylko jedno – nasz koniec – mówili niedawno reporterowi Radia dla Ciebie. "Świniom jest wszystko jedno, gdzie mieszkają, nam nie", "Tysiąc świń koło domu, tego nie życzymy nikomu!" – z takim transparentami protestowali mieszkańcy Chróściny Opolskiej. Przykładów w ostatnich miesiącach jest mnóstwo. – Z tego co wiemy to 90 procent takich inwestycji jest oprotestowywanych – mówi Zbigniew Nowak.
Tam, gdzie chlewnie powstały, wielu ma już dość. "Gazeta Lubuska" cytuje mieszkańców Myszęcina w gminie Szczaniec, gdzie chlewnia powstała: "W nocy dzieci się duszą, nie możemy oddychać, okna otworzyć".
Mieszkańcy Myszęcina skarżą się na bóle głowy. Dodają, że potracili kontakty towarzyskie, nikt nie chce tu przyjeżdżać, bo we wsi śmierdzi i są roje much. Jako jednoznaczną przyczynę wskazują tuczarnię trzody chlewnej. Doszukują się nieprawidłowości w kontrolach i nie odpuszczają. - Uporczywy smród i fetor daje nam pełne podstawy by twierdzić, iż działalność ta rażąco narusza przepisy, normy i ustawy jakimi powinni się kierować właściciele - napisali do wójta, z prośbą o przeprowadzenie szczegółowej kontroli tuczarni. Czytaj więcej
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
