Najpierw wprost zaproponował dodatkowe lekcje jazdy w zamian za seks. Potem roztrzęsioną młodą kursantkę głaskał po udach, a następnie dotykał jej krocza. Odmówiła kategorycznie. Po dwóch dniach wahania zdecydowała się zawiadomić policję, choć przecież nie miała żadnych dowodów. Dziś już wiadomo - sprawa skończy się w sądzie. A kobiecie już można gratulować odwagi!
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Wydarzenia opisane przez "Głos Wielkopolski" rozegrały się w maju na trasie między Trzcianką a Piłą. 45-letni instruktor Jarosław K. nauki jazdy uznał, że ponad 20-letnia uczennica nie jeździ jeszcze za dobrze i potrzebuje dodatkowych lekcji. Oferta brzmiała - lekcje będą darmowe, ale instruktor oczekuje, że kursantka odwdzięczy się seksem. Młoda kobieta prowadziła samochód i nie miała jak się bronić przed "końskimi zalotami" Jarosława K.
Dowody dostarczył sam
Nie od razu poszła z tym na policję, ale opowiedziała o swoich traumatycznych przeżyciach swoim znajomym. Dopiero po dwóch dniach zgłosiła się na komendę. Na szczęście policja, a potem prokuratura sprawę potraktowały poważnie. – Za tym, że mówi prawdę przemawiają właśnie zeznania świadków, jej znajomych, którym się zwierzyła na gorąco, tuż po tym zdarzeniu – mówi "Głosowi Wielkopolskiemu" szef prokuratury w Trzciance Radosław Groczyński.
I choć początkowo nie było dowodów w sprawie, to instruktor dostarczył je sam. O oskarżeniach kursantki od znajomych dowiedziała się żona 45-latka i urządziła mu awanturę. Jarosław K. oczywiście do niczego się nie przyznał, ale wkrótce wysłał do poszkodowanej kilka sms-ów. Prokuratura ich treści nie ujawnia, ale wiadomo, że to co napisał instruktor wskazuje, że rzeczywiście dopuścił się molestowania. Teraz, po kilku miesiącach śledztwa, do sądu trafił akt oskarżenia wobec Jarosława K. Może mu grozić do 3 lat więzienia.
Dłoń na gałce, dziwne ruchy...
Tego typu historii w całym kraju jest mnóstwo. Internet jest pełen opowieści o obleśnych instruktorach, ich dwuznacznych tekstach i ich rękach, których nie potrafią trzymać przy sobie. 19-letnia Nadia pisze ostro: "Mój instruktor jazdy to obleśny zbok!". Nie chce z nim więcej jeździć, ale ten człowiek jest przyjacielem jej ojca, lekcji udziela w promocyjnej cenie, więc...
Kobiety dzielą się tymi historiami ze znajomymi, anonimowo w sieci - rzadko jednak idą z tym na policję. A zboczeniec dalej udziela lekcji i liczba poszkodowanych rośnie. Chyba że znów któraś zdobędzie się na odwagę.
"Specyficzne" metody nauczania
Tak było 7 lat temu w Częstochowie. 58-letni instruktor, emerytowany policjant, w trakcie nauki jazdy łapał kursantki za kolana, za piersi, dotykał krocza. Pytał na przykład "czy wiesz, jak to jest od tyłu?". 28-letnia kursantka nie wytrzymała, poszła do prokuratury wraz z mężem. Po niej odważyły się kolejne i też złożyły zeznania. Instruktor Arkadiusz C. do niczego się nie przyznał. Wyjaśniał, że takie ma metody nauczania. W 2010 roku sąd w Częstochowie wydał wyrok - półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Taka kara raczej nie dodaje odwagi innym poszkodowanym.
Szefowa Centrum Praw Kobiet Urszula Nowakowska przyznaje w rozmowie z naTemat, że kobiety molestowane przez instruktorów jazdy co jakiś czas zgłaszają się do CPK z prośbą o pomoc. Jednak ani razu sprawa nie zakończyła się zgłoszeniem policji.
Nowakowska radzi kobietom, by się nie poddawały. Jeśli w samochodzie nauki jazdy dochodzi do przestępstw na tle seksualnym, warto to zarejestrować dyktafonem w komórce. Wtedy będzie dowód w postaci nagranych obleśnych tekstów, czy głosów protestu, gdy ręka instruktora znajdzie się nie tam, gdzie powinna. Warto też porozmawiać z innymi kursantkami danego instruktora, bo w jedności siła i razem łatwiej będzie podjąć walkę. Na pewno panie mogą liczyć na pomoc Centrum Praw Kobiet.
Na razie pozostaje czekać na wyrok sądu w Trzciance w sprawie Jarosława K. i liczyć, że ośmieli on inne poszkodowane kobiety.
Ostatnio uczył mnie szybkiej obsługi skrzyni biegów. Oczywiście moja dłoń na gałce, on na mojej i jakieś dziwne ruchy. Miałam wrażenie, że wyobraża sobie coś innego. Szybko gubił wątek, patrzył się w mój dekolt... Strasznie krępująca atmosfera. A przecież go nie spoliczkuję i nie wyzwę od chamów, bo tak naprawdę niczego konkretnego nie zrobił, a na dodatek to przyjaciel ojca. Czytaj więcej
Urszula Nowakowska, dyrektorka Centrum Praw Kobiet
Mieliśmy kilka takich przypadków. Kobiety nie idą z tym na policję, bo się boją, że znajdą się na jakiejś czarnej liście instruktorów i egzaminatorów. Wiadomo, że nie jest łatwo zdać egzamin na prawo jazdy. A jeśli podejmie się walkę, to można się obawiać, że całe środowisko się zemści i o prawie jazdy można zapomnieć.