„Sugar Man” reż. Malik Bendjelloul, Szwecja, Wielka Brytania 2012
Czego by nie mówić o Oscarach, filmy, które otrzymują statuetkę dla najlepszego dokumentu to produkcje, które podobają się nawet widzom, którzy ostatnie podejście do kina dokumentalnego zaliczyli na lekcji biologii. Taki jest też w przypadku „Sugar Mana”. Bendjelloul opowiada historię kultowego w RPA muzyka, którego piosenki w latach 70. okupowały tamtejsze listy przebojów i do dziś umie je zanucić każde dziecko. Co ciekawe, Rodriguez wydał obie płyty w Stanach i mimo że producenci wróżyli mu karierę na miarę Boba Dylana, spotkały się z całkowitym brakiem odzewu, a muzyk zapadł się pod ziemię. Reżyser sprawdza kolejne, często prowadzące na manowce tropy. W końcu udaje mu się spotkać z Sixto, który opowiada mu swoją historię. Jednak Bendjelloul też ma mu coś do powiedzenia...Pracujący przez lata na budowie Rodriguez nie ma pojęcia, że ktokolwiek poza garstką melomanów go kojarzy, a co dopiero, że istnieje kraj, gdzie nie ma osoby, która nie znałabym napisanych przez niego przed ponad czterdziestoma laty słów.