
Jeszcze niedawno tatuaż, ekstrawagancka fryzura, czy tunel w uszach dyskwalifikowała w oczach pracodawcy. Ostatnio można zaobserwować nowy trend: w popularnych sieciówkach amerykańskich, kandydaci są dobierani według klucza: "im bardziej zwariowany wygląd, tym lepiej". Szybko się okazało, że to nowy rodzaj uniformizacji pracowników.
REKLAMA
– Zatrudnianie osób o niebanalnym wyglądzie daje zewnętrzny obraz firmy, która otwiera się na wszystkie typy osobowości. Najważniejsze, żeby taki wizerunek był spójny. W przeciwnym razie sztuczna postawa "luzacka" szybko zostanie zdemaskowana – uważa Jacek Krajewski z firmy Lightness.
Są miejsca, gdzie tatuaże, brody, tunele w uszach są wręcz oczywiste. Wystarczy przejść się po popularnych klubach i barach w okolicy warszawskiego Placu Zbawiciela, Mokotowa czy Powiśla. Barmani, kelnerzy, bariści chętnie w ten sposób podkreślają swój indywidualizm, otwartość i znajomość trendów. – Nie widzę w tym nic dziwnego. Przecież to naturalne, że właściciel knajpy, który prowadzi np. bar reggae, zatrudni barmanów z dreadami, a nie na przykład chłopców w stylu emo. Ale zgadzam się, że uniformizacja życia nastąpiła już wiele lat temu – mówi Michał Zaczyński, krytyk mody.
O ile niebanalny wygląd w barze, gdzie z założenia powinna panować luźna atmosfera nie jest czymś niezwykłym, to podobny trend zaczyna być zauważalny także w sieciowych kawiarniach. To przypadek, że od pewnego czasu w popularnych barach fastfoodowych, sieciowych kawiarniach, obsługują nas, brodaci, wytatuowani sprzedawcy? A może to właśnie nowy dress code?
"Podczas rekrutacji szukają przede wszystkich wesołków, ludzi otwartych, nieszablonowych, takich trochę freaków. Jak masz tatuaż, to masz dużego plusa. Dredy? Jeszcze lepiej. Brodę niczym oregoński drwal? Super!" pisze były pracownik Sturbucks
Wolność czy kolejne ograniczenia?
Dwa lata temu Starbucks poluzował swoją politykę wobec pracowników, dopuszczając tatuaże, czy kolorowe włosy. Ale przyszli kandydaci na baristów nie powinni się cieszyć z tych zmian. Na stronie Starbucksa można znaleźć precyzyjne informacje jak powinien wyglądać kandydat do pracy.
Dwa lata temu Starbucks poluzował swoją politykę wobec pracowników, dopuszczając tatuaże, czy kolorowe włosy. Ale przyszli kandydaci na baristów nie powinni się cieszyć z tych zmian. Na stronie Starbucksa można znaleźć precyzyjne informacje jak powinien wyglądać kandydat do pracy.
Tak więc: Swoje szalone wnętrze należy wyrażać „ kolorowymi włosami i tatuażami, jednak krawaty muszą być wyłącznie wąskie. Można mieć kolorowe skarpety, ale nie w groszki tylko w prążki. Spodnie typu rurki są dopuszczalne, byle nie dziurawe. Z nakryć głowy akceptowany jest kaszkiet, fedora, panama i beanie, ale już nie z pomponem. Dopuszczalne kolory ubrań to: czerń, szarość, granat, brąz i khaki. Wszystko musi występować tylko w niektórych kombinacjach.
– Stylista, który to wymyślił musi być chyba nazistą. Bo kto normalny dostrzeże różnicę między skarpetami w grochy, a skarpetami w prążki? – komentuje Zaczyński – ale poważnie mówiąc Starbucks może przekroczyć cienką granicę, kiedy od byciem „fajnym” dzieli nas kilka kilogramów, brak tatuażu czy fajnych spodni. Jest to przede wszystkim oszustwo wobec klienta, który widzi uśmiechniętych pracowników, nie zdając sobie sprawy, że pewne elementy wymuszone są procedurami. Część z nich pewnie będzie musiała kupić nową garderobę, za własne pieniądze.
Jak to wygląda w Polsce ?
Polski oddział Starbucksa na razie nie zdecydował się na tak daleko idące zmiany. Kierownictwo śledzi zmiany, które zaszły u amerykańskich kolegów, ale nadal trzymają się tradycyjnych uniformów: czyli czarne spodnie, buty na płaskiej podeszwie, schludny wygląd. Czy w Polsce pójdą w kierunku, jaki wyznaczyli amerykańscy koledzy? – Zmiany w Polsce są raczej ewolucją, niż rewolucją. Dopuszczamy brody, o ile są schludne, tatuaże, jeśli nie niosą ze sobą wulgarnych treści. Jednak tak szczegółowych procedur jak w Ameryce, nie planujemy. Poszukujemy osobowości, które odpowiadają filozofii firmy – mówi Maja Głuśniewska, odpowiedzialna za kontakt z mediami.
Polski oddział Starbucksa na razie nie zdecydował się na tak daleko idące zmiany. Kierownictwo śledzi zmiany, które zaszły u amerykańskich kolegów, ale nadal trzymają się tradycyjnych uniformów: czyli czarne spodnie, buty na płaskiej podeszwie, schludny wygląd. Czy w Polsce pójdą w kierunku, jaki wyznaczyli amerykańscy koledzy? – Zmiany w Polsce są raczej ewolucją, niż rewolucją. Dopuszczamy brody, o ile są schludne, tatuaże, jeśli nie niosą ze sobą wulgarnych treści. Jednak tak szczegółowych procedur jak w Ameryce, nie planujemy. Poszukujemy osobowości, które odpowiadają filozofii firmy – mówi Maja Głuśniewska, odpowiedzialna za kontakt z mediami.
– Firma, Starbucks wyrosła na pewnym sposobie podchodzenia do klientów. Zwracanie się po imieniu, otwartość, to są znaki firmowe marki, nawet jeśli czasami budzą w nas rozbawienie. Firma z pewnością pójdzie tą drogą, ale rekruterzy powinni pamiętać, że jeśli źle potraktują kandydata, na pewno nie wróci tam jako klient – mówi Jacek Krajewski.
Napisz do autora: oskar.maya@natemat.pl
