
Reklama.
Hołdys jest wściekły. Robi więc to, co zwykle w takiej sytuacji robi - siada do komputera i pisze. Mocno. Bez ogródek. Stanowczo. Wytyka błędy i manipulacje, podsumowując wydarzenia, które rozsierdzają Polaków. – Wkurza mnie to od wielu tygodni. Chyba od chwili nocnego gwałtu na sejmie w wykonaniu komunisty Piotrowicza, który nie obcyndalając się zbytnio rechotał, olewał głosy opozycji (...) Gdy raz głosowanie wyśliznęło mu się z rąk, uznał je za sfałszowane i wbrew prawu je powtórzył, a posłowie opozycji karnie wzięli w nim udział. Jak te biedne owce w „Milczeniu owiec”, które nie kwękając szły na rzeź – zaczyna.
Opozycja "kwili i nie walczy", jest "obijanym workiem bokserskim" i ma nic wspólnego z ruchem oporu, którego dzisiaj tak bardzo wszyscy potrzebujemy. W zamian mamy, pisze Hołdys, klepanie treści w internecie i udzielanie wywiadów. KOD nie jest lepszy. – Był nadzieją wielu ludzi. Wędruje ulicami coraz mniejszymi grupami, niekiedy w niejasnym celu, dla samego protestu bez tytułu, ktoś przemawia na placach o konieczności obrony demokracji, chwilami wydaje się, że ruch KOD jest coraz bardziej wątły, a na pewno nie ma żadnej projekcji na przyszłość. Obrona demokracji to dość ogólne hasło – ocenia. O dziwo, działacze Komitetu udostępniają, politycy opozycji również.
Manifest kończy się tak: "Od kilku miesięcy jesteśmy pojeni nową historią Polski. To takie zjawisko, jak przy oraniu ciężkimi pługami płytkiej gleby, gdzie pozostałości upraw, korzenie, resztki łodyg i rżyska po wywróceniu znajdują się pół metra pod ziemią, zmieszane z gliną i przestają być naturalnym nawozem. Tak powstaje ugór. Jeśli się go nie obsieje choćby łubinem, nic z tej ziemi nie zostanie i nic na niej nie urośnie".
Całość można przeczytać pod tym linkiem.