Nieoczekiwanie 83-letnia aktorka staje w obronie ZUS-u i przekonuje, że ma już dość "skowytu oszukanych pupilków". – To moi koledzy, lubię ich, ale w tej sprawie nie mam litości. Żadna z osób, które dziś narzekają na wysokość swojej emerytury nie napisała, ile w rzeczywistości zapłaciła składek przez te 40 czy 50 lat pracy. A przecież, aby wyciągnąć coś systemu, trzeba najpierw coś tam wpłacić. Ja na przykład jeszcze za komuny płaciłam wysokie składki. Dziś mam wysoką emeryturę. Wystarczającą zarówno dla mnie, jak i nawet dla mojego psa - przekonuje w naTemat.
Niedawno ZUS rozpoczął masową akcję wysyłania przyszłym emerytom wyliczeń, ile wyniesie ich emerytura. I jak zwykle rozpoczął się koncert narzekań. Do chóru "oszukanych" przez system dołączył piosenkarz Zbigniew Wodecki. Po 50 latach pracy na estradzie ZUS wyliczył mu 1400 złotych emerytury.
– Ja na emeryturze bym umarł. I chyba nie tylko ja, ale też wszyscy ludzie, którzy pracują w tym zawodzie, wymagającym wiecznego popisywania się i wysłuchiwania braw – poskarżył się Zbigniew Wodecki w rozmowie z „Super Expressem". Przyznaje, że dlatego wciąż nie schodzi ze sceny. Właśnie trwa jego letnia trasa koncertowa. Zaledwie kilka dni temu był w Jastarni odśpiewując swój żelazny hit dla wakacyjnej publiki - "Chałupy welcome to". Musi to wciąż śpiewać, inaczej nie przeżyje do pierwszego.
"Oszukane pupilki"
To już kolejna gwiazda skarżąca się na głodową emeryturę. Rok temu Krzysztof Cugowski, wokalista Budki Suflera, ujawnił, że jego emerytura wyniesie zaledwie 570 złotych. Wcześniej na skromne 1000 zł z ZUS-u pomstowała piosenkarka, Maryla Rodowicz. To oczywiście nie koniec, bo narzekanie na ZUS stało się tak modne, jak bywanie na festiwalu gwiazd w Międzyzdrojach. Beata Tyszkiewicz, aktorka, ujawniła mediom swoje świadczenie – 1080 zł. Jerzy Połomski w rozmowie z Onetem wyznał, że otrzymuje 1500 zł miesięcznie, zaś piosenkarz Andrzej Rosiewicz ma otrzymywać 590 zł. Wszyscy wyrażają swoje rozczarowanie, bo przecież przepracowali po 40 czy 50 lat na scenie, a teraz ZUS przeraża ich swoimi bezwzględnymi kalkulacjami.
– Widocznie żadna z tych gwiazd nie płaciła wystarczająco wysokich składek - komentuje Zofia Czerwińska, twierdząc, że dzisiejsi narzekacze to pupilki poprzedniego systemu. W czasach PRL piosenkarze i aktorzy korzystali z licznych przywilejów. Między innymi płacili symboliczne składki na ubezpieczenie emerytalne - od 14 groszy rocznie w latach 70. i 80. do 3,19 zł po podwyżce w 1989 roku. W latach 90. składka dla piosenkarzy wynosiła 1909,60 zł rocznie. Artyści płacili jednak ubezpieczenie, o ile w ogóle zadeklarowali działalność artystyczną.
– Jestem na emeryturze twórczej i mam ponad 3 tys. złotych miesięcznie. Nie narzekam, bo już wcześniej pomyślałam o zabezpieczeniu przyszłości - mówi aktorka. Opowiada, że choćby latach 1980-87 można było zadeklarować ryczałtem wysokie zarobki z działalności artystycznej, czyli 120-300 tys. złotych rocznie (kwoty w "starych złotych" jeszcze sprzed dewaluacji polskiej waluty). Od tych dochodów należało odprowadzać proporcjonalnie wyższe składki np. 3600 zł rocznie. Aktorka znana z ról w filmie "Miś", serialach "Alternatywy 4" czy "Czterdziestolatek", płaciła składki od najwyższych stawek, a kilka lat po produkcji kultowego "Misia" (film powstał w 1980 roku) przeszła na emeryturę.
Warunki dla artystów pracujących w PRL i tak były bardzo atrakcyjne, bo przeciętny robotnik płacił kilkukrotnie więcej. Jednak wiele polskich gwiazd świadomie i lekkomyślnie unikało płacenia składek. Nie mówiąc już o opodatkowaniu dolarowych chałtur w USA. Zaledwie jeden czy dwa procent twórców skorzystało z opcji płacenia wyższego ubezpieczenia emerytalnego - wynika z danych ZUS. Mechanizm opisywaliśmy dokładniej, wyjaśniając zagadkę niskiej emerytury Krzysztofa Cugowskiego.
Dlatego Czerwińska w mocnych słowach obnaża manipulacje kolegów z branży: – Trzeba było było pomyśleć zawczasu, a nie skamleć dziś – kwituje narzekania.
Życie składkowe
Tymczasem ZUS kończy już tegoroczną akcję wysyłania ubezpieczonym druków Informacji o Stanie Konta Ubezpieczonego. Adresaci dowiadują się z nich, na ile ZUS prognozuje ich przyszłą emeryturę. Rozczarowanych jest znacznie więcej.
Wyliczenie świadczenia przez ZUS to przeprowadzenie prostego zadania matematycznego polegającego na podzieleniu zebranych składek przez średnie dalsze trwanie życia na emeryturze. Zakład bowiem nie bierze danych z kosmosu, ale z konta i subkonta emerytalnego. Tam zaś zapisane jest nasze całe składkowe życie - przekonuje rzecznik ZUS.
Niejednokrotnie wstawiają skany korespondencji na swoje konta w serwisach społecznościowych z komentarzami w stylu: „tyle ZUS chce mi dać na starość” albo „po co płacić składki, gdy ZUS wylicza mi marną emeryturę”. Sugerowanie, że to od ZUSu zależy ile dostaniemy na starość jest z gruntu rzeczy fałszywe. Przyszła emerytura zależy tylko od wartości zgromadzonych składek.Czytaj więcej