Na hasło "wyszaleć się przed ślubem" wyszukiwarka Google podpowiada mi całe mnóstwo rzeczy, które powinnam zrobić zanim zdecyduję się powiedzieć sakramentalne "tak". Wszystkie podpowiedzi kręcą się wokół niezobowiązujących romansów, spontanicznych podróży, wydawania pieniędzy na swoje potrzeby i zabawy do białego rana. O ile romansów w małżeństwie nie przewiduję, tak nie bardzo potrafię znaleźć powód, by po ślubie nie podróżować, nie robić zakupów i nie chodzić na imprezy. Czy naprawdę małżeństwo jest jednoznaczne z pobytem w areszcie lub byciem posłuszną gejszą? Spoglądacie teraz z pobłażaniem...? Zgadzam się, to bzdura.
Bliska wniosków, że szaleństwo przed ślubem to legenda i niepotrzebne zawracanie głowy, przeprowadzam serię krótkich wywiadów wśród doświadczonych małżeństwem znajomych. I szybko okazuje się, że w tym szaleństwie jednak coś jest... Może nawet METODA.
Szaleć znaczy sprawdzać siebie
Ile znasz historii małżeństw, które zawarte z wielkiej młodzieńczej miłości rozpadły się po roku? Ja co najmniej kilka, i to z najbliższego otoczenia. A ile wymienisz historii miłości młodzieńczej, która przetrwała całe życie...? Osobiście znam jedną – swoich rodziców.
Hipoteza nr 1: wchodzimy w małżeństwo zbyt wcześnie, nieświadomi swoich potrzeb.
– Znamy kilka osób, które przez całe młodzieńcze życie zamiast siebie, słuchały wyłącznie rodziców. Liceum w książkach, studia w książkach i przez te wszystkie lata stały "normalny" związek. Efekt? Kiedy nadeszła niezależność finansowa i praca, w której rodzice nie mieli już żadnych udziałów, nadszedł czas na prawdziwą młodość. Nadrabiali stracone lata w takim tempie i w taki sposób, że nie wytrzymywały nie tylko ich wątroby, ale i drugie połówki – opowiadają Kamil i Kasia, mają po 27 lat, są szczęśliwym małżeństwem od dwóch lat.
Jednak szaleństwo przed ślubem nie dla każdego oznacza imprezowanie bez opamiętania. To również zawieranie niezobowiązujących, płytkich relacji i angażowanie się w płomienne romanse, którymi nie rządzą żadne reguły gry. Ślub stwarza okoliczności, w których nie ma miejsca na brak odpowiedzialności. Czyny, które kiedyś uchodziły nam płazem, po ślubie są niewybaczalne. Na pierwszy rzut oka to bardzo obciążające, jednak jeśli będziemy umieli tę odpowiedzialność udźwignąć, może się okazać, że wszystkie przyjemności po ślubie są o wiele bardziej satysfakcjonujące.
- Ślub sprawia, że czujemy się bezpieczni i jesteśmy na siebie o wiele bardziej otwarci. A to z kolei doskonałe okoliczności na prawdziwą bliskość, która może skutkować m.in. fantastycznym seksem. Wówczas seks przestaje być realizacją wyłącznie swoich fantazji seksualnych, jak to bywa w przypadku erotycznych szaleństw przed ślubem, a zaczyna być sposobem na wyrażanie uczuć. Wtedy angażujemy nie tylko ciało, ale i serce, więc efekt może być zaskakująco pozytywny. Płytkie relacje sprzed ślubu z miłością są nieporównywalne. To tak jakby zestawić zabawę "w dom" z prawdziwym życiem - mówi Marta Kołacka, psycholog, seksuolog, psychoterapeuta.
Dobry seks daje energię, dzięki niemu życie staje się atrakcyjniejsze. Nie jest on zarezerwowany ani dla singielek, które swobodnie zmieniają kochanków, ani dla mężatek, które sypiają od lat z tym samym mężczyzną. Chodzi o coś więcej – o świadomość swoich potrzeb, które warto znać zanim zwiążemy się z kimś na całe życie. Chociażby po to, by się nie rozczarować.
Tak jak nie każda z nas podziela entuzjazm do imprezowego trybu życia, tak nie każda też dobrze się czuje w roli kochanki bez zobowiązań. Czy jest coś, co łączy sposoby wyszumienia się? Jak szaleć, by się wyszaleć? – Według mnie chodzi o swobodę, o życie po swojemu, robienie tego, na co w danym momencie ma się ochotę, bez zastanawiania się co będzie dalej i oglądania się na cudze uczucia. Popełniłam ten błąd, że niezupełnie wyszalałam się w czasach bycia panną. Będąc w każdym związku nakładałam ciężkie kajdany niewolnicy i gejszy. Służyłam facetom zamiast się z nimi bawić. Wobec każdego, kto się we mnie zakochiwał czułam się dłużniczką. Wydawało mi się, że tak powinnam, że to jest fair. Ten sam schemat powtarzam w małżeństwie i kiedy próbuję się wycofywać mój mąż się buntuje. I wiem, że nie mogę mieć do niego pretensji, bo sama go do tego przyzwyczaiłam – mówi Natalia, ma 30 lat, jest mężatką od 5 lat.
Zasada jest jedna: zbieraj doświadczenia i nie rób niczego wbrew sobie. I dotyczy ona nie tylko sposobów na szaleństwo, lecz po prostu robienia tego, na co aktualnie mamy ochotę. - Doświadczenia, które wynosimy z innych związków mogą nam się w małżeństwie bardzo przydać. Jeśli na koncie mamy już kilka związków, prawdopodobnie łatwiej nam o kompromis, umiemy negocjować swoje warunki, wiemy kiedy odpuścić, a kiedy zawalczyć. Natomiast bywa też tak, że zakończony związek zostawia nas ze złamanym sercem lub poczuciem krzywdy. Wówczas istnieje ryzyko, że do naszego małżeństwa przyniesiemy nie tylko pożyteczne doświadczenia, ale i urazy. A to może rodzić bezpodstawne konflikty. Jeśli ktoś nas kiedyś zdradził, jest ryzyko, że będziemy zbyt podejrzliwi, chorobliwie zazdrośni, a to bardzo destrukcyjne - komentuje Marta Kołacka.
– Był okres w moim życiu, po długim i ciężkim związku, kiedy miałam dość zastanawiania się co wypada, a czego nie. Będąc z tym facetem musiałam to robić codziennie i codziennie musiałam zdobywać się na kolejne poświęcenia. Kiedy ten związek się skończył rozpaczałam tylko chwilę, bo szybko dotarło do mnie, że jestem wolna. Że nie muszę się na nikogo oglądać. Że kierowanie się tym, co pomyślą inni, nie przynosi żadnych sensownych rezultatów. Pierwszy raz w życiu, w wieku 28 lat dałam sobie przyzwolenie na seks bez zobowiązań. Po kilku miesiącach zaczęło mnie to nudzić. Nie żałuję, bo dzięki temu przekonałam się, jak to smakuje i świadomie mogłam stwierdzić, że to nie dla mnie – mówi Anka, ma 34 lata, jest szczęśliwą mężatką od 4 lat.
Szaleć znaczy szukać partnera idealnego
Hipoteza nr 2: decyzję o ślubie podejmujemy pod wpływem romantycznego uniesienia i wiary, że tak już będzie na zawsze. Bez wysiłku, bez cierpienia, bez wyrzeczeń.
Życie pod szyldem "żyli długo i szczęśliwie" rozczarowuje, jeśli oczekujemy codziennych romantycznych uniesień. Zapominamy, że związek to nie trzymanie się za ręce, patrzenie sobie w oczy i planowanie wspólnych wakacji, lecz godzina 13, kłopoty finansowe i pełen zlew naczyń do umycia. W okolicznościach pozbawionych romantyzmu, robi się nudno, zmęczony mąż to nie ten sam facet, co gotowy do poświęceń kochanek sprzed kilku miesięcy. Ale czy rezygnacja ze stałych relacji w młodym wieku i skakanie z kwiatka na kwiatek zamiast wstrzemięźliwości zwiększa nasze szanse na znalezienie partnera idealnego?
Marta Kołacka: - Doświadczenia seksualne sprzed ślubu dają szansę na poznanie swoich potrzeb i umiejętność komunikowania co lubimy, a co nie. To w stałym związku bardzo ważne. Jednak duże doświadczenie seksualne prowokuje do porównywania partnera do jego poprzedników, a to jest najgorsza rzecz jaką możemy zrobić i sobie i jemu. Jeśli jedną osobę porównujemy do kilku, to nie ma ona najmniejszych szans "wygrać" w tym rankingu.
Ślub na pewno nie zmienia cech charakteru. Jeśli ktoś lubił imprezy przed ślubem, sam fakt "zaobrączkowania" tego nie zmieni. Jednak wiele zależy od wyznawanych wartości. Jeśli ktoś przywiązuje wagę do ślubu ze względu na poglądy religijne, lub jest to dla niego symbol połączenia dwoje w jedno, to jest szansa, że wartości po ślubie zostaną przetasowane. Wówczas ślub może mieć fantastyczny wpływ na jakość związku. Problem pojawia się wtedy, gdy po ślubie pojawia się poczucie, że już nie trzeba się starać, że już jest po wszystkim. Myślenie: skoro jesteś moja, nie muszę już o ciebie zabiegać. Uleganie temu poczuciu to wielki błąd, często popełniany.
– Ślub z perspektywy romantycznego związku, który swoje początki ma w latach licealnych to ostatnie słowo. To pokazanie światu "oto my i nasza miłość, nic nas nie rozdzieli". Po sakramentalnym "tak" nie ma już perspektywy na nic bardziej romantycznego. Jest codzienność, na którą jako młode osoby, chodzące z głowami w chmurach, nie jesteśmy przygotowani. Takie podejście rozłożyło na łopatki moje pierwsze małżeństwo – opowiada Dagmara, ma 33 lata, dziś znów jest szczęśliwą mężatką. – Byłam przerażona, że "żyli długo i szczęśliwie" wygląda tak nędznie. Mój pierwszy mąż wiedząc, że jestem "jego" przestał zabiegać o moją uwagę. Poza tym, przed ślubem nie mieszkaliśmy razem. Byłam przyzwyczajona, że szykuję się na randkę kilka razy w tygodniu, a resztę czasu mam dla siebie i nikt mnie z niego nie rozlicza. Wcześniej nie zauważałam tej swobody. Tego, że mogłam flirtować bezkarnie z kolegami, bo w ich oczach wciąż byłam do zdobycia. Kiedy wyszłam za mąż wszystko się zmieniło i ta zmiana zaskoczyła mnie na tyle, że zwyczajnie jej nie uniosłam.
– Bardzo dziś doceniam wszystkie moje doświadczenia z mężczyznami sprzed ślubu. Byłam śmiertelnie zakochana wiele razy, kilka razy wydawało mi się, że to jest TO. Mój mąż też miał przede mną wiele kobiet i nie wyobrażam sobie być zazdrosna o przeszłość. Dziś jesteśmy bardzo szczęśliwi, wzięliśmy ślub po dwóch latach związku. Ale czy wiązanie się z mężczyznami bez oporu i strachu to był sposób na wyszalenie się? Kiedy patrzę na moje dawne związku z perspektywy czasu raczej myślę o nich, jak o szukaniu swojego miejsca po omacku... - komentuje Ania.
Szaleć znaczy kochać
Hipoteza nr 3: "Najważniejsze, żebyście się kochali", powtarzane przez nasze matki, jest dziś poprzedzone kilkukrotnym "pod warunkiem".
Większość z nas marzy o szalonej, romantycznej miłości. Płomienne romanse kojarzą się jednak bardziej z emocjami dostępnymi przed ślubem, nie po. Skoro ślub jest w dzisiejszych czasach romantycznym gestem, a nie kulturowo wymaganą powinnością, dlaczego same zamykamy sobie drogę do szczęśliwego i szalonego małżeństwa stawiając naszym przyszłym mężom bardzo wysokie wymagania?
– Nie wiem czy można wyszaleć się przed ślubem, bo wyszłam za mąż będąc w ciąży w wieku 19 lat. Wtedy to była tragedia. Czułam się jakby mi ktoś zabrał życie. Zanim urodziła się moja córka rozpaczałam. Mój mąż jest ode mnie kilka lat starszy, dla niego to był odpowiedni moment. Dla mnie zupełnie nie. Zdążyłam mieć raptem jednego chłopaka i zasmakować licealnych imprez. Ale dzisiaj nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne. I nie mówię sobie tego, by się pocieszyć. Po prostu bardzo szybko zrozumiałam czym jest prawdziwa miłość, wsparcie ze strony męża – ja to miałam, a moje koleżanki ze studiów błądziły w chaosie między jednym nieudanym związkiem, a drugim – opowiada Marta. Ma 37 lat, od 18 lat jest mężatką, niedawno po raz drugi została mamą. – Czy coś straciłam? Nie nazwałabym tego stratą. Po prostu zmieniły się moje priorytety. Kiedyś kręciły mnie sporty ekstremalne i zanim zdążyłam spróbować, urodziłam dziecko. Jednak nie poczułam nigdy smaku skoku na bungee dlatego, że ograniczała mnie córka, lecz dlatego, że tak wybrałam – wolałabym jej nie osierocić. Dlatego nie mam poczucia straty.
\Są też sytuacje, w których miłość chwyta za serce tak mocno i tak wcześnie, że nie mamy nic do gadania. Czy decyzję o ślubie powinniśmy odsunąć ze względu na młody wiek? - Stwierdzenie "kocham cię, jesteś tą jedyną, ale ja się jeszcze muszę wyszaleć" świadczy o niedojrzałości, o braku gotowości na stały związek. Dlatego jeśli czujemy się niegotowi na małżeństwo, nie powinniśmy się na nie decydować. Namawiam też na uczciwe przedstawienie sytuacji partnerowi. Nie można wymagać, by czekał, ale robienie czegoś za jego plecami gwarantuje problemy, niechęć, żal i potencjalnie definitywne zerwanie jakiejkolwiek reakcji - mówi Marta Kołacka.
- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym zrezygnować ze związku z ukochaną osobą tylko dlatego, że nie zdążyłem się wyimprezować. Wszystko zależy od tego, jakie mamy priorytety i temperament. U mnie ułożyło się to tak, że faktycznie dość wcześnie huknął we mnie piorun, który sprawił, że bardzo chciałem być z jedną jedyną osobą. Interesowało mnie tylko to, udało się i dziś ta osoba jest moją żoną. Nigdy nie miałem, nie mam teraz i nie sądzę, bym kiedykolwiek w przyszłości miał potrzebę, aby się wyszumieć, w takim sensie, by zrobić cokolwiek wbrew naszemu małżeństwu – mówi Dominik, ma 27 lat. W związku małżeńskim jest od roku, jednak ze swą obecną żoną jest od 18. roku życia.
Ślub zmienia na lepsze - to stwierdzenie podzielają wszystkie znane mi szczęśliwe małżeństwa, bez względu na swoją historię. – Moje życie zaczęło się po ślubie – mówi Anka. – Zupełnie inaczej chodzi się z dziewczynami na imprezy, kiedy wiesz, że w domu czeka na ciebie mąż. Zakładasz krótką kieckę żeby podobać się sobie, a nie facetom w klubie. Nie zawracasz sobie głowy tymi, którzy cię zaczepiają, bo potrzebę adoracji masz w stu procentach zaspokojoną. Jak nie robisz nic z przymusu, jeśli powiedziałaś "tak" z miłości, to nie musisz się przed wyszaleć, bo prawdziwe szaleństwo, zwłaszcza to emocjonalne, jeszcze przed tobą.
Napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl