Z założenia "Legion Samobójców" miał sprawić, że filmowa adaptacja komiksów DC wreszcie będzie hitem. Obiecywały to dobre zwiastuny i wielkie nazwiska, wyszła klapa. Recenzenci piszą, że dawno nie widzieli niczego gorszego, choć zdarzają się tacy, którzy uważają, że obraz o antybohaterach ratujących świat jest "ok". Bardziej niż ok jest natomiast ona - 25-letnia Australijka Margot Robbie. Wyrastająca na wielką gwiazdę współczesnego kina.
Dziewczyna z farmy
Urodzona w 1990 roku Margot dorastała na australijskiej farmie i nie w głowie jej były czerwone dywany i sukienki od projektantów. Mając zaledwie 16 lat pracowała na trzy etaty, pierwsze płatne zajęcie wykonywała już jako 10-latka. Jeszcze w liceum nauczyciele stawiali, że będzie prawniczką - sama Robbie myślała o organizowaniu imprez. Oceny uniemożliwiły jej wejście na taką ścieżkę kariery, ale specjalnie się tym nie przejęła. Po prostu zajęła się czymś innym. – Pomyślałam sobie: „Nie to nie. Spakuję walizkę i będę jeździć po świecie”. I byłam gotowa to zrobić! Po czym dwa dni później dostałam rolę w serialu „Sąsiedzi” – mówi polskiej dziennikarce Yoli Czaderskiej-Hayek.
O aktorstwie wiedziała niewiele, ba, nie znała nikogo, kto wykonuje ten zawód i początkowo traktowała go jak formę zabawy. Wcześniej zabawę dawały jej sprzedaż desek surferom, robienie kanapki w Subwayu, opieka nad dziećmi i stanie na zmywaku. Przyznaje się do tego wszystkiego bez oporów. Ale to dopiero serial dał jej finansową wolność, co nie znaczy, że wszystko przepuszczała na zachcianki - zarobione pieniądze wystarczyły, by wyjechała do Ameryki.
"American dream" nie ziścił się natychmiast, wielu na jej miejscu by zrezygnowało, konkurencja nie śpi, a zwłaszcza w Los Angeles. Niespełnionych kolegów po fachu są tam na pęczki. Dlaczego Australijka miałaby się przebić? Postawiła wszystko na jedną kartę: opłaciła zajęcia aktorskie, zatrudniła też specjalistę od akcentu. – Wiedziałam, że o pierwsze role w Hollywood będę musiała walczyć na przesłuchaniach. Dlatego chciałam się do nich przygotować na tyle, na ile to możliwe. Wejść do pokoju z przekonaniem, że mogę dać z siebie wszystko. I dzięki temu jakoś się udało – opowiada.
Zdobycz i ozdoba
"Jakoś" w przypadku 25-latki to rola u Martina Scorsese po wielu epizodach. "Uważam, że często będzie obsadzana w rolach podobnych do tej. Świetnie się wkomponowuje swoją "słodkością" i typem urody jako zdobycz i ozdoba dla głównego bohatera" – pisze o Robbie użytkownik Filmwebu. Robbie wcieliła się w kobietę marzeń, taką, którą męski widz chętnie widziałby w swoim łóżku. Ona sama siebie tak nie postrzega. Kiedy zmyje makijaż i się uśmiechnie jest zwyczajną dziewczyną z farmy, ciężko pracującą na swój sukces.
Nie dostałaby angażu do filmów, które wymagają od niej psychicznego wysiłku, głębszej refleksji ani nominacji do prestiżowych nagród, jeśli młoda Australijka nie byłaby dobra w swoim fachu. A jest i przyćmiewa talentem nawet bardziej doświadczonych kolegów po fachu. Stanęła oko w oko z Leonardo DiCaprio, aktorem totalnym, nieuznającym półśrodków. W "Wilku z Wall Street" nie grała, ona była Naomi Lapaglią. Dlatego miała łatkę seksbomby. Jest piękna - to fakt, urodą dorównuje top modelkom, twarzą i ciałem promuje zapach Calvina Kleina Euphoria, nosi ciuchy warte miliony dolarów. Dlatego zaskakuje, kiedy mówi, że mieszka z grupą znajomych w ciasnym mieszkaniu i lubi hamburgery.
Waga to drażliwy temat dla hollywoodzkich, topowych aktorek. Wychodzące z morderczych treningów są na celowniku paparazzi. Często opowieści o zrzucaniu wcale nie zbędnych kilogramów stanowią oś rozmów. Kamera dodaje, na żywo sławne panie są cienkie niczym źdźbło trawy. Szczupła Margot przekonuje, że nie katuje się ćwiczeniami i restrykcyjną dietą, można jej wierzyć albo nie, ale wyznania pt. "Nie będę odchudzać się na siłę" robią jej dobry PR. Jako Jane, ukochana Tarzana, chciała wyglądać jak kobieta, która żyła w XIX wieku - mieć co trzeba w biodrach i biuście. Medialny hit gotowy. Kiedy mówi o miłości do żywności typu fast food zyskuje w oczach dziennikarzy, punktując zwłaszcza wśród fanów.
Pierdylion dolarów i kontrolowane szaleństwo
Robbie zbliża się do momentu w którym będzie mogła przebierać w propozycjach. Zarabia nieźle, ale nie wydaje na torebki i buty. A byłaby w stanie trzymać w domu ich sporą kolekcję. – Kiedy mam ochotę kupić sobie coś drogiego, odzywa się we mnie jakiś głos: „Przecież to idiotyzm wyrzucać tyle forsy na coś, co tak naprawdę nie jest ci potrzebne” – wyjaśnia – Tylko raz w roku przestaję się hamować. Jestem w stanie wydać pierdylion dolarów na prezenty pod choinkę dla rodziny i znajomych. I świetnie się przy tym bawię.
Pieniądze to dodatek ułatwiający życie. Margot pochodzi z rodziny liczącej się z każdym groszem, pamięta czasy, gdy było źle. Inaczej po tylu komplementach, jakie usłyszała, przy całym uznaniu branży i oddaniu wielbicieli, rola Harley Quinn w "Legionie Samobójców" przypadłaby może komu innemu. A tak jesteśmy świadkami chwili chwały Australijki. Krytycy filmowi i kinomani zakochali się w szalonej bohaterce, ratującej świat i film. "Legion..." jest ponoć tak zły, że bolą zęby, ale dla niej warto pocierpieć. Czy genialny występ przyniesie dziewczynie nominację do Oscara? Na razie Robbie cieszy się tą przyznaną przez nastolatków. Wcześniej mogła dostać Złoty Popcorn ("Wilk z Wall Street", "Focus") i nagrodę BAFTA (Największa aktorska nadzieja kina). Za parę lat powinna zgarnąć je z palcem w nosie.
Kto by przypuszczał, że aktorka bała się porażki po "Wilku..."? – Myślałam, że jestem skończona. Oczekiwania były ogromne – przyznała. Sama dużo od siebie wymaga. Do każdej roli przykłada się jak najpilniejsza uczennica, widać to też po dobieranych przez nią projektach. Nic, że zagrała żonę bankiera w blockbusterze, bo zaraz pojawiła się w "Z jak Zachariasz", postapoliktycznym dramacie na trzech aktorów. Mądrze buduje markę "Margot Robbie", prywatnie niewiele o sobie zdradzając. Dopiero niedawno pochwaliła się chłopakiem Tomem Ackerlym. Poznała go na planie filmu "Suite Française". I nie sądziła, że "najprzystojniejszy londyńczyk" zechce z nią być. – To zwyczajna, trzeźwo myśląca dziewczyna – powiedział o Margot Alexander Skarsgard, jej filmowy ukochany - Tarzan. Nie dodał, że zupełnie przy okazji 25-latka jest gwiazdą.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl