Bez wątpienia Stanisław Lem wielkim pisarzem był. Na tyle wielkim, by z honorami uczcić 95. rocznicę jego urodzin. I choć wszyscy kojarzą "Solaris", a co niektórzy jeszcze "Bajki robotów", to ciągle nie doceniamy wszystkich interesujących pomysłów, na które Lem wpadał przez lata swojej pracy. A powinniśmy - część z nich ciągle czeka na realizację.
Kiedy pierwszy raz czytałam "Cyberiadę", gry The Sims i Sim City właśnie przeżywały swoje wielkie pięć minut. Nie miałam jeszcze wówczas pojęcia, że twórcy bezpośrednio inspirowali się opowiadaniami Polaka (w szczególności "Powtórką" i "Wyprawą siódmą"). Mimo to, śledząc dziwne eksperymenty dokonywane przez parę bohaterów, Trurla i Klapaucjusza, nie można było nie dostrzec podobieństwa z popularnym symulatorem prawdziwego życia.
Bohaterowie "Cyberiady" bawili się w tworzenie światów wielkości pudełka, zamieszkiwanych przez żywe organizmy. W jednych rozwijały się zaawansowane technologie, w innych dochodziło do przewrotów zbrojnych i wojen religijnych. W jeszcze innych trzeba było zlikwidować kilku niewygodnych typków, żeby doprowadzić do pożądanego rozwoju sytuacji. Kreatywność naukowców nie miała granic. Podobnie jak nie ma granic kreatywność graczy zamykających swoich Simów w pomieszczeniach bez drzwi albo zsyłających inwazję UFO na tworzone przez siebie miasto.
Gra z udziałem Simów jest jednak zaledwie kroplą w morzu szalonej wyobraźni Lema. Może internet jako taki nie był oryginalnym pomysłem pisarza - w środowisku twórców science-fiction idea cybernetycznej sieci scalającej świat w jedną całość pojawiała się wielokrotnie (np. u Arthura C. Clarke, by nie szukać daleko).
Zapowiedź internetu, jaką przedstawił Lem w "Dialogach" z 1957 roku jest jednak zaskakująco bliska rzeczywistości. Już wtedy zdawał sobie sprawę, że możliwości obliczeniowe pojedynczego komputera są ograniczone. W jego wizji pojawia się zatem sieć połączonych ze sobą komputerów, łącznie z centralnym, pełniącym funkcję serwera. Sieci te wkrótce miały uzyskać zasięg globalny:
Jeśli czytasz ten tekst na laptopie, tablecie albo smartfonie, to miej świadomość, że ich istnienie pisarz również przewidział. W "Obłoku Magellana" tego typu urządzenia noszą nazwę trionów. Nie trzeba dodawać, że były urządzeniami powszechnie dostępnymi.
Co ciekawe, triony miały w wyobraźni Lema jeszcze jedną funkcję - mianowicie taką, którą dziś nazwalibyśmy… drukowaniem 3D. Z kolei jak dotąd nie sprawdziły się jego przewidywania o całkowitym wyparciu książek przez e-booki, jaką spotkamy w "Powrocie z gwiazd", choć trafnie opisał ich działanie. Mamy za to kolorową telewizję w jakość HD.
A co z rzeczywistością wirtualną, czy, jak nazywał ją pisarz, fonomatyką? Lem zawędrował do niej w "Powrocie z gwiazd", jednej z jego najbardziej pesymistycznych powieści, jeśli chodzi o rozwój nowych technologii. Dość powiedzieć, że jej bohaterowie zamiast do kina, chodzili do "realu". "Real" był natomiast niczym innym jak wirtualną rzeczywistością, w której można było przeżywać emocjonujące przygody, fikcyjną, ale nie odróżnialną od tej prawdziwej.
Do wirtualnej rzeczywistości pisarz podchodził ostrożnie. W zbiorze esejów "Summa technologiae" stawiał na przykład tezę, że wkroczenie do niej może być podróżą w jedną stronę. Gwarantowana realistyczność doświadczeń może sprawić, że już nigdy nie zyskamy pewności, czy nie żyjemy "w Matrixie".
Oczywiście i może na szczęście nie wszystkie z jego fantazji się sprawdziły. W "Pokoju na Ziemi" napotykamy interesującą kontynuację postępującego na Ziemi wyścigu zbrojeń, który przeniósł się… na Księżyc, oddzielając się od swoich inicjatorów i zaczynając żyć własnym życiem. Biada temu, kto by na niego zawędrował (na przykład, jak to u Lema, główny bohater powieści).
W "Powrocie z gwiazd" z kolei możemy poczytać o zastąpieniu tradycyjnych ubrań z materiału formowanymi z pianki. Cóż, jak dotąd w spreju mamy tylko rajstopy. Na razie nie ma też mowy o masowym ograniczaniu ludzkiej agresji oraz libido za pomocą specjalnych środków farmakologicznych… A to tylko kilka przykładów jego zadziwiających wizji. Z wrodzoną sobie autoironią pisarz zresztą stwierdził, że"człowiek musi tylko jeść, pić i ubierać się; reszta jest szaleństwem".
Mamy wiele powodów, by uczcić rocznicę urodzin Stanisława Lema. Wizjonerskie pomysły, miliony sprzedanych książek na całym świecie, przetłumaczonych już na 41 języków, rozsławienie Polski za granicą. Nic zatem dziwnego, że Krakowianie podchodzą do obchodów bardzo poważnie. A w ramach nich - spacer śladami Lema, pokaz filmu "Kongres", debata pt. "Kongres futurologiczny czyli świat w systemie powszechnej miłości bliźniego" z udziałem prof. dr hab. Piotra Popika oraz sekretarza pisarza Wojciecha Zemeka oraz głośne czytanie fragmentów opowiadań.
Dopóki nie skorzystałem z internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.
Stanisław Lem
Jeśli powstaną wskutek sukcesywnego zrastania się informatycznych maszyn i banków pamięci - państwowe, kontynentalne, a potem i planetarne sieci komputerowe, a to jest realny kierunek rozwoju (...).
"Dialogi"
Stanisław Lem
Trion może magazynować nie tylko obrazy świetlne, sprowadzone do zmian jego struktury krystalicznej, a więc podobizny stronic książkowych, nie tylko wszelkiego rodzaju fotografie, mapy, obrazy, wykresy czy tablice, jednym słowem wszystko, co można przedstawić w sposób dostępny odczytaniu wzrokiem. Trion może magazynować równie łatwo dźwięki, a więc głos ludzki, jak i muzykę, istnieje też metoda „zapisu woni".
"Obłok Magellana"
Stanisław Lem
Telewizja nasza, w przeciwieństwie do średniowiecznej, jest barwna i plastyczna, obrazy jej dają pełne złudzenie rzeczywistości i człowiek, ślęczący u telewizora nad powieścią czy pracą naukową, nawet nie pomyśli o tym, że czytane dzieło czy oglądany przedmiot nie istnieją „naprawdę” w takiej postaci, W jakiej jawią się przed nim.
"Obłok Magellana"
"Powrót z gwiazd"
Nie można już było szperać po półkach, ważyć w ręce tomów, czuć ich ciężaru, zapowiadającego rozmiar lektury. Księgarnia przypominała raczej elektronowe laboratorium. Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było przy pomocy optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu. Ale optonów mało używano, jak mi powiedział robot-sprzedawca. Publiczność wolała lektany – czytały głośno, można je było nastawiać na dowolny rodzaj głosu, tempo i modulację.