
Na hasło "wyszaleć się przed ślubem" wyszukiwarka Google podpowiada mi całe mnóstwo rzeczy, które powinnam zrobić zanim zdecyduję się powiedzieć sakramentalne "tak". Wszystkie podpowiedzi kręcą się wokół niezobowiązujących romansów, spontanicznych podróży, wydawania pieniędzy na swoje potrzeby i zabawy do białego rana. O ile romansów w małżeństwie nie przewiduję, tak nie bardzo potrafię znaleźć powód, by po ślubie nie podróżować, nie robić zakupów i nie chodzić na imprezy. Czy naprawdę małżeństwo jest jednoznaczne z pobytem w areszcie lub byciem posłuszną gejszą? Spoglądacie teraz z pobłażaniem...? Zgadzam się, to bzdura.
Ile znasz historii małżeństw, które zawarte z wielkiej młodzieńczej miłości rozpadły się po roku? Ja co najmniej kilka, i to z najbliższego otoczenia. A ile wymienisz historii miłości młodzieńczej, która przetrwała całe życie...? Osobiście znam jedną – swoich rodziców.
Hipoteza nr 2: decyzję o ślubie podejmujemy pod wpływem romantycznego uniesienia i wiary, że tak już będzie na zawsze. Bez wysiłku, bez cierpienia, bez wyrzeczeń.
Hipoteza nr 3: "Najważniejsze, żebyście się kochali", powtarzane przez nasze matki, jest dziś poprzedzone kilkukrotnym "pod warunkiem".
\Są też sytuacje, w których miłość chwyta za serce tak mocno i tak wcześnie, że nie mamy nic do gadania. Czy decyzję o ślubie powinniśmy odsunąć ze względu na młody wiek? - Stwierdzenie "kocham cię, jesteś tą jedyną, ale ja się jeszcze muszę wyszaleć" świadczy o niedojrzałości, o braku gotowości na stały związek. Dlatego jeśli czujemy się niegotowi na małżeństwo, nie powinniśmy się na nie decydować. Namawiam też na uczciwe przedstawienie sytuacji partnerowi. Nie można wymagać, by czekał, ale robienie czegoś za jego plecami gwarantuje problemy, niechęć, żal i potencjalnie definitywne zerwanie jakiejkolwiek reakcji - mówi Marta Kołacka.
Napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl
